Książki i obrazy

Biblioteka jest od książek, a od obrazów jest galeria. To nasuwa się samo. Ale gdyby tak połączyć jedno z drugim? Czemu nie? Ale jak?

Na świetny pomysł połączenia sztuki pisarskiej i czytelniczej oraz sztuki malarskiej i wystawienniczej wpadła Miejska Biblioteka w Opolu przy Minorytów. Na stoliku z dostępem do katalogu, czyli z komputerem, leży tam sobie taka teczka z napisem: Artoteka.

Obejrzałam, a tam w środku zdjęcia obrazów. I przy nich dane – bardzo ważne informacje o dziele malarskim – dane „metryczkowe” tych prac plastycznych, czyli imię i nazwisko autora, tytuł obrazu, technika wykonania, rok powstania, rozmiary, także imię i nazwisko nauczyciela.

Przejrzałam tę arte-teczkę z pracami i to kilkakrotnie. Piękne prace, wiele bardzo ciekawych! Wyglądało to tak. Tu tylko kilka wybranych stron pokazuję, to tylko przykłady, które jakoś zwróciły moją uwagę, co nie znaczy, że inne są mniej ciekawe!

O co chodzi w tym pomyśle. Otóż w tej artotece znajdują się reprodukcje prac uczniów i absolwentów Liceum Plastycznego w Opolu. Idea polega na tym, że to są „prace do wypożyczenia”! Gdyby komuś wpadł któryś z obrazów w oko, gdyby ktoś chciał obraz realnie powiesić u siebie w domu, może go wypożyczyć na określony czas, a potem może albo go zwrócić albo – jeśli uzna, że obraz mógłby zostać u niego na stałe – kupić tę pracę!

I jak się okazuje, kilka obrazów już zostało wypożyczonych, ktoś nawet pytał o możliwość zakupu.

Uważam, że pomysł na taką artystyczną współpracę Biblioteka – Szkoła plastyczna – jest wspaniały!

A co Wy myślicie? Zgadzacie się? To teraz obejrzyjcie kilka wcześniejszych prac, ale trochę w powiększeniu 🙂 Oto one 🙂

Warto zwrócić uwagę na rozmiary i technikę wykonania prac: to najczęściej wymagająca technika akrylowa i spore, czyli też wymagające, rozmiary obrazów.

No i cóż… To trzeba zobaczyć! 🙂

Świat do oglądania 3

Ulotka, którą trzymam w ręce nie jest zbyt okazała ani przyciągająca, ale jej treść – już tak, już zachęca, i to bardzo!

Czytamy tu: grupa kobiet z Koła Gospodyń Wiejskich „Frelki z Lubszy” podjęła się zadania ukazania piękna strojów śląskich na fotografiach współczesnych, by „ocalić je od zapomnienia”.

Pomysł jest doskonały, choćby z tego względu, że taka wystawa jest łatwiejsza do przemieszczania, transportowania niż wystawa prawdziwych eksponatów. Na takiej wystawie byłam, były to zbiory jednego młodego mężczyzny, który oddał się całkowicie pasji ocalania tych wszystkich śląskich i opolskich „zapasek, jakli, chust”. Piękna była ta wystawa, która miała miejsce w Instytucie Śląskim w Opolu, a oprowadzała  i opowiadała o niej pani doktor z Uniwersytetu Opolskiego. Przypomnę sobie, odnajdę w pamięci i zapiskach, tę wystawę i wtedy może uzupełnię moją o niej informację.

Połączenie tradycji w postaci ubioru śląskiego i współczesnej fotografii to też pomysł ciekawy. I warty chyba promowania. Współczesny świat tak odchodzi od świata, że niedługo zapomnimy o przeszłości i tym, co nas doprowadziło do tego, gdzie jesteśmy i co mamy.

A kolejna kwestia to fotografia na tej wystawie i fotografia w ogóle. Z informacji na ulotce wynika, że nie będzie to typowe ukazanie strojów, a raczej coś, co wstrzyma oddech nie tylko – jak mówił Henry  Cartier-Bresson – fotografującego, ale i oglądającego te fotografie.

No to chyba warto zobaczyć te zdjęcia i te stroje Frelek z Lubszy.

Jeszcze mały słowniczek dla niewtajemniczonych: frelka to dzioucha, dziewczyna, zapaska to fartuch, fartuszek, jakla to bluza, kaftan, kaftanik, kiecka to spódnica albo sukienka. Lubsza natomiast to wieś w województwie opolskim, niedaleko Brzegu.

