Znowu zaczyna panować jesień

Za kilka dni skończy się wrzesień. Znów więc panuje karminowo-ruda jesień. Ten rym nie był zamierzony 🙂 Zachwycajmy się cudną jesienią!

Późny wrzesień

Ogień aksamitek jeszcze krzyczy.

Wciąż w pastelach astrów ślady lata.

Lecz w ich liściach pierwszy smak goryczy.

Zżółkłych traw jesienna brzmi kantata.

Liście uwolnione z wiatru smyczy

tworzą dywan, co się z ziemią brata.

Soczyste w omdlałe wnet się zmieni.

Wszak jak umierać to na jesieni,

w wieńcu z mgły, dżdżu, w zgodzie z pulsem świata.

A w wazoniku „płoną” aksamitki z mojego balkonu 🙂

grudzień to już nie listopad…

No wiem, grudzień już trwa, już koniec jesiennych wierszy, nawet późnojesiennych, czyli listopadowych. Ale może jeszcze jeden? wczesnojesienny? taki wrześniowy? No i mój?! własnej produkcji!? Więc jeszcze dziś jesienny wiersz, który napisałam na potrzeby warsztatów on-linowych, wirtualnych, e-mailowych… Boże, jak to brzmi, trochę strasznie, nierealnie. Ale nierealne te warsztaty były, czyli nie-realne, choć realne.

Coś kręcę.

Nierealność i wirtualność warsztatów literackich polegała na tym, że grupa dziesięciu osób kontaktowała się mailowo; co tydzień mieliśmy nowe zadanie poetyckie i wierszami dzieliliśmy się mailowo.

Jednym z zadań było napisanie nony, czyli w tym przypadku miał to być wiersz 9-wersowy, rymowany o określonych rymach, tj. a – b – a – b – a – b – c – c – b, z wersem o dziesięciu sylabach. Temat był dowolny, więc każdy mógł pisać o czym tylko chciał. Ja wybrałam sobie taką wizję złotej, rozzłoconej jeszcze wczesnej jesieni, kolorowej i pięknej, jeszcze tętniącej życiem, a już nostalgicznej….

Zapraszam do mojej poetyckiej jesieni.

RENATA BLICHARZ

Późny wrzesień

Ogień aksamitek jeszcze krzyczy.

Wciąż w pastelach astrów ślady lata.

Lecz w ich liściach pierwszy smak goryczy.

Zżółkłych traw jesienna brzmi kantata.

Liście uwolnione z wiatru smyczy

tworzą dywan, co się z ziemią brata.

Soczyste w omdlałe wnet się zmieni.

Wszak jak umierać to na jesieni,

w wieńcu z mgły, dżdżu, w zgodzie z pulsem świata.

Listopad, miesiąc dramatyczny

Napisałam, że listopad to miesiąc dramatyczny. Bo taki właśnie – pełen smutku, przygnębiający, złowieszczy i złowrogi, dołujący, desperacki jakiś, czyli jednym słowem dramatyczny – taki właśnie jawi się listopad w wierszu Władysława Broniewskiego zatytułowanym „Listopady”.

Ile bólu w tym wierszu, zagubienia w świecie i w życiu, zagubienia w sobie, ileż w nim zatracenia, desperacji i niemocy, bezsilności jakiejś wobec …chyba człowieczego losu, przeznaczenia, istnienia.

Trudno jest, czytając ten wiersz, oddzielić w nim podmiot liryczny, jego bohatera, od jego autora, szczególnie jeśli zna się choćby pobieżnie życie Poety. Zawsze staram się to robić: nie identyfikować autora z bohaterem – przecież wiersz to też literatura, a autor nie zawsze pisze o sobie, zarówno autor kryminału, jak i autor utworu poetyckiego. Ale w wierszu „Listopady” wciąż widzę jego autora… Jednocześnie myślę jednak, że swoją wymową, swoim dramatyzmem, dotyka ten wiersz czy opisuje nie tylko samego autora, ale także wielu innych poetów, ba, wielu, bardzo wielu ludzi…

Za dużo gadam! Czytajcie, czytajmy, każdą zwrotkę dwa razy, trzy razy, cały wiersz raz, dwa razy, a potem jeszcze raz, po cichu i głośno, i znów, a czytając kolejny raz wchodźmy coraz głębiej, coraz głębiej w listopadowe krajobrazy…

Listopady

Władysław Broniewski

Całe życie zrywam się i padam,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi,
i chwytają mnie złe listopady
czarnymi palcami gałęzi.

