Jak nie zapomnieć o lecie

Dzisiejszy dzień zaczął się deszczem. Może później się wypogodzi, zrobi jaśniej, wyjdzie słońce, będzie cieplej. Ale teraz to tylko można powspominać cudną ciepło-gorącą pogodę, na którą wtedy, kiedy była, zdarzało się nam – tak, tak – narzekać.

Żeby nie zapomnieć o lecie, trzeba lato zapisywać na zdjęciach. Zdjęcia utrwalają naszą pamięć, chwytają i trzymają, zatrzymują wspomnienia.  Jak choćby takie opolskie wspomnienia ze spaceru nad stawkiem Barlickiego i krótkiego postoju na przystanku przy Piastowskiej. W pełnym słońcu szyba przystanku jest lustrem dla ulicy , mostu nad kanałem Ulgi, budynków za kanałem. A przed przystankiem, przed moimi oczami na wprost, mam klomb z kwiatami w pełnym rozkwicie, auta wesołe (to od słońca!), zieleń też radosną (to też od słońca!) i kościół Franciszkanów dalej za drzewami.

Wakacje są wspaniałe. A ja jestem cała w kolorze blue 🙂

20180822_104203

20180826_122200

20180822_104810

Po wakacjach, a tu recenzja

 

Bo wakacje zrobiłam sobie bez komputera i internetu! Czy to możliwe? No cóż, trudno było, ale można! To tylko tydzień. Spędzony wśród znajomych i przyjaciół, a także nowych nieznajomych, pełen inspiracji wszelakich, źródeł dobrych i złych, ale jedne i drugie potrzebne i inspirujące właśnie. Tydzień spędzony w ciekawej okolicy, dużo zieleni, dzikich kwiatów, zaskakujących krajobrazów. Co też inspiruje i ładuje wewnętrzny akumulator.

A kiedy już po powrocie z wakacji wielkich, choć niestety bardzo krótkich, otwieram komputer, to znajduję recenzję mojej „Czarownicy…”. A ta recenzja znajduje się na portalu Przystań Literacka i zaczyna się tak:

Ona i on. Ona bardzo świadoma swoich pragnień czeka półnaga na plaży. On dla niej potrafi zejść ze statku i po kręgach światła przejść na ląd. Jest noc, gdzieś między chmurami zawieszony księżyc. Czy można chcieć jeszcze więcej?

Taki obraz, pełen nasyconych barw wprowadza do równie intensywnego świata wierszy. Jego autor, mistrz szkoły polskiego plakatu, Rafał Olbiński stworzył pełną liryki sytuację pomiędzy kobietą i mężczyzną. Jej wymowa materializuje się wewnątrz tomiku wierszy „Czarownica w sypialni” (…)

Lubię wakacje i niespodzianki po wakacjach 🙂

Lubię hasło Przystani: Przystań z książką i zacznij wreszcie czytać! 🙂

Kierunek wakacje!

 

Pora na wakacje, na dolce far niente, jak mówią starożytni Włosi. I nie tylko. Mnie też się marzy słodkie lenistwo, do którego namawiam i na które się wybieram. Mój wakacyjny kierunek to Szklarska Poręba, miasteczko z tłumem wczasowiczów, deptakiem, kawiarenkami, wczasową atmosferą, czyli klimatem słodkiego wczasowego włóczęgostwa,  a do tego z lasami, skałami i łagodnymi górskimi zejściami wokół.

Więc na chwilę znikam, nie ma mnie… Zapadam się w Szklarską Porębę jak niedźwiedź w sen zimowy!

 

 

Źródło zdjęcia ze strony  www.e-karkonosze.info

Sprawozdanie z wakacji – sierpniowa mozaika

Sierpniowa mozaika kojarzy mi się z szachownicą pól z dojrzałymi zbożami o różnych odcieniach złota, brązu, żółci, rudości, które to kolory tworzą tę szachownicę. Może to trochę archaiczny obrazek, trochę też nostalgiczny, ale ja też jestem trochę archaiczna i trochę nostalgiczna.

