A dzisiaj dwa wiersze, niby zupełnie odmienne, ale połączone tematem. Autorką jednego jest kobieta, drugiego mężczyzna. Głównymi bohaterami obu są kobiety, choć w tym drugim mężczyzna pojawia się jako „bohater drugoplanowy”. Pierwszy wiersz znam od dawna, ten drugi objawił mi się kilka dni temu.
Pierwszy wiersz to znany i często cytowany wiersz Doroty Kiersztejn Pakulskiej, który został nawet wykorzystany we fragmentach przez Leona Wiśniewskiego w jego bestsellerze „Samotność w sieci”. Wiersz pochodzi z tomiku „Gramatyka życia”.
To wiersz w formie modlitwy, w którym boskie (Bóg, który potrafi przechować pod śniegiem motyla na następny rok, czuwając nad jego snem z palcem na ustach; myśli o rychłym potępieniu) przeplata się z (bardzo) ludzkim i przyziemnym (w marcu wszyscy mają katar, a rozmiękły śnieg wlewa się do butów; zniszczone ręce od zmywania naczyń i prania dziecięcych skarpetek), a nawet z bosko-ludzkim i przyziemnym (prośba o niewodzenie na pokuszenie i zamiast tego o oplątanie, skrępowanie przez domowy makaron na niedzielę). Piękna, kobieca modlitwa. Bo kobieta stoi na huśtawce, stoi na wadze, z chybotliwymi szalkami, na których rzeczy, sprawy nierównorzędne i nierównoważne, nieporównywalne, niewybieralne. Bo jak wybrać między rodziną, domem, dzieckiem, mężem a uczuciem, co się pojawiło nie wiadomo skąd i nie pozwala zasnąć.
Dorota Kiersztejn Pakulska
Modlitwa wieczorna
Nie mogę zasnąć Boże który docierasz do bram oświetlonych marną żarówką i wspinasz się po zabłoconych schodach odrapanych korytarzy Który wiesz dlaczego i potrafisz przechować pod śniegiem motyla na następne lato czuwając nad jego snem z palcem na ustach Zrób coś z taką miłością nie w porę gdy bezlistne drzewa kołyszą się na marcowym wietrze wszyscy mają katar a rozmiękły śnieg wlewa się do butów Śnisz nas Boże razem na brzegach talerzy gdy nakładam obiad i na rąbku wystygłej małżeńskiej pościeli we wgłębieniach zmarszczek wokół oczu i na paznokciach moich zniszczonych rąk gdy zmywam naczynia i piorę dziecięce skarpetki trwożąc się na myśl o rychłym potępieniu A ty śnisz nas uparcie razem i splatasz nam dłonie tak że nie możemy uciec od siebie A jeśli nie a jeśli nie to nie wódź już nas na pokuszenie niech już oplącze mnie domowy makaron na niedzielę daj zasnąć i zbaw nas – każde osobno Amen.
Drugi wiersz pochodzi z tomiku „Żyzny żywioł” Wojciecha Ossolińskiego. To książka dwujęzyczna, tłumaczeń dokonał na język czeski František Všetička. Ten wiersz z kolei przybiera postać rozmowy między kobietą a mężczyzną, ale to rozmowa bardzo specyficzna z dwóch powodów. Bo po pierwsze słowa obojga bohaterów tej historii nie w porę jest przekazywana przez kobietę, w jej opowiadaniu. Po drugie nie jest to typowy dialog, bo słowa bohaterów są odzwierciedleniem ich uczuć i emocji, nie są tylko słowami, tylko obrazami, symbolami tego, co czują ona i on w tej dziwnej, niespodziewanej sytuacji, czyli ich rozterek, wątpliwości, nawet swego rodzaju usprawiedliwień. Kiedy czyta się ten wiersz, wydaje się, że słychać jak bohaterowie wypowiadają swoje słowa szeptem, niepewnym, zażenowanym, zadziwionym szeptem. Ostatnia zwrotka to nadal rozmowa dwojga postaci tego wiersza, ale już nie w opowiadaniu kobiety, tylko jakby komentarz narratora.
Wojciech Ossoliński
Zdrada Kiedy usiadłam obok, dłużej niż zwyczajowo, ustami wtulił mi w dłoń — podkochuję się w tobie. Bezwiednie palcem w jego włosy wsunęłam — ja chyba też. Potem przyniosłam mu w schludnym koku — nigdy go nie zdradziłam. Jego dłonie rozsypując tę poprawną niepewność drżąco szeptały — tak jak ja, jak ja. I niósł mnie ostrożnie, aż zapletliśmy się w jedno wielkie porozumienie. Kiedy w progu zostawiła mu — jeszcze nie wiem jego — rozumiem pobiegło wtopić się w staccato zamierających, coraz pewniejszych kroków.
Cudownie czyta się te wiersze, to takie dwa poetyckie filmiki, dwie poetyckie etiudy, filmiki miłosne, a może też filmowe dramaty…
Ps. Swoją drogą, ciekawe, że Leon Wiśniewski zamieścił „Modlitwę wieczorną” w swojej książce; musiał ten wiersz znać wcześniej; musiał zapaść mu w pamięć; musiał wywrzeć na nim spore wrażenie, skoro go zapamiętał; musiał znaleźć miejsce dla niego w swojej książce, swoiste „zastosowanie”, znalazł ten odpowiedni moment, by go zamieścić… ciekawe… tak sobie domniemywałam, kompilowałam, wy(z)myślałam… a prawda może być całkiem inna niż moje domniemywania… (o czym już wkrótce…)
Dorota Kiersztejn Pakulska, „Modlitwa wieczorna” z tomu „Gramatyka życia”, Łódź 1996, s. 50.
Wojciech Ossoliński, „Zdrada” z tomu „Żyzny żywioł”, Olomouc/Prudnik 2014, s. 61.