Relacja z wernisażu

 

To już dzień nieco odległy, ale mam go ciągle w pamięci, dlatego myślę, że warto o nim jeszcze raz wspomnieć. Poza tym dostałam kilka zdjęć, które wernisaż uwieczniły na zawsze (oprócz tych, które ja robiłam), więc myślę, że jednak trzeba raz jeszcze przypomnieć o wystawie sobie, innym, wszystkim. Myślę, że niemal regułą jest, że na wernisażach panuje specyficzna atmosfera: taka jakaś podniosłość, uroczystość, ważność tych chwil wernisażowych, taka niecodzienność i celebracyjność. Z drugiej strony czuje się wszędobylską radość, sympatię, wspólność. I tak było na wernisażu Krysi Pierszkały. Był to naprawdę ze wszech miar udany wernisaż, którego życzę i którego życzyć mógłby sobie każdy artysta otwierający wystawę swoich prac.

I prace Krystyny kolejny raz zachwyciły nie tylko mnie, lecz i innych odwiedzających. To jest ta tzw. wartość dodana – możesz podzielić się z innymi twoimi wrażeniami, a jeśli nie podzielić, to np. posłuchać czy podsłuchać, co innym się podoba lub nie, co inni sądzą albo na co zwrócili uwagę, tak jak my albo na to, czego myśmy w ogóle nie zobaczyli. Ale wracając do kolorów. Każdy z obrazów to magia kolorów: takiego ich przenikania się, współgrania, takich odcieni i stopni, takie intensywności przy jednoczesnej pastelowości – jednym słowem każdy oczarowuje barwami i barwnością.

Oczarowują też postacie i twarze. Delikatne, rysowane delikatną kreską, ale bardzo wyraziste, zdecydowane. Bardzo konkretne, a jednocześnie zjawiskowe, ulotne; wydawałoby się, że wystarczy dmuchnąć, a rozwieją się, rozpłyną, wtopią w kolory tła.

Poza tym dowiedziałam się o dokonaniach artystycznych Krystyny, jak choćby o tym, że swoje prace prezentowała w miesięczniku „Nieznany Świat”! O wystawach zbiorowych czy indywidualnych nie wspominam…

Jeszcze jedno „poza tym” (i jeszcze jedna wartość dodana) to to, że dowiedziałam się przy okazji wystawy, na czym polega monotypia, której Krysia Pierszkała jest …wirtuozem! I że większość jej prac to właśnie monotypia, a nie jak myślałam dotychczas akwarele. Dowiedziałam się zaś tego, jak i bardzo ciekawych szczegółów na temat tej techniki, od Jurka Kamińskiego, który z kolei jest wirtuozem akwareli (widziałam wystawę jego prac w bibliotece, nie znałam go jeszcze, byłam zaskoczona, w sensie zachwycona, tym, co można zrobić „plamami” akwarelowymi).

No a teraz chcę to, co napisałam udokumentować fotografiami.

Tak więc co tu widzimy: Krystyna, bohaterka wieczoru, ja razem z Krysią, ja oglądam (przyglądam się) jej pracy i jestem przyłapana na fotografowaniu, otwarcie wernisażu, rozmowy w grupkach, potem kolory, postacie, anioły, inne wymiary… a na ostatnim muzyka, taniec, miłość…

1

2

3

4

5

100_4591

6

7

8

9

A na koniec jeszcze kilka zdań autorki z folderu wystawy.

„Zakamarki wyobraźni”

Zakamarki wyobraźni, zaułki, schowki, ślepe uliczki a może starannie ukryte wejścia do światów jakże różnych od realnej rzeczywistości postrzeganej pięcioma zmysłami, ocenianej przez logikę umysłu. Próbuję je odnaleźć-prowadzą mnie przeczucia, kształt plamy, załamanie linii.

Nitki rwą się gdy włączam logiczny umysł. Wyobraźnia nie poddaje się logice, jest wolna od schematów. Fascynuje lekkością, wieloznacznością, absurdalnością.

Absurdalność to obszar poza granicami świata akceptowanego przez logikę, gdzie wszystko może się zdarzyć, gdzie przenika się to, co odmienne, co z pozoru wyklucza się nawzajem.

Ładne, prawda?

››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››››

I jeszcze informacja odnośnie zamykania platformy blogowej Onetu.

Deadline – jak to mówią współcześni Polacy o ostatecznym terminie – zamknięcia platformy z moim blogiem i blogami pokrewnymi został przesunięty, jak pisze Onet, na prośbę blogerów, do końca lutego. Tak więc wizja egzekucji została oddalona. Ja już jednak przeniosłam dotychczasowe moje zapiski blogowe (oczywiście rękami mojego pana od komputera…) w inne miejsce, które nazywa się tak:

https://reniablicharz.wordpress.com/

Nie wszystkie zdjęcia się przeniosły, ale to drobiazg. Nie wiem, czy tak, jak jest teraz zostanie, może coś pozmieniam. Ale już teraz zapraszam. Do oglądania, do czytania, do pisania czy komentowania.

