Ależ żałuję, że nie mogę być na tym oprowadzaniu! Jestem poza Opolem, i żadne teleportacje ani inne bardziej standardowe sposoby przemieszczania się w przestrzeni nie wchodzą w rachubę 🙂
Poza tym mam nadzieję, że to oprowadzanie nie jest jednocześnie finisażem, bo chciałabym jeszcze raz przyjrzeć się drewnianym wytworom wyobraźni Ignacego Nowodworskiego.
Takie oprowadzania stały się ostatnio modne, choć nie jestem pewna, czy rzeczywiście ostatnio, bo już jakiś czas takie rzeczy się odbywają, a ponadto nie jestem pewna, czy można je określić jako modne, bo słowo to można uznać za określenie lekko pejoratywne. A tego bym nie chciała, w moim odczuciu oprowadzania są bardzo, bardzo pozytywne, potrzebne, świetne.
Takie autorskie oprowadzanie to fajna sprawa, można na wystawę i jej obiekty popatrzeć zupełnie innym okiem, odautorskim, od „strony kuchni”, warsztatu (w sensie dosłownym i przenośnym), od strony pracowni artysty, w którym dzieła powstają. No i można artyście zadać pytanie. W przypadku tej konkretnej wystawy, czyli „Bezsenności”, można naprawdę wiele „zyskać”, podrążyć, poposzukiwać głębszych tekstów i kontekstów. Można się różnych ciekawych rzeczy wywiedzieć , poczynając od nazw wystawy i jej części, cykli, przez wszystko, co dotyczy przesłania rzeźb, inspiracji, pomysłów na nie, wyboru środków, drewna i dodatków, bohaterów, kończąc na sprawach przyziemnych, jak: kiedy pracuje, gdzie, jak albo …co czuje, gdy pracuje. Ach, można wspaniale podowiadywać się albo wspaniale powypytywać! Nie tylko rzeźbiarza, ale i każdego innego artystę, twórcę.
Ja byłam w zeszłym roku na autorskim oprowadzaniu po wystawie zatytułowanej „Dzisiaj są moje urodziny” Romualda Jeziorowskiego. Nie chodziło zresztą tylko o 25 lat pracy twórczej i jego 50. urodziny, choć te dwa jubileusze zostały tą wystawą uhonorowane. Autor wystawy powiedział, że jej tytuł nawiązuje do „Dziś są moje urodziny”, ostatniego spektaklu Tadeusza Kantora, w którym miał on zagrać rolę Właściciela Biednego Pokoju Wyobraźni, obchodzącego siedemdziesiąte piąte urodziny. Śmierć Kantora nie pozwoliła na to. Autor wystawy opowiadał o niektórych z prezentowanych obrazów, ich historie, o tym jak powstawały, jakie były koleje ich losów, czasem jakieś ciekawostki. Mnie najbardziej zafrapowały jego szuflady, które zafascynowały mnie znacznie wcześniej, jeszcze podczas wystawy w nieistniejącej już galerii Atelier Bolesława Polnara. To było chyba w 2007 roku, wtedy szuflad było około 70, a w czasie wystawy w Muzeum Śląska Opolskiego, czyli w roku 2015 było ich ponad 100, jeśli się nie mylę.
Niemal każda z szuflad ma inną historię, mniej lub bardziej niebywałą, ciekawą, tajną. Zdjęcia szuflad w trakcie oprowadzania robiła p. Joanna Filipczuk, na moją prośbę przesłała mi ich kilka, pozwalam więc sobie parę z nich zaprezentować. Szuflady są pełne wspomnień, nostalgii, rzeczy zapomnianych i pieczołowicie zachowanych, to kawałki życia i to nie tylko autora, ale także i widza. Przecież każdy z nas ma albo miał swoją szufladę albo półkę, w której pozostawił cząstkę swojego serca.
Dobrze jest pójść czasem na wystawę, gdzie nasze własne odczucia możemy wzbogacić odautorskim komentarzem.