zapiski dusznickie 5

Kapliczka
Stoi sobie przy mojej alejce, kilka metrów od niej, takie coś, co można kapliczką właśnie nazwać. Ale przy bliższym poznaniu, czyli podejściu okazuje się, że wewnątrz tej kapliczkowej konstrukcji znajdują się trzy urządzenia czy przyrządy naukowe: na pewno termometr, na pewno barometr i już nie na pewno – higrometr.

Dusznicka przyalejkowa kapliczka ma niesamowite ornamenty, które są mieszaniną różnych stylów, jak sądzę, choć znawcą wielkim nie jestem. Ale kolumny starożytność przypominają, pamiętam z dawnych szkolnych czasów kolumny – jońskie, doryckie, korynckie, jako nazwy bardziej, bo cech poszczególnych kolumn, różnic między nimi nie umiałabym wymienić. Wiem tylko, że najbardziej różniły się głowicami. Ale taką wiedzą to się chyba nie ma czym chwalić…
A mnie najbardziej spodobały sią fantastyczne postacie, jakby z baśni o dalekich morskich wyprawach wyjęte, zdobiące daszek trójfunkcyjnej budowli.

Ale najważniejsze słońce i patrząca na nas jego pucołowata twarz. No i rogi obfitości, z których wysypują się dobra wszelakie w postaci zbóż i owoców.
Niechaj słońce i rogi obfitości zawsze są przychylne nam!

zapiski dusznickie 4

Muszla koncertowa i oktostychy
Jak w każdym kurorcie być powinna, tak i w Dusznikach jest.
Muszla koncertowa.
Gdzie różne występy różnych artystów ogląda sie na dworze, na świeżym powietrzu, pod gołym niebem albo pod liściastym niebem drzew, na ogrodowych ławeczkach albo krzesłach.
I ta muszla dusznicka przypomniała mi o moich oktostychach, poświęconych kurortowi. A może fenomenowi takiego zjawiska jak kurort.
Obejrzyjcie, przeczytajcie.

 

Koncert

Koncert. Grają
Straussa. Tuż po podwieczorku.

Afisz przed
palmiarnią wisi już od wtorku.

Pierwsze dźwięki
słychać z muszli koncertowej.

Noszą boye
krzesła lekkie, ażurowe.

Stoją na
trawniku półkoliste rzędy.

Jaśnie pani,
hrabio, tędy, proszę, tędy.

Prosto z Wiednia
walce. Śpieszmy więc w ich stronę.

To co w życiu
stracisz, na zawsze stracone.

Muszla koncertowa

Towarzystwo tą
porą, dla oka i ducha,

(żeby się
porozglądać, muzyki posłuchać)

spotyka się
przed muszlą, przed tą koncertową.

Dumnieją pań
dekolty macicą perłową.

Perły, sznury
pereł, tu i tam, i obok,

zdobią suknie
matron, biustów są ozdobą.

Lecz ta panienka
niczym z baśniowego dworu

śliczna. To ona
perłom dodaje splendoru.

zapiski dusznickie 3

Spacer
„Wykorzystuję” tylko niewielki kawałek długiej alei kasztanowcowej i lipowej. Bo kasztanowce i lipy mieszają się tutaj. Teraz kwitną kasztanowce. W lipcu zakwitną lipy i już mogę sobie wyobrazić lipowy zapach kwitnących drzew.
Ta alejka prowadzi do Dworku Chopina.
Biały budyneczek, w którym niemal codziennie odbywa się jakiś koncert, jak nie muzyka cygańska, to arie operetkowe, jak nie pieśni religijne, to występ małej orkiestry filharmonicznej, jak nie jakaś nieznana poezja śpiewana, to bardzo znana Edyta Geppert…
Park zdrojowy na końcu alejki odbudowany po powodzi, zieleń, alejki, trawniki, drzewa, parę ławek, parę fontann. I ptaków śpiew. Jakby się było w centrum ptasiej orkiestry, wspaniały recital niepowtarzalnych ptasich tonów. Nic tylko usiąść i siedzieć, i słuchać!


Takie dorodne kasztanowce rodzą takie dorodne kasztany. A więc nic w tym dziwnego…

zapiski dusznickie 1

Zapisków dusznickich planuję kilka, stąd ta jedynka przy tytule tej notatki.
Rzeczka.
Spaceruję na dość ograniczonym odcinku, to ze względu na nogę – ta połamana w ortezie jest obciążeniem dla tej zdrowej, która teraz dźwiga cały ciężar mojej osoby. Żeby pospacerować alejką, przechodzę przez mostek, taki drewniany. Jakby góralski.

A ten mostek jest nad dusznicką rzeczką. Przystaję tam czasem i oglądam wartki, gorski nurt tego potoku, górskiego, z kaskadkami.

I wierzyć mi się nie chce, że to „maleństwo”, które sięga zaledwie do pół łydki, i ledwie pokrywa dno tego kamiennego koryta, którym płynie, mogło wystąpić z brzegów i zalać cały park zdrojowy. Było to w 1998 r., rok po wielkiej powodzi w Opolu.

Naturę człowiek ujarzmił, ale są momenty, kiedy pokazuje mu ona gdzie jego miejsce i kto tu naprawdę rządzi…

Duszniki Zdrój – pisanie listów

Jestem w Dusznikach Zdroju, skąd wysyłam listy. Nie, nie mailowe, tylko tradycyjne, „pocztowe”. I myśle sobie tak:
Po co pisać listy, skoro można porozmawiać? A dzisiaj to takie proste, dostępne, łatwe, bo i komórki, i internet. Szybko, sprawnie, bez zachodu.
A przecież o ten cały „zachód” chodzi. To on jest całą tą przyjemnością przy pisaniu do kogoś listu, do tego trzeba się przygotować, znaleźć czas.
A przygotować, to w dwójnasób: bo i „fizycznie”, a więc mieć pod ręką te wszystkie przedmioty, rzeczy, kartki, długopisy, pióra, koperty, znaczki, ale i „psychicznie” – trzeba usiąść na spokojnie, odłożyć inne czynności, jakby niemalże odizolować się od reszty świata, od otoczenia, być za to – jakoś tak mentalnie – z tym kimś, do kogo się pisze.
Jak się jest myślami z tym kimś, do kogo się pisze, to jest to trochę tak, jakby się z nim rozmawiało albo mu coś opowiadało. Tylko że słowa tej rozmowy czy tego opowiadania wypisuje się na kartce w postaci listu.
Myślę, że list to przyjemny „zachód” nie tylko dla tego, który pisze, ale też dla tego, który czyta…
Pozdrawiam tego, który czyta 🙂
Jeszcze do Was napiszę.