Jeszcze nie za bardzo dobrze się tam czuję, ale mam nadzieję, że z czasem osiągnę poziom na pewno …jakiś. Pozdrawiam wszystkich serdecznie z bloga w jednej i drugiej wersji!

 

Tam trzeba być koniecznie – wernisaż wystawy Krystyny Pierszkały

 

Idzie, idzie nowy rok…

…oczywiście, jasne, wiem. Już dawno przyszedł i powoli staje się jeśli nie starym, to z pewnością „normalnym” rokiem. Czyli takim, w którym już nie trzeba składać noworocznych życzeń czy też obietnic.

A ja jakbym zastygła jeszcze w czasie przedświątecznym, i chyba rzeczywiście tak jest… Ale dobrze że już po świętach. Dobrze, że po Sylwestrze, po Nowym Roku, a nawet po Trzech Królach. Wraca normalność. Oby normalność  2018 była trochę lepsza niż normalność ubiegłoroczna 2017.

Może dzisiejszym wpisem zacznę lepszą normalność tegoroczną?

Bo zapraszam na dzisiejszy wernisaż wystawy Krysi Pierszkały, która pokaże swoje grafiki i akwarele. Będzie to się działo w Spółdzielczym Domu Kultury „Dziewiątka”, czyli na starym ZWMie, za Tesco, dawną Sawią. Rozpoczyna się o godz.18.00. Ładnie się wystawa nazywa: „Zakamarki wyobraźni”. Ale też malarsko-plastyczno-kolorystyczna wyobraźnia Krystyny jest wielka, głęboka, niezmierzona, zaskakująca i fascynująca.

Więc trzeba być na wernisażu. Bo można prace obejrzeć jeszcze później, ale bycie na otwarciu wystawy ma ten plus, że jest też autor, do którego można podejść, pogratulować, spytać, pochwalić i w ogóle. Drugi plus to inni uczestnicy, z którymi też można porozmawiać, wymienić pierwsze czy drugie wrażenia, których można posłuchać. Bywa i trzeci plus, który zależy od osoby otwierającej wystawę. Przy prezentacji autora możemy się z tzw. słowa wstępnego dowiedzieć się ciekawych nieraz i nam nieznanych informacji o artyście, jego dziele czy czegoś w ogóle o malarstwie, co też bywa pasjonujące. Czwarty plus pojawia się czasami, choć rzadko, to dodatki w postaci występów jakichś muzyków, śpiewaków, chórów czy aktorów bądź teatrów. To taki dodatek, niekonieczny, ale może być ciekawy.

A zatem – trzeba tam być koniecznie

 

 

Z kotem w roli głównej

 

W filii biblioteki miejskiej na ZWM-ie (dawnym, bo teraz to dzielnica Armii Krajowej), która mieści się przy ul. Skautów Opolskich 10, w budynku MDK-u, kocia wystawa. Z okazji 70-lecia istnienia biblioteki w Opolu kot znalazł się w logo biblioteki, a wokół tego wizerunku napis: „Biblioteka z pazurem”, więc w ZWM-owskiej filii nr 17 wymyślono wystawę związana z kotem. I poproszono wszystkich plastyków, którzy kiedyś mieli tutaj swoje wystawy indywidualne o pokazanie jakiejś pracy, związanej z kociskiem, kocurem czy też inną kotką. I zrobiła się w ten sposób świetna wystawa – z kotem w roli głównej. Koty występują na niej w rozmaitej formie, różnych wielkościach, różnych materiałach, sfotografowane, wypalane, malowane, klejone, rzeźbione, szyte czy wypatchworkowane.

 

 

Jest też kilka kotów „znajomych”. Czyli ich twórców. Mamy więc czarowne koty na czarownej akwareli Krysi Pierszkały, autorce wielu akwareli, ale i wierszy. Mamy kota z drewna z groźnymi wąsami i błękitnymi oczyma. Tego kota wyczarował Edward Pączek, autor rzeźb, karykatur, a także mojego portretu namalowanego kawą, o którym pisałam kiedyś.

(można przeczytać tu: http://reniablicharz.blog.pl/tag/edmund-ponczek/) W końcu mamy obraz białego kota na kolanach dziewczyny w czarnej sukience z czerwonym tłem. To dzieło Oli Lubczyńskiej, która ma na swoim koncie niejednego kota, przewijającego się na jej klimatycznych obrazach i którą pamiętam z galerii BP Atelier Bolesława Polnara i czasów, kiedy pisała świetne relacje-recenzje z wystaw w tamtym niezapomnianym, urokliwym miejscu.