Mozaika to też inne skojarzenie – swego rodzaju misz-masz, konglomerat, mieszanka, całość złożona z kawałków, fragmentów, części, drobiażdżków.

A więc sprawozdanie z wakacji – mozaikowe, sierpniowe i wakacyjne.

1. Wakacje w szpitalu-sanatorium

Ponad trzy tygodnie spędziłam w Korfantowie.  Korfantów to miasteczko, które 20 lat temu odzyskało prawa miejskie i  w połowie sierpnia, dokładnie trzynastego sierpnia, to 20-lecie mija. Nie wiem, kiedy prawa te uzyskało po raz pierwszy ani też kiedy się ich pozbyło, ale to chyba nie ma większego znaczenia. Korfantów najbardziej znany jest z rehabilitacji i szpitala rehabilitacyjnego, w którym stawia się na nogi różne biodra, kręgosłupy i inne nogi. Szpital zajmuje dawny pałacyk, a do tego ma przybudówkę, w której ja miałam przyjemność mieszkać. Jest to szpital, bo jest to szpital (i nie jest to masło maślane, piszę to świadomie!), ale jest to też jakby sanatorium, bo są zabiegi i zajęcia rehabilitacyjne, a najważniejsze – nie trzeba chodzić w piżamach, koszulach nocnych i żadnych sflaczałych szlafrokach! I dzięki Ci, Panie, za to, bo człowiek czuje się bardziej człowiekiem niż w tzw. „normalnym” szpitalu.

Taki afrykański zachód słońca widziałam z okna mojego pokoju.

2. Żniwne pola

Przez Korfantów płynie rzeczka, przy moście nie ma jej nazwy, w dali między drzewami, widać żniwne pole, jeszcze nie skoszone, choć żniwa, jak wiem, w pełni. Mostek ma ładną balustradę, ozdobioną srebrnymi kwiatowymi  ornamentami. Mostek nad rzeczka wygląda bardzo romantycznie, powiedziałabym.

I powiedziałam 🙂

 

3. Chyba zaczynam wariować

Kiedy jestem poza moim naturalnym środowiskiem, czyli poza domem dłużej niż tydzień, zaczynam wariować. Zauważyłam to któregoś dnia na stołówce. Już ponad dwa tygodnie byłam w Korfantowie, w szpitalu, gdzie kolejny raz po kolejnej operacji kuruję moją nóżkę z pokiereszowanym kolankiem. Jako że dłużej niż ten tydzień nie ma mnie w domu, zaczynam zatem wariować. Polega to na tym, że jest mi źle i z minuty na minutę coraz gorzej – chcę do domu, wszystko mnie złości, a  nic się nie podoba, wszystko jest bez sensu, smutnieję coraz bardziej, nie chcę być tu, gdzie jestem, tęsknię za wszystkim moim, zwykłym, normalnym.

A potem kiedy już jestem w swoim tzw. naturalnym środowisku jest wielkie ufff! No i znowu te banały: NIE MA JAK W DOMU albo WSZĘDZIE DOBRZE, A W DOMU NAJLEPIEJ. Ale to święte banały.

4. Czuję się bezpiecznie

Obiekt szpitala, w którym mieszkam, ma tylne wejście (aż chciałoby się powiedzieć: tajne). Wchodząc przez tylną zawsze otwartą bramę, widać zawieszoną na płocie tablicę. Obiekt pilnuje agencja ochroniarska Netoperek. Och, sorry, Guard.

Przepraszam, nie mogłam się oprzeć…

5. Na budowie

Szpital w Korfantowie wciąż się rozbudowuje. Rozbudowa odbywa się codziennie pod moim oknem, dzięki czemu mam budowlane hałasy od 7. rano  do 4. po południu. Ciekawe jest oglądać jak zmienia się z dnia na dzień dach nowej sali operacyjnej. Pewnego dnia nie wiadomo skąd i jak pojawiła się na budowie druga wielka maszyna i razem z dźwigiem, pierwszą i stałą wielką maszyną, stanowiły przepiękną parę, szczególnie wtedy, gdy pracowały razem. Druga wielka maszyna służyła do wylewki cementu. Tego samego dnia, kiedy się pojawiła, i tak samo tajemniczo –  jak się pojawiła, tak i zniknęła. I zobaczcie, ludzie przy tych urządzeniach to ludziki!

