Jan Cybis multimedialny

Ponad rok temu miał miejsce wernisaż wystawy multimedialnej obrazów Jana Cybisa w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. W tym roku też, jesienią jakoś, można było jeszcze raz zobaczyć tę wystawę, już się wybierałam, ale jednak nie udało mi się jej zobaczyć. Nie wiem jak to było zrobione, metodą mappingu, więc myślę, że było to bardzo ciekawe, przestrzenne lub sprawiające wrażenie przestrzennego, kolorowe, fascynujące zjawisko. Bardzo żałuję. Lubię jego malarstwo, w galerii należącej do Muzeum Opolskiego byłam kilka razy, tam gdzie jest stała wystawa części jego prac, znajdujących się w zasobach Muzeum. Jego obrazy są fascynujące, zresztą on sam był postacią fascynującą. Miał bardzo mocne poglądy na temat sztuki, malarstwa i malowania, co w czasach socrealizmu nie pozwoliło mu malować peanów na cześć komunizmu i sprowadziło na niego wiele szykan ze strony ówczesnych władz.

20191224_083238-1

A tu tymczasem „Most na Sekwanie” autorstwa Jana Cybisa namalowany w 1947 roku, olej na płótnie o wymiarach 33 x 45, z charakterystycznym impastowym sposobem nakładania farby,  grubymi warstwami, tworzącymi ciekawą fakturę.

Most na Sekwanie 1947 cybis olej 33 x 46

Wystawa była przygotowana przez Teatr Kochanowskiego i pokazywana na scenie Modelatornia. Zresztą Teatr opolski dużo fajnych rzeczy przygotował dla swoich widzów,  takich jak Karta Teatromana, wtorkowe obniżki pod tytułem Happy Teatr czy karnety na 5 albo na 8 spektakli. Tak było w poprzednim sezonie. Super pomysłem są też bilety podarunkowe, robisz komuś prezent w postaci biletu do teatru i zamiast do pubu na piwo, idziecie do teatru. Fajne!

20191224_083138-1.jpg

20191224_083205-1

 

Dawniej często chodziłam do teatru, w tym roku, czyli w tym sezonie 2019/2020 byłam tylko na jednej sztuce, ale o tym przy okazji. No i trzeba by się znowu wybrać do teatru.

 

20 sztandarów Jerzego Beskiego

 

W Muzeum Śląska Opolskiego jedna z wystaw to „20 sztandarów” Jerzego Beskiego, znanego opolskiego artysty. Weszłam do sali ze sztandarami i – oniemiałam z zachwytu! Wiem, mocno powiedziane, ale tak chyba było rzeczywiście. Strasznie mi się podobają. Strasznie, czyli bardzo.

Sztandary z różnych materiałów, przede wszystkim różnych tkanin, od ciężkich, grubo tkanych, gobelinowych,  po powiewne tiule (naprawdę poruszają się, drgają przy powiewie powietrza). A potem różne drobiazgi, rzeczy, przedmioty, czasem zaskakujące, dziwne, czasem z tzw. górnej półki, a czasem jakby wyciągnięte ze śmietnika. Bo tu jest to obrazek słodkiego putta, tam jakiś gruby patyk, podniesiony podczas spaceru; bo tu mamy medalik, aureolę i różę, a tam mamy – wywalony jęzor (przywodzący na myśl symbol Rolling Stones’ów), jakiś badylek, plastykowe opakowanie po czekoladkach z bombonierki (czyli też, co tu dużo gadać – śmieć), w końcu mało romantyczne i mało artystyczne jakieś …zwierzęce kopyto (sic!).

A potem są zestawienia tych różnych różności, czyli targająca emocjami mieszanka wysokiego i niskiego, wyobraźni, dystansu, poczucia humoru, ironii, i jest cudne pomieszanie rzeczy i przedmiotów, ważności z nieważnością, lekkości z ciężkością, konkretu z symbolem. Sztandary zaskakują, szokują, rozśmieszają albo smucą, dają do myslenia.