 

Cudowne są te koty, takie kocie i kotowe!

Jak ten czas szybko leci!

 

Jak ten czas szybko leci! Nic nowego pod słońcem, żadne odkrycie, rzec można – banał czystej wody! A przecież ciągle zdarza mi się, i zapewne nie tylko mnie, wciąż na nowo tę starą prawdę „odkrywać”. Odkrywać oczywiście w bardzo dużym i mocnym cudzysłowie, bo mówić na serio o odkrywaniu prawdy w tym przypadku byłoby po prostu wyważaniem otwartych drzwi.

Ale rzeczywiście co chwilę przyłapuję się na tym, że z westchnieniem mówię czy myślę: to już tyle czasu upłynęło?!, jak to?!, kiedy?!, tak szybko?! jak ten czas szybko leci!

A ponieważ szybko lecą dni, tygodnie, miesiące, tym samym i lata (na marginesie – tygodnie to już w ogóle jeden za drugim mijają prawie niezauważenie!), to ja zaczynam wymyślać jakąś wielką spiskową teorią o skurczeniu się czasu! Bo kiedyś jakoś bardziej pojemne były dni czy tygodnie… Więc myślę sobie, może doba nie ma już dwadzieścia cztery, tylko dwadzieścia trzy godziny, ale oficjalnie się tego nie ogłasza, bo przecież cały świat stanąłby na głowie?! Może godzina to teraz tak naprawdę nie sześćdziesiąt minut, tylko pięćdziesiąt osiem?! Może Ziemia szybciej albo inaczej się kręci, może inaczej kręci się w ogóle Wszechświat? A wiedzą o tym tylko geografowie, astronomowie, naukowcy od fizyki i innych sztuk tajemnych, ale nie wolno im zdradzić tej tajemnicy. A my, maluczcy, nieświadomi niczego, wciąż coraz bardziej się śpieszymy i mimo tego wciąż coraz mniej mamy czasu…

No, zabrnęłam w szalone teorie, choć hmmm, kto wie, co dzieje się tam, gdzie nas nie ma…

A chciałam tylko kilka słów o moim spotkaniu autorskim, które miało miejsce w Fili numer 17 opolskiej Biblioteki Miejskiej. Bo wydawało mi się, że to było tak niedawno, a tymczasem jak spojrzałam w kalendarz, to minęło już – niemal wierzyć się nie chce (czyli …jak ten czas szybko leci!) – prawie miesiąc!

Byłam tam i podczas sympatycznego, kameralnego popołudnia przedstawiałam „Czarownicę w sypialni”, przede wszystkim ten tomik właśnie, choć inne także, na zaproszenie pani Anny Chrostowskiej, kierownika tego oddziału biblioteki. Ta filia znajduje się na ZWM-ie, w tym samym budynku co centrum kultury, i choć nie zajmuje hektarów powierzchni, jest bardzo przyjemnym, przyjaznym miejscem – z książkami, czasopismami, miejscem do poczytania, jeśli ktoś potrzebuje dostępem do internetu, ale też zawsze z jakąś ciekawą wystawą czy ekspozycją.

Kiedy ustalałam termin spotkania autorskiego, w bibliotece prezentowała swoje przepiękne akwarele na wystawie  zatytułowanej „Na pograniczu jawy i snu” Maria Krystyna Pierszkała, nie tylko plastyk, ale i poetka; najpierw zresztą poznałam Krysię jako autorkę wierszy. Kiedy już czytałam moje wiersze podczas wieczoru poetyckiego, w bibliotece była inna wystawa; pokazywał swoje prace kolejny plastyk, Jarosław Michał Chyc, tym razem były to rzeźby w metalu. Tytuł tej wystawy to „Dusza metalu”, a tytuł ten, bardzo zresztą poetycki, współgrał z lekkimi wizerunkami z ciężkiego niby metalu.

A teraz kilka zdjęć i z mojego spotkania, na których jak zwykle, czytam, opowiadam, odpowiadam na pytania, szukam czegoś w tekście… i z wystaw obu plastyków. Ich prace pełne artystycznej, plastycznej wyobraźni i fantazji trzeba koniecznie zobaczyć!

https://c2.staticflickr.com/6/5800/22099782289_d9850764b0.jpg

https://i0.wp.com/mbp.opole.pl/cache/05f3d69adbfc60f8365124d144ec1ea8.JPG

https://i0.wp.com/mbp.opole.pl/uploads/events/event_77/images/anioy_.jpg

 

Źródło zdjęć: Filia nr 17 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Opolu