Jesień to niesamowite kolory na drzewach i krzewach. Chodzę po świecie i nie mogę się oprzeć, by co chwilę nie podnieść jakiegoś liścia, który zatrzymał mój wzrok, zwrócił moją uwagę i nie pozwala odejść, przejść dalej. Więc podnoszę, zbieram, zabieram z sobą i przynoszę do domu. I bukiety układam albo układanki tworzę, kładąc liście po prostu na białym blacie stołu. Potem wgapiam się w tę feerie jesiennych kolorów.
Sycę wzrok barwami, zazdroszczę naturze, że stwarza takie mieszanki braw, umie je z sobą tak pomelanżować [hmm, dziwnie to brzmi, choć wiem, że słowo takie istnieje, tylko trzeba je użyć w odpowiednim znaczeniu…], tak pomieszać, połączyć, że liście przechodzą jakąś malowniczą metamorfozę i stają się tajemniczymi mapami, dziwnymi terenami, pełnymi miejsc, rzek, lądów, które odkrywać może tylko nasza wyobraźnia.
Zdjęć kilka takich jesiennych układanek zamieściłam na facebooku, a jeden z komentarzy brzmiał tak: „Liście …listeczki …listki …liście…” Oczywiście odpowiedziałam na tego posta. Bo przecież jesienne liście są cudne, prawda? I choć nadrzewne i nakrzewne liście innych pór roku też są jedyne w swoim rodzaju – bo te wiosenne są śliczne, młodziutkie, zieloniutkie, a te latem są soczyście zielone, bogate i pełne życia – to te jesienne mają w sobie to …coś! Ten jesienny żar, a jednocześnie – tę jesienną nostalgię…
Kochajmy jesienne liście!