Oczywiście, skoro mowa o sztandarach jako dziełach sztuki, trudno nie wspomnieć o słynnych sztandarach słynnego Władysława Hasiora. Przy czym nie chcę porównywać prac obu autorów; sztandary to po prostu technika, którą obaj się posługują, i dlatego wystawa „20 sztandarów” Jerzego Beskiego przywiodła mi na myśl tamte sztandary Władysława Hasiora, powstające około pół wieku temu. Na marginesie, raczej rzadko można spotkać się z tą formą sztuki, prawda, czy mi się tylko tak wydaje?

Tak czy inaczej, trzeba koniecznie zobaczyć sztandary opolskiego plastyka, sprawdzić, czy budzą w nas (w was) to, o czym pisałam. Wystawa trwa do 21 maja, więc jest jeszcze trochę czasu. Poniżej kilka zdjęć, na niektórych detale.

 

Na ulotce przygotowanej na wystawę znalazły się słowa Jerzego Beskiego, opisujące poniekąd powstawanie, tworzenie się wystawy i pokazanych na niej prac. Przeczytałam ten odautorski komentarz dopiero po obejrzeniu wystawy i były to słowa, które pozwalam sobie zacytować:

Przyszedł do mojej pracowni rzemieślnik, żeby wykonać niedużą usługę. Po jej zakończeniu przyglądał się mojej pracy przy sztandarze. „Czy Pan to sprzedaje?” zapytał. Odpowiedziałem, że tak, o ile znajdzie się nabywca. „A ile pan dostanie?” pytał dalej. Przyznałem, że nie wiem i bardzo możliwe, że nie dostanę nic. „To po co pan to robi?”  skwitował. Nie wyjaśniałem mu niczego, bo było oczywiste, że ma swoje racje wsparte nieubłaganą logiką.

Moje racje są inne.

  • Przede wszystkim na obecnym etapie życia moja praca ma sens terapeutyczny. Opresji starości przeciwstawiam aktywność.
  • Odczuwam przesyt czystą abstrakcją, której tajemniczą poetykę drążyłem przez 8 lat. Sztuka abstrakcyjna wymaga rzetelnego, ścisłego programu, czyli swego rodzaju intelektualnej klatki, która po jakimś czasie zaczyna dotkliwie krępować.
  • Kilka lat temu zetknąłem się z obrazami Petera Breughla Starszego. Zachwyciły mnie i pomogły zrozumieć, że malarstwo jest sztuką opowieści.
  • Zawsze uważałem, że ważnym napędem twórczości jest chęć przygody i gotowość do podjęcia ryzyka.

Rok temu wszystkie te elementy splotły się ze sobą tak szczęśliwie, że odważyłem się podjąć nowe wyzwanie. Postanowiłem tworzyć sztandary i w ten sposób wejść w dialog z widzami. Sztandary jako komunikaty niosące myśli, przeczucia, refleksje. Wachlarz treści otwarty: od surowej powagi po żart i błazeństwo. Środki ekspresji lakoniczne, skrótowe i symboliczne, operujące wyobrażeniami zderzanymi z przedmiotami rzeczywistymi.

Tak więc, jak już wyżej powiedziałam, przeczytałam ten odautorski komentarz dopiero po obejrzeniu wystawy i pomyślałam sobie, że myślimy podobnie – autor, twórca sztandarów, i ja, odbiorca, widz. I pomyślałam też, że to cudownie!, że to radość dla obu stron, bo wiem (także z własnego doświadczenia) jak ważny jest dla artysty odbiór jego prac, odbiór sztuki, którą tworzy; z drugiej strony – jeżeli moje, odbiorcy odczucia pokrywają się z przesłaniem oglądanej, słuchanej czy czytanej sztuki – to to jest super!