6. Dom Kultury

W Korfantowie jest bardzo fajny Dom Kultury, byłam, widziałam, uczestniczyłam w obchodach z okazji XX-lecia odzyskania przez Korfantów praw miejskich.  Piękna uroczystość, podczas której mój kolega po piórze, poeta, Edmund Borzemski otrzymał tytuł zasłużonego dla gminy Korfantów.

– tablica 1

No i w tym Domu Kultury znajduje się tablica korkowa ogłoszeniowa, a na niej „siedzi kotek na płotku”. I taki śliczny kotek z serduszkiem bardzo mi się spodobał. Zwłaszcza, że ktoś wywiesił anons o oddaniu dwóch małych kotków.

– tablica 2

No i w tym Domu Kultury znajduje się tablica obok tamtej korkowej ogłoszeniowej, a za jej szybą pokazana jest działalność Domu – zdjęcia, a pod nimi daty (np. Dni Korfantowa z 1999 r.!), które mnie zdziwiły. To nic później się nie działo? Nic się nie dzieje? Czemu takie starocie? Rozumiem, ze archiwalia itp., ale może jakichś ludzi i foty bardziej aktualne? Ta tablica nie bardzo mi się nie podobała.

7. Klub seniora

W Korfantowie jest Klub Seniora.8. Poniżej poziomu morza

Niektóre domy w rynku i na kilku innych starych uliczkach prezentują stary sposób budowania. Okna mieszkań są na wysokości kolan niekoniecznie wysokiego mężczyzny, niektóre na wysokości łydek. Trochę to wygląda dziwnie. Ale kiedyś tak budowano, prawda? Wchodziło się z chodnika nie schodkami w górę, tylko schodkami w dół, prosto do sieni albo i od razu do kuchni czy pokoju. Dziwne. Nawet lekko przytłaczające.9. Kościół w aniołkach

Przepiękny jest kościół w Korfantowie. Cały w barokowych aniołkach złotych, lokatych i pucołowatych. Chce się w nim być i chce się modlić.

Modlitwa

 

 

Nie do was się modlę

anieli w niebiesiech

hierarchowie boży

dostojnicy w złotych aureolach

 

tylko do was

aniołki z ambony w kościele

cherubinki tłuściutkie

z buziami w aureolkach z pozłacanych loków

na pozłacanych chmurkach harcujące

pucołowate i figlarne

 

bo to z wami będzie

chodzić do niebieskiej szkoły

z wami psocić na lekcjach chóru

uczyć się śpiewu i gry

na lirach i anielskich trąbkach

to z wami zamieszka

w internacie ze złoconych chmurek

i z wami chodzić będzie

na niebieską stołówkę

 

I może w końcu przy was

nabierze

trochę ciała

 

(Wiersz z tomiku „Kołderka z białego marmuru”)

10. Do dziesięć razy sztuka

Albo może inaczej to brzmi, albo może do trzech?… Ale punkt jest: dziesięć. Stąd więc takie skojarzenie i tym razem do dziesięć razy sztuka

Tutaj odsyłam wszystkich do super bloga o książkach i czytaniu – http://cowartoczytac.blog.pl  – Beaty Kobierowskiej. To blog z pomysłem, tak bym go nazwała; nie tylko recenzja za recenzją, ale i inne działania, bardzo ciekawe zresztą, na rzecz cudownej sztuki czytania. Jak choćby konkursy dla czytelników. No i „Felicjanka” – nagroda dla książek i autorów, i przepiękna statuetka jednocześnie. Za każdym razem, kiedy wchodzę na tę stronę o książkach, to  podziwiam – same recenzje i owszem, ale także pasję Pani Beaty i umiejętność przekuwania tej pasji w realność! Chyba tak to mogę określić, chyba właśnie tak!

A tu można zobaczyć recenzję „Kołderki z białego marmuru”:

http://cowartoczytac.blog.pl/2013/07/20/renata-blicharz-kolderka-z-bialego-marmuru/