PS Kiedy kończyłam pisać ten tekst, znalazłam autora fotografii, Tobiasza Janusa na Facebooku i znalazłam jego stronę autorską. Bardzo fajnie opisuje i pokazuje tam projekt „Frelki z Lubszy”. To świetny młody chłopak! Też wejdźcie!

Świat do oglądania 2

Wystawa pod nazwą „Realizujemy się” – to wystawa prac seniorów z Domu Dziennego Pobytu „Złota Jesień” na opolskim dawnym ZWM-ie. Miejsce
wystawy to Fotogaleria MBP przy ul. Minorytów w Opolu oczywiście.

Będzie trwała do 9.02.2024 r., czyli tylko dwa dni jeszcze. Ale może ktoś zdąży ją zobaczyć? Zwłaszcza, że myślę, że warto.

Warto obejrzeć, bo ciekawe są zaprezentowane pracę, a poza tym sama wystawa pięknie, profesjonalnie przygotowana, czyli z imieniem i nazwiskiem autora pod każdym obrazem i z tytułem też pod każdym obrazem. Nie ma anonimowości, domyślania się, kto namalował, bo podpis nieczytelny albo mały albo po prostu na obrazie jest nie podpis, a sygnatura jedynie. O czym
zapominają niektórzy organizatorzy wystaw…

Wystawa wygląda tak jak na zdjęciach:

Może być obrazem przedstawiającym tekst

Może być obrazem przedstawiającym 1 osoba

Może być obrazem

A na stronie biblioteki taki tekst zaprasza na wystawę:

Emerytura to okres, w którym mamy czas. Można go wykorzystać na wiele
różnych sposobów, jednym z nich jest realizowanie się. Na czym to polega? Jedni uczą się nowych rzeczy, inni spełniają dawno skrywane marzenia, są również tacy, którzy nie chcą… nic nie chcą. Wystawa jest efektem realizowania się, to pokaz możliwości, zachęta, wypowiedź, wspomnienie, marzenie… To obserwacja świata i jego interpretacja, próba oddania jego prawdziwej, choć mocno subiektywnej natury. Robimy to, bo chcemy, dobrowolnie, nikt nas do tego nie zmusza. Patrzymy, interpretujemy, realizujemy się. To piękna podróż z wieloma widokami, piękna, choć trudna. Ale warto… zawsze warto. Realizujmy się, idźmy do przodu, szukajmy, bo tylko ten kto szuka, znajdzie… Realizujmy się!

Jaki jest mały dworek?

Mały dworek jest nostalgiczny i fantastyczny, ironiczny i śmieszny nieco, smutny, ale momentami i dramatyczny, bajkowy i romantyczny, ale też przerażający i nieco horrorystyczny… Jednym słowem jest mieszanką wszystkich-różnych emocji, które wywołują kolejne sceny, kolejne postacie, kolejne wydarzenia…

Wzięłam do ręki, w ramach „pożegnania z książką” „W małym dworku” Stanisława Witkiewicza, przekartkowałam, zadumałam się. Żółciutka już ta książka, taka krucha jakaś i delikatna jak – przepraszam za to porównanie, choć sądzę, że dość trafione – drobna, krucha i delikatna staruszka.

I myślałam tak sobie przy tym „dworku” o przemijaniu czasu – rzeczy i ludzi, książek, ich autorów, ich czytelników. Taki mi się zrobił refleksyjny czas.

A tu nagle – jak to się w świecie dzieje, jak te fluidki krążą, dwa dni później widzę w telewizji spektakl „W małym dworku”, w którym Jan Englert i Beata Ścibakówna (ona jest wspaniała jako Widmo Anastazji Nibkowej!) grają główne role. A obok nich plejada aktorów znanych i mniej znanych, ale wszyscy, jak jeden mąż, wspaniale grają role pozostałych postaci. Spektakl z 2019 roku, został powtórzony teraz, akurat teraz, kiedy trzymam w reku wydanie dramatu z 1974 roku.

Jakie małe cuda przydarzą nam się dzisiejszego dnia?

Jeszcze takie małe Post scriptum: Beata Ścibakówna gra swoją rolę, ubrana w powłóczyste czerwienie, mimo iż autor Stanisław Ignacy Witkiewicz w opisie obsady swojej sztuki, napisał przy niej: „…bardzo ładna blondynka o ciemnych oczach. Ubrana biało, powłóczyście, z wiankiem rumianków na głowie…” Myślę, że ta czerwień to dobra zmiana, dodała widmu charakteru!

Pałace i zamki Opolszczyzny

Piękne są pałace i zamki. Wszelakie, nie tylko jak w tytule na Opolszczyźnie, ale i poza nią, i poza naszym krajem. Ostatnio widziałam kilka takich pałacyków w Czechach i byłam , jestem, zauroczona.