Twórca i odbiorca i relacje między nimi – temat odwieczny. Pojawia się w opowiadaniu Wojciecha Żukrowskiego „Przyjaciel z Luliczang”, zamieszczonego w zbiorze wschodnich, azjatyckich opowiadań zatytułowanym „Nieśmiały narzeczony”, który ostatnio przeczytałam. Zbiór wydany w 1965 r. w Czytelniku, zaś samo opowiadanie zostało napisane w 1952 r. Oto fragment „Przyjaciela z Luliczang”, który nasunął mi wspomnienie o wystawie sztandarów Jerzego Beskiego:

(…) Był to ostatni obraz, którego nie dojrzał żaden z jego uczniów. Ale od owego dnia wydal się wszystkim tak prosty i jasny, jakby go od lat szalony przywoływał uderzeniami pędzla.

Wszyscy mamy oczy otwarte, a tak niewiele widzimy. Koty muszą tydzień czekać, zanim przejrzą, za to potem widzą w ciemności.

Patrzeć, zagłębiać się w dzieło sztuki, to współtworzyć z artystą. Skoro zaczynasz tropić w zmiennym nurcie życia – TAO – wieczną prawdę, choć umysł człowieczy niezdolny jej w pełni pojąć, jakąż radość głęboką daje samo przeczucie poparte zmysłami, że ona istnieje.

 

 

 

 

 

Wojciech Żukrowski, „Nieśmiały narzeczony”, Czytelnik, 1965, s. 43 (podkreślenia w tekście moje).

 

Ta ostatnia sobota

 

Parafrazuję tytuł piosenki „Ta ostatnia niedziela” Mieczysława Fogga, słynne przedwojenne tango.  A ja dziś o ostatniej sobocie października. W czwartek zaplanowałam sobie wycieczkę, sobotnią wycieczkę do muzeum, dokładniej mówiąc do Kamienicy przy ul. Wojciecha, która jest częścią Muzeum Śląska Opolskiego. Niestety, bardzo się rozczarowałam, smutno mi się zrobiło, kiedy po przyjściu na miejsce pocałowałam przysłowiową klamkę. Po prostu, kartka na oknie stwierdzała jednoznacznie i bezapelacyjnie, że w sobotę  29. listopada  2016 roku nieczynne!

Wiedziona rozczarowaniem, tudzież zwykłą ciekawością: DLACZEGO??!! postanowiłam podejść do niedalekiej centrali, czyli siedziby głównej Muzeum, bo w centrali na pewno by wiedzieli, dlaczego nie, i może nawet wyraziliby współczucie, dodając, że naszemu muzeum też jest , tak jak i mnie, przykro, że nie. Niestety, tu spotkał mnie drugi cmok w klamkę i kolejna kartka z jednoznacznym i bezapelacyjnym stwierdzeniem, że kwatera główna czynna jest dziś od godziny 14:00, więc o godzinie 11:30 niczego się nie dowiem.

Każda sytuacja ma plusy. Przy okazji dowiedziałam się z kolejnej kartki, że wejścia w soboty nie są bezpłatne, tylko symbolicznie bezpłatne. Dobrze wiedzieć.

Zamiast oglądać czynszową kamienicę i wystawę o marzeniach spisanych na kartkach, przeczytałam bardzo ciekawy wywiad z aktualnym, że nie powiem nowym, dyrektorem Teatru Kochanowskiego, czyli panem Norbertem Rakowskim. Wywiad prowadziła Iwona Kłopocka-Marcjasz, a przeczytałam go, co ciekawe, w katowickim społeczno-kulturalnym miesięczniku „Śląsk”, wydawanym przez Górnośląskie Towarzystwo Literackie w Katowicach właśnie. Nowy dyrektor teatru wprowadza nowe rzeczy, zapewne ciekawe. Dawno nie zaglądałam do Kochanowskiego, pora wrócić do magii teatru.

 

Zapisz

Autorskie oprowadzanie po wystawie Ignacego Nowodworskiego.

