Sierpniowa mozaika kojarzy mi się z szachownicą pól z dojrzałymi zbożami o różnych odcieniach złota, brązu, żółci, rudości, które to kolory tworzą tę szachownicę. Może to trochę archaiczny obrazek, trochę też nostalgiczny, ale ja też jestem trochę archaiczna i trochę nostalgiczna.
Mozaika to też inne skojarzenie – swego rodzaju misz-masz, konglomerat, mieszanka, całość złożona z kawałków, fragmentów, części, drobiażdżków.
A więc sprawozdanie z wakacji – mozaikowe, sierpniowe i wakacyjne.
1. Wakacje w szpitalu-sanatorium
Ponad trzy tygodnie spędziłam w Korfantowie. Korfantów to miasteczko, które 20 lat temu odzyskało prawa miejskie i w połowie sierpnia, dokładnie trzynastego sierpnia, to 20-lecie mija. Nie wiem, kiedy prawa te uzyskało po raz pierwszy ani też kiedy się ich pozbyło, ale to chyba nie ma większego znaczenia. Korfantów najbardziej znany jest z rehabilitacji i szpitala rehabilitacyjnego, w którym stawia się na nogi różne biodra, kręgosłupy i inne nogi. Szpital zajmuje dawny pałacyk, a do tego ma przybudówkę, w której ja miałam przyjemność mieszkać. Jest to szpital, bo jest to szpital (i nie jest to masło maślane, piszę to świadomie!), ale jest to też jakby sanatorium, bo są zabiegi i zajęcia rehabilitacyjne, a najważniejsze – nie trzeba chodzić w piżamach, koszulach nocnych i żadnych sflaczałych szlafrokach! I dzięki Ci, Panie, za to, bo człowiek czuje się bardziej człowiekiem niż w tzw. „normalnym” szpitalu.
Taki afrykański zachód słońca widziałam z okna mojego pokoju.
2. Żniwne pola
Przez Korfantów płynie rzeczka, przy moście nie ma jej nazwy, w dali między drzewami, widać żniwne pole, jeszcze nie skoszone, choć żniwa, jak wiem, w pełni. Mostek ma ładną balustradę, ozdobioną srebrnymi kwiatowymi ornamentami. Mostek nad rzeczka wygląda bardzo romantycznie, powiedziałabym.
I powiedziałam 🙂
3. Chyba zaczynam wariować
Kiedy jestem poza moim naturalnym środowiskiem, czyli poza domem dłużej niż tydzień, zaczynam wariować. Zauważyłam to któregoś dnia na stołówce. Już ponad dwa tygodnie byłam w Korfantowie, w szpitalu, gdzie kolejny raz po kolejnej operacji kuruję moją nóżkę z pokiereszowanym kolankiem. Jako że dłużej niż ten tydzień nie ma mnie w domu, zaczynam zatem wariować. Polega to na tym, że jest mi źle i z minuty na minutę coraz gorzej – chcę do domu, wszystko mnie złości, a nic się nie podoba, wszystko jest bez sensu, smutnieję coraz bardziej, nie chcę być tu, gdzie jestem, tęsknię za wszystkim moim, zwykłym, normalnym.
A potem kiedy już jestem w swoim tzw. naturalnym środowisku jest wielkie ufff! No i znowu te banały: NIE MA JAK W DOMU albo WSZĘDZIE DOBRZE, A W DOMU NAJLEPIEJ. Ale to święte banały.
4. Czuję się bezpiecznie
Obiekt szpitala, w którym mieszkam, ma tylne wejście (aż chciałoby się powiedzieć: tajne). Wchodząc przez tylną zawsze otwartą bramę, widać zawieszoną na płocie tablicę. Obiekt pilnuje agencja ochroniarska Netoperek. Och, sorry, Guard.
Przepraszam, nie mogłam się oprzeć…
5. Na budowie
Szpital w Korfantowie wciąż się rozbudowuje. Rozbudowa odbywa się codziennie pod moim oknem, dzięki czemu mam budowlane hałasy od 7. rano do 4. po południu. Ciekawe jest oglądać jak zmienia się z dnia na dzień dach nowej sali operacyjnej. Pewnego dnia nie wiadomo skąd i jak pojawiła się na budowie druga wielka maszyna i razem z dźwigiem, pierwszą i stałą wielką maszyną, stanowiły przepiękną parę, szczególnie wtedy, gdy pracowały razem. Druga wielka maszyna służyła do wylewki cementu. Tego samego dnia, kiedy się pojawiła, i tak samo tajemniczo – jak się pojawiła, tak i zniknęła. I zobaczcie, ludzie przy tych urządzeniach to ludziki!