Jedne zamki i pałace mają więcej, inne mniej szczęścia. Te szczęśliwsze trafiają w ręce ludzi z pasją i forsą. Te bardziej pechowe mają właścicieli dziwnych, że tak powiem, którzy kupią i zapomną – w większości tak się dzieje. Bo czasem pomysł na pałacyk przerasta nowego właściciela i wtedy smutek jest podwójny: smutny jest zameczek, że wciąż niszczeje, i smutny właściciel, że nie dał rady.

Kilka zamków w województwie opolskim widziałam, pechowy był ten w Głogówku, do jakiegoś czasu w Większycach. Inne miały więcej szczęścia. Różne były ich losy, wiele jest obecnie w świetnej formie (co za określenie!).

Trzeba je odwiedzać, bo to daje im energię i życie. I nam także!

Dobrze, że są pasjonaci – oni poświęcają nie tylko pieniądze, ale swoją pracę, energię, czas, kreatywność – myślę tu przede wszystkim o Fundacji Na Rzecz Zamku Książęcego 1313 w Niemodlinie.

Zamek w Głogówku na zdjęciu wygląda pięknie, ale jest (może był, bo już tam dawno nie byłam) tylko częściowo odrestaurowany. Większość to, niestety, romantyczne ruiny…

Pokuta – film Abuładze

„Pokuta” to film z lat 80-tych ubiegłego już stulecia. Przypomniał mi o nim Czesław Miłosz, pisząc o tym dziele kilka zdań w „Roku myśliwego”. Wspomina on film w ten sposób:

„Wieczorem zaraz po powrocie pokaz filmu sowieckiego „Pokuta” w Wheeler Hall, w obecności reżysera, sala pełna, czyli kilka tysięcy widzów. Film zadziwiający, odpowiedzi Abuładze na pytania z sali dowodzą jego zaprawy jako homo sovieticus. Zapytuję siebie: czy ideał moralny (mówić prawdę) w służbie państwa jest tym samym, czym może być dla ludzi wolnych?”

Oglądałam ten film i był taki właśnie – zadziwiający, to wryło mi się w pamięć, jego niesamowita atmosfera, ale i jawny pokaz okrutności, a jednocześnie i jakiejś misterności, w działaniu systemu totalitarnego i jego wpływu na ludzi. To pewnie przez tę misterność reżyser gruzińskiego pochodzenia umiał odpowiadać na pytania widzów, broniąc zapewne systemu swojej ojczyzny, czyli Związku Radzieckiego (Sowieckiego), choć nie była jego prawdziwą ojczyzną. A poza tym: choć powinien bić się w piersi (zapaść się ze wstydu, zniknąć, uciec?) za te krzywdy, które doznawali ludzie i narody przez ten „wiecznie żywy” stalinizm.

O czym film, przytaczam za portalem filmowym:

„Pokuta (1984). Po śmierci Warłama Arawidzego, byłego mera pewnego miasta, jego zwłoki zostają kilkakrotnie wykopane z grobu. Keti Barateli, sprawczyni czynu, zostaje aresztowana i w sądzie wyjaśnia motywy swojego postępowania. W przeszłości Warłam prześladował i doprowadził do śmierci wielu ludzi, w tym jej rodziców. Keti broni swego prawa do zemsty i poprzysięga wykopywanie zwłok, dopóki nie zostaną one legalnie pozbawione prawa do spoczywania w ziemi. Wnuk Warłama czuje ciężar przewin dziada, ale nie znajdując zrozumienia u bliskich, popełnia samobójstwo.”Pokuta (1984). Po śmierci Warłama Arawidzego, byłego mera pewnego miasta, jego zwłoki zostają kilkakrotnie wykopane z grobu. Keti Barateli, sprawczyni czynu, zostaje aresztowana i w sądzie wyjaśnia motywy swojego postępowania. W przeszłości Warłam prześladował i doprowadził do śmierci wielu ludzi, w tym jej rodziców. Keti broni swego prawa do zemsty i poprzysięga wykopywanie zwłok, dopóki nie zostaną one legalnie pozbawione prawa do spoczywania w ziemi. Wnuk Warłama czuje ciężar przewin dziada, ale nie znajdując zrozumienia u bliskich, popełnia samobójstwo.