Ja upiłem się tym tchem, tym szumem,
niepokojem, który serce zatruł –
to dlatego śpiewać już nie umiem,
tylko wołam wołaniem wiatru,

to dlatego codziennie się tułam
po wieczornych, po czarnych ulicach
i prowadzi mnie wilgotny trotuar
w mgłę wilgotną, która bólem nasyca.

Acetylen słów płonie na wargach,
płonie we mnie bolesna maligna,
chodzę błędny, jak ludzie w letargu,
zewsząd, zewsząd niepokój mnie wygnał.

Nie ma wyjścia, nie ma wyjścia, nie ma wyjścia,
muszę chodzić coraz dalej, coraz dłużej.
Jestem wiatr szeleszczący w liściach,
jestem liść zagubiony w wichurze.

Tylko w oczach mgła i oczy bolą,
tylko serce bije coraz częściej.
Jak błękitny płomień alkoholu,
płoniesz we mnie moje nieszczęście.

Muszę chodzić, muszę męczyć się wiecznie,
w mgle za włosy mnie wloką wieczory,
lecą za mną, nieprzytomne, pospieszne,
moje słowa, moje upiory.

Muszę wiecznie zrywać się i padać,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi.
Pochwyciły straconą radość
nagie gałęzie.

Przelatują, wieją przeze mnie
listopady chwil, których nie ma…

To – tylko liście jesienne.
To – pachnie ziemia.

Wiersz o jesieni, wiersz o miłości

Na Facebooku zaczął się jakiś czas taki maraton. Zostałam zaproszona i wzięłam udział, ale już następnego dnia zmieniłam reguły. A o tym poniżej.

Napisałam tak:

Dziś 1. dzień mojego udziału w tym 8-dniowym międzynarodowym„maratonie sztafety poetów”. Zostałam nominowana przez poetkę Grażynę Cylwik do publikowania codziennie wiersza, przez 8 dni wraz ze swoim zdjęciem. Wiersze w tym maratonie zostaną przetłumaczone na rosyjski i opublikowane w rosyjskim almanachu. Każdego dnia będę nominować przyjaciela do tego samego, aby w ten sposób kontynuować sztafetę i szerzyć uzdrawiającą moc poezji. Zapraszam dziś poetkę Romanę Więczaszek do publikowania swoich wierszy przez osiem dni i z kolei zaproszenia innych poetów do tego maratonu. Więcej mocy w poezji! Więcej poezji w prozie życia !

Jesienią

I jakoś mnie ubywa

z każdym dniem

Oddechu coraz mniej

uśmiechu coraz mniej

i śpiewu coraz mniej

kochania coraz mniej

Tylko coraz więcej

czasu

Dziś 2. dzień 🌺

mojego udziału w 8-dniowym „maratonie poetyckim”. 🌺

Ale zmieniam zasady! Ze względu na to, że od początku dość sceptycznie podchodziłam do tego pomysłu, tak zresztą jak Kamyk Biały (Marcin Kurcbuch), którego post potwierdził moje zdanie na ten temat. Międzynarodowa antologia, wiersze tłumaczone na rosyjski, zredagowany almanach, wydany jako książka, a do tego setki autorów i setki wierszy. Niemożliwe! To nie sztafeta, a piramida. A jak piramida, to może być różnie… Tak więc teraz to tylko i wyłącznie mój prywatny maraton, w którym nominuję tylko i wyłącznie siebie; może tak zrobić każdy.🌺Jednak sam pomysł z maratonem całkiem fajny, traktuję go jako doping do pokazania na FB moich wierszy. 🌺Jest ich tam mało, a właściwie wcale nie ma. Więc teraz będą. 🌺