 

Ależ żałuję, że nie mogę być na tym oprowadzaniu! Jestem poza Opolem, i żadne teleportacje ani inne bardziej standardowe sposoby przemieszczania się w przestrzeni nie wchodzą w rachubę 🙂

Poza tym mam nadzieję, że to oprowadzanie nie jest jednocześnie finisażem, bo chciałabym jeszcze raz przyjrzeć się drewnianym wytworom wyobraźni Ignacego Nowodworskiego.

Takie oprowadzania stały się ostatnio modne, choć nie jestem pewna, czy rzeczywiście ostatnio, bo już jakiś czas takie rzeczy się odbywają, a ponadto nie jestem pewna, czy można je określić jako modne, bo słowo to można uznać za określenie lekko pejoratywne. A tego bym nie chciała, w moim odczuciu oprowadzania są bardzo, bardzo pozytywne, potrzebne, świetne.

Takie autorskie oprowadzanie to fajna sprawa, można na wystawę i jej obiekty popatrzeć zupełnie innym okiem, odautorskim, od „strony kuchni”, warsztatu (w sensie dosłownym i przenośnym), od strony pracowni artysty, w którym dzieła powstają. No i można artyście zadać pytanie. W przypadku tej konkretnej wystawy, czyli „Bezsenności”, można naprawdę wiele „zyskać”, podrążyć, poposzukiwać głębszych tekstów i kontekstów. Można się różnych ciekawych rzeczy wywiedzieć , poczynając od nazw wystawy i jej części, cykli, przez wszystko, co dotyczy przesłania rzeźb, inspiracji, pomysłów na nie, wyboru środków, drewna i dodatków, bohaterów, kończąc na sprawach przyziemnych, jak: kiedy pracuje, gdzie, jak albo …co czuje, gdy pracuje. Ach, można wspaniale podowiadywać się albo wspaniale powypytywać! Nie tylko rzeźbiarza, ale i każdego innego artystę, twórcę.

Ja byłam w zeszłym roku na autorskim oprowadzaniu po wystawie zatytułowanej „Dzisiaj są moje urodziny” Romualda Jeziorowskiego. Nie chodziło zresztą tylko o 25 lat pracy twórczej i jego 50. urodziny, choć te dwa jubileusze zostały tą wystawą uhonorowane. Autor wystawy powiedział, że  jej tytuł nawiązuje do „Dziś są moje urodziny”, ostatniego spektaklu Tadeusza Kantora, w którym miał on zagrać rolę Właściciela Biednego Pokoju Wyobraźni, obchodzącego siedemdziesiąte piąte urodziny. Śmierć Kantora nie pozwoliła na to. Autor wystawy opowiadał o niektórych z prezentowanych obrazów, ich historie, o tym jak powstawały, jakie były koleje ich losów, czasem jakieś ciekawostki. Mnie najbardziej zafrapowały jego szuflady, które zafascynowały mnie znacznie wcześniej, jeszcze podczas wystawy w nieistniejącej już galerii Atelier Bolesława Polnara. To było chyba w 2007 roku, wtedy szuflad było około 70, a w czasie wystawy w Muzeum Śląska Opolskiego, czyli w roku 2015 było ich ponad 100, jeśli się nie mylę.

Niemal każda z szuflad ma inną historię, mniej lub bardziej niebywałą, ciekawą, tajną. Zdjęcia szuflad w trakcie oprowadzania robiła p. Joanna Filipczuk, na moją prośbę przesłała mi ich kilka, pozwalam więc sobie parę z nich zaprezentować. Szuflady są pełne wspomnień, nostalgii, rzeczy zapomnianych i pieczołowicie zachowanych, to kawałki życia i to nie tylko autora, ale także i widza. Przecież każdy z nas ma albo miał swoją szufladę albo półkę, w której pozostawił cząstkę swojego serca.

Dobrze jest pójść czasem na wystawę, gdzie nasze własne odczucia możemy wzbogacić odautorskim komentarzem.