Marzec to miesiąc. Więc sama się zastanawiam, jak mogę mieć pretensje i o co – do miesiąca. Mądrzy ludzie od szczęśliwego, spokojnego życia, twierdzą, że jeśli masz pretensje, to możesz je mieć tylko do siebie. No niby słusznie… W końcu to ty podjęłaś taką czy inną decyzję, więc teraz… cierp ciało jak żeś chciało! Takeś wybrało i ponosisz tego konsekwencje. Nie do końca się z tym zgadzam, bo wtedy musielibyśmy zapomnieć o życiu, życiowym doświadczeniu, o życiowych koniecznościach, o tym, co mamy w głowie i w myśleniu. A to ostatnie to nie tylko nasza zasługa, lecz innych ludzi, z którymi się przez owo życie spotykamy i którzy jednak wpływ na nas mają…
A wracając do marca – do marca mam pretensje, że on już się kończy, że minął, a ja nie wiem nawet kiedy, a jak on mija, to mijać zaczyna pierwszy kwartał kolejnego roku. A ja z moimi wielkimi, wspaniałymi planami gdzieś na początku stycznia!… Styczeń też trochę za szybko minął, nie mówiąc o lutym, który tak przemknął, że go nawet nie zauważyłam… A w tym roku był dłuższy niż zazwyczaj, co napawa zdumieniem i poczuciem zaskoczenia!…
Mój Boże, mój Boże, i olaboga!…
Mijają sobie te miesiące, tygodnie i dni, na nic zaklinanie, czarowanie i tp. Czasem odnoszę wrażenie, ten czas miesięczny, tygodniowy, dzienny, a nawet i ten godzinowy przechodzi sobie tak obok mnie, czasem nawet szturchnie, czasem prychnie pogardliwie albo wzruszy ramieniem… I nic się nie poradzi, on jest ponad… On sobie fugit i już!
Ale marzec to też dobre wieści, przede wszystkim już tchnienie wiosny. To fajnie, że jej się chce, że znowu jej się chce.
Więc o marcu trochę poezji, czemu nie? I to będzie marcowy wiersz Adama Gwary z jego tomu „Kręgi na wodzie”. To właściwie sonet o marcu, poetycki, piękny, finezyjny, pięknie rymowany. Czytajmy marcowy wiersz. Marzec to całkiem fajny miesiąc!