Zapraszam do czytania

Zapomnienie o świcie

Tej nocy

śpiewały gwiazdy

to zdarza się tak rzadko

Teraz nie wiem czy w twoich się budzę ramionach

czy to świt otula mnie w mleczne etole

oczy przesłania woalką z mgły i rosy

W twoich jestem ramionach

czy to muzyka odurza serce i zmysły

myśli przystraja w ciepłe leniwe jeszcze marzenia

Czy twój oddech słyszę

czy to świat cały podchodzi do mnie

mami wiecznością kusi by mu wykraść jej choćby kawałek

Odpoczywam na brzegu twojego snu

patrzę na czas który przysiadł na twoich rzęsach

Twoje imię jest dzisiaj moją poranną modlitwą

Jesteś obietnicą na jeszcze jeden dobry dzień

i wiem że w takiej chwili

niepotrzebna jest poezja

Cóż winne listopady…

 

Kończy się listopad, uważany chyba za najsmutniejszy miesiąc roku. Jakie to niesprawiedliwe!… Cóż on winien, że taką rolę przypisała mu natura? Taki niefajny pomost między fajną złotą jesienią i fajną białą zimą. A on taki łysy, goły, wilgotny, wietrzny, i w ogóle brrr!  A przecież w listopadzie rodzi się tyle wspaniałych skorpionów, a niektóre z nich to nawet mają w listopadzie imieniny! : – )))))

No i poeci jakoś niespecjalnie lubią listopady, wystarczy przeczytać te dwa ostatnio zamieszczone u mnie wiersze; ten Broniewskiego jest porażający.

Listopad ma złą sławę: popatrzmy, jak zaczyna się wiersz Hanny Fołtyn pod tytułem „Czereśnia” – tutaj listopad to po prostu niegodziwiec..

 

Hanna Fołtyn
 
Czereśnia
 
Czereśnia już bez liści,
listopad zaprosił ją na randkę,
więc się rozebrała – głupia.
 
Dobrze wie, że zaraz ją porzuci,
zostawi samotną
na długie zimowe noce i mroźnie dni.
(…)

 

Dlatego postanowiłam bronić listopada, choć jak tak się w czytam w ten mój wiersz, to momentami przestaję mieć pewność, czy to obrona, czy też raczej potwierdzenie (życzliwe i delikatne, ale jednak…) tej złej opinii o tym miesiącu.

 
Renata Blicharz
 
Listopady
 
Cóż winne listopady
że szaro że deszcz że chłód
że cichną drzewa i śmiechy
a słońce świeci
jakby bez sensu
 
przed chwilą odszedł barwny
przepyszny jesienny cud
za chwilę zima
 
czas liczyć grzechy

 

Namawiam, by kochać listopady. A poza tym, obojętne, jaki miesiąc, jednakowo w każdym – może nam być albo pięknie, albo brzydko.

 

Źródło zdjęcia: https://w-dog.net/wallpapers/12/5/360033795420987/leaves-piece-sheets-leaf-leaves-drop-drops-machine-spray-metal-wallpapers-desktop-wallpaper-best-wallpapers-desktop-wallpaper-widescreen-widescreen-widescreen-wallpapers-download-wallpapers-about.jpg

Jesienny wiersz

 

A dziś nostalgiczny, jesienny wiersz…

 

Laura
 
 
Unosi spod stóp jesienny liść
zbliża do twarzy
 
powierzchnia bez zielonej gładkości
obumarłe uzewnętrznione tętnice
zmarszczki
złoto-rudy kolor
jak włosy spod wprawnej ręki fryzjera
 
przegląda się w jesiennym liściu jak w lustrze

 

 

Wiersz pochodzi z tomu: Renata Blicharz „Pocztówka z bajki”, Wyd. Sowa, Opole 1997, s. 40.