6. Dom Kultury
W Korfantowie jest bardzo fajny Dom Kultury, byłam, widziałam, uczestniczyłam w obchodach z okazji XX-lecia odzyskania przez Korfantów praw miejskich. Piękna uroczystość, podczas której mój kolega po piórze, poeta, Edmund Borzemski otrzymał tytuł zasłużonego dla gminy Korfantów.
– tablica 1
No i w tym Domu Kultury znajduje się tablica korkowa ogłoszeniowa, a na niej „siedzi kotek na płotku”. I taki śliczny kotek z serduszkiem bardzo mi się spodobał. Zwłaszcza, że ktoś wywiesił anons o oddaniu dwóch małych kotków.
– tablica 2
No i w tym Domu Kultury znajduje się tablica obok tamtej korkowej ogłoszeniowej, a za jej szybą pokazana jest działalność Domu – zdjęcia, a pod nimi daty (np. Dni Korfantowa z 1999 r.!), które mnie zdziwiły. To nic później się nie działo? Nic się nie dzieje? Czemu takie starocie? Rozumiem, ze archiwalia itp., ale może jakichś ludzi i foty bardziej aktualne? Ta tablica nie bardzo mi się nie podobała.
7. Klub seniora
W Korfantowie jest Klub Seniora.8. Poniżej poziomu morza
Niektóre domy w rynku i na kilku innych starych uliczkach prezentują stary sposób budowania. Okna mieszkań są na wysokości kolan niekoniecznie wysokiego mężczyzny, niektóre na wysokości łydek. Trochę to wygląda dziwnie. Ale kiedyś tak budowano, prawda? Wchodziło się z chodnika nie schodkami w górę, tylko schodkami w dół, prosto do sieni albo i od razu do kuchni czy pokoju. Dziwne. Nawet lekko przytłaczające.9. Kościół w aniołkach
Przepiękny jest kościół w Korfantowie. Cały w barokowych aniołkach złotych, lokatych i pucołowatych. Chce się w nim być i chce się modlić.
Modlitwa
Nie do was się modlę
anieli w niebiesiech
hierarchowie boży
dostojnicy w złotych aureolach
tylko do was
aniołki z ambony w kościele
cherubinki tłuściutkie
z buziami w aureolkach z pozłacanych loków
na pozłacanych chmurkach harcujące
pucołowate i figlarne
bo to z wami będzie
chodzić do niebieskiej szkoły
z wami psocić na lekcjach chóru
uczyć się śpiewu i gry
na lirach i anielskich trąbkach
to z wami zamieszka
w internacie ze złoconych chmurek
i z wami chodzić będzie
na niebieską stołówkę
I może w końcu przy was
nabierze
trochę ciała
(Wiersz z tomiku „Kołderka z białego marmuru”)
10. Do dziesięć razy sztuka
Albo może inaczej to brzmi, albo może do trzech?… Ale punkt jest: dziesięć. Stąd więc takie skojarzenie i tym razem do dziesięć razy sztuka
Tutaj odsyłam wszystkich do super bloga o książkach i czytaniu – http://cowartoczytac.blog.pl – Beaty Kobierowskiej. To blog z pomysłem, tak bym go nazwała; nie tylko recenzja za recenzją, ale i inne działania, bardzo ciekawe zresztą, na rzecz cudownej sztuki czytania. Jak choćby konkursy dla czytelników. No i „Felicjanka” – nagroda dla książek i autorów, i przepiękna statuetka jednocześnie. Za każdym razem, kiedy wchodzę na tę stronę o książkach, to podziwiam – same recenzje i owszem, ale także pasję Pani Beaty i umiejętność przekuwania tej pasji w realność! Chyba tak to mogę określić, chyba właśnie tak!
A tu można zobaczyć recenzję „Kołderki z białego marmuru”:
http://cowartoczytac.blog.pl/2013/07/20/renata-blicharz-kolderka-z-bialego-marmuru/