Utwór w połowie lat 80. Zadziwił widzów odwagą, zbił z tropu swą niekonwencjonalną obrazowością i przypomniał, że istnieje bezmiar zła w historii państwa sowieckiego, który w filmie radzieckim nie został chyba tak naprawdę poważnie przedstawiony. Po kolejnych „odwilżach” politycznych pojawiały się nieliczne dzieła utalentowanych reżyserów, którym partia pozwoliła na opowiedzenie cichym głosem, w formie aluzyjnej o bliżej nieokreślonych „błędach i wypaczeniach”. Gdy patrzy się na złowrogiego bohatera Pokuty, Warłama Arawidzego, przychodzą na myśl najczarniejsze postaci XX-wiecznej historii. Abuładze stworzył uniwersalny portret dyktatora, ale przez charakterystyczny, „dobroduszny” ton wypowiedzi widzowi natychmiast przychodzi na myśl postać Stalina.”

Tutaj jeszcze jeden cytat na temat tego filmu i też jego historii:

„Dzień po pogrzebie burmistrza pewnego gruzińskiego miasteczka, ciało zmarłego zostaje wykopane z grobu i podrzucone w ogrodzie jego syna. Po ponownym pochówku znów ktoś podrzuca je do ogrodu. Sprawczynią profanacji okazuje się Ketavan Barateli, która zostaje aresztowana i postawiona przed sądem. Kobieta broni się, twierdząc, że burmistrz nie zasługuje na szacunek, ponieważ za życia był stosującym terror despotą, odpowiedzialnym za śmierć jej rodziców i przyjaciół. Syn burmistrza stanowczo zaprzecza jej twierdzeniom, ale wnuk despoty jej poruszony rewelacjami Ketavan i popełnia samobójstwo. Wtedy i syn burmistrza pozbywa się ciała ojca, zrzucając je w przepaść. Ostatnia scena filmu ukazuje kobietę w oknie, którą przechodząca obok staruszka pyta, czy ta droga prowadzi do kościoła. Kiedy dowiaduje się, że przy tej ulicy nie ma kościoła, staruszka odpowiada: „Co jest warta droga, która nie prowadzi do kościoła?”.

Telewizyjny film Tengiza Abuładze czekał trzy lata na swą premierę: rządzący Gruzją Eduard Szewardnadze, przyszły minister spraw zagranicznych ZSRR, skierował go do kin, by w ten sposób potwierdzić polityczną odnowę, związaną z dojściem do władzy w Moskwie Michaiła Gorbaczowa. Zamknięty w formie kunsztownej politycznej metafory, stanowiący gorzki rozrachunek ze stalinizmem, zarówno w wydaniu oryginalnym, jak i w breżniewowskiej modyfikacji, przyjęty został przez widownię – radziecką i światową – jako symbol jawności i pierestrojki, fundamentów polityki Gorbaczowa, która w rezultacie doprowadziła do upadku ZSRR. Film wyróżniono nagrodą jury w Cannes (także nagrodą jury ekumenicznego I nagrodą FIPRESCI) oraz sześcioma nagrodami Nike, rosyjskimi Oscarami), w tym dla najlepszego filmu roku.”

Warto zobaczyć ten film, co teraz jest łatwe. Wtedy prze krótki czas był wyświetlany w kinach i potem już był nieosiągalny przez długi czas…

Gdybym była kotem

Jestem kotem.

No, tak. Gdybym była kotem, pewnie byłabym kotem… Ale nie jestem kotem. A „Jestem kotem” to tytuł wystawy rysunków i innych prac plastycznych przedstawiających kota. Świetne są te rysunki, zabawne, pełne fantazji, oddające koci charakter(ek) i bardzo plastyczne.

Wystawa jest w holu Biblioteki Wojewódzkiej w Opolu przy ul. Piastowskiej i – oczywiście – trzeba ja zobaczyć!!

Autorami są osoby autystyczne, zgromadzone przy Centrum Edukacyjnym w Kup, i ich przyjaciół. Dlaczego „Jestem kotem” – wyjaśnia krótki opis wystawy 🙂

Oto kilka zdjęć.

A to mój faworyt. 🙂 Wspaniałe czarne koty-wydzieranki z jednego kawałka papieru. I miseczka. Dla mnie – cudeńko!

Idźcie i oglądajcie, i podziwiajcie koty!

Trash murale, czyli murale śmieciowe

Sztuka śmieciowa, czyli stworzona z odpadów, śmieci, przedmiotów wyrzuconych, nieprzydatnych, a do tego murale, czyli sztuka na ścianach i murach. Połączenie tych dwu – wydawałoby się zupełnie odrębnych dziedzin – daje niesamowite efekty. Przykładem może być twórczość portugalskiego artysty Artura Bordalo. Przesłanie jego twórczej działalności oddaje notka na stronie, na której można zobaczyć wiele jego prac – fantastycznych, wprost niewiarygodnych!

Aby rozpowszechnić swoje przesłanie o niekończącej się produkcji odpadów, portugalski artysta uliczny Bordalo II (Artur Bordalo) tworzy wspaniałe rzeźby zwierząt. Jednak w przeciwieństwie do większości artystów, Bordalo nie kupuje swojego materiału – on go zbiera. Stara się przedstawiać naturę (zwierzęta) za pomocą materiałów, które jej zagrażają.

Znudzona Panda pisała już o Bordalo tu i tu, ale wiadomo, że artysta nie zamierza w najbliższym czasie przerywać pracy. Podczas gdy zaczynał pracę w Portugalii, teraz działa globalnie. Jego ostatnie podróże obejmują przystanki w Estonii i USA. Jest odważny, zdeterminowany i konsekwentny - miejmy nadzieję, że Bordalo pozostanie taki i będzie kontynuował swoją walkę.

Oto ten adres do strony:

https://www.boredpanda.com/trash-animal-sculpture-artur-bordalo/?utm_source=google&utm_medium=organic&utm_campaign=organic

Tu tylko jeden przykład wyobraźni tego artysty, czyli „Wilk”.

Na tej stronie można znaleźć więcej „śmieciowych” czy „odpadowych” wizerunków zwierząt, wszystkie równie pomysłowe, nietypowe ze względu na materiał, z którego zostały stworzone, ale też oddające charakter zwierzęcia, jednym słowem – świetne.

No i trzeba podkreślić, że te prace to wyraz świadomości ekologicznej autora i jego walki z coraz większym zaśmiecaniem miejsca, w którym żyjemy i którego trochę jednak nie szanujemy… Nie szanujemy zwłaszcza zwierząt i świata roślin, które nie mają szans w zetknięciu z okrucieństwem i bezlitością człowieka…

Ekologia to bliski mi temat, choć nie jestem walcząca. A walczących podziwiam z wdzięcznością. Bo czuję, jakby walczyli również i w moim imieniu. Ja staram się działać ekologicznie na swój mały, „domowy” sposób. Myślę, mam nadzieję, że to też dużo w takim małym właśnie, jednostkowym wymiarze!

Po wernisażu wystawy „Przygoda z abstrakcją”

Ja sobie tym razem ułatwię życie, bo wykorzystam zamiast relacji własnej z wernisażu, relację i fotorelację redaktora Mariusza Majerana z Radia Opole. Na wernisażu był, chwilę przed nim przepytał nas, wystawiające swoje abstrakcje, na okoliczność powstania tychże, i obfotografował całe zajście!

Tę relację można zobaczyć na stronie Radia Opole:

https://radio.opole.pl/101,688036,kolorowe-i-w-roznych-technikach-abstrakcje-na-wy?fbclid=IwAR3do7Mpi_-Apaca7A2fIn6pfeetbVf_IxPzkYUb8mjxippvEnFIGOQL9Ps

Wernisaż wystawy „Przygoda z abstrakcją”

W dniu 28 marca 2023 r., we wtorek o godz. 18.00 w Spółdzielczym Domu Kultury, przy ul. Bytnara „Rudego” 2 w Galerii „9” na ZWM-ie – jak już przedarliśmy się przez te wszystkie formalne informacje – następuje co najważniejsze:

WERNISAŻ WYSTAWY „PRZYGODA Z ABSTRAKCJĄ”

ZAPRASZAM SERDECZNIE

razem z dwiema moimi koleżankami „po pędzlu” Anią Kwiatkowską i Elą Tkoczyk, z którymi wspólnie pokazujemy nasze prace. A tym razem pędzel abstrakcyjny, bo prezentujemy nasze prace właśnie abstrakcyjne.

Wystawę zaaranżowały dwie świetne plastyczki: Nikola Bul i Marysia Zmarzły. Piszę o tym nie bez przyczyny. Myślę, że prace każdej z nas zostały dobrze wyeksponowane, a jest to naprawdę ważne, a czasem trudne zadanie nawet przy jednym autorze, a co dopiero przy trzech, z których każda jest na swój sposób odrębna. 🙂

Myślę, że zapowiada się ciekawa wystawa, którą warto zobaczyć. Na własne oczy! 🙂

Tymczasem plakat wystawy dla pamiętania o wernisażu.

Wystawa potrwa jeszcze trzy tygodnie, więc gdyby ktoś nie zdążył na wernisaż, będzie mógł obejrzeć prace przez ten czas. 🙂