No wiem, grudzień już trwa, już koniec jesiennych wierszy, nawet późnojesiennych, czyli listopadowych. Ale może jeszcze jeden? wczesnojesienny? taki wrześniowy? No i mój?! własnej produkcji!? Więc jeszcze dziś jesienny wiersz, który napisałam na potrzeby warsztatów on-linowych, wirtualnych, e-mailowych… Boże, jak to brzmi, trochę strasznie, nierealnie. Ale nierealne te warsztaty były, czyli nie-realne, choć realne.
Coś kręcę.
Nierealność i wirtualność warsztatów literackich polegała na tym, że grupa dziesięciu osób kontaktowała się mailowo; co tydzień mieliśmy nowe zadanie poetyckie i wierszami dzieliliśmy się mailowo.
Jednym z zadań było napisanie nony, czyli w tym przypadku miał to być wiersz 9-wersowy, rymowany o określonych rymach, tj. a – b – a – b – a – b – c – c – b, z wersem o dziesięciu sylabach. Temat był dowolny, więc każdy mógł pisać o czym tylko chciał. Ja wybrałam sobie taką wizję złotej, rozzłoconej jeszcze wczesnej jesieni, kolorowej i pięknej, jeszcze tętniącej życiem, a już nostalgicznej….
Zapraszam do mojej poetyckiej jesieni.
RENATA BLICHARZ
Późny wrzesień
Ogień aksamitek jeszcze krzyczy.
Wciąż w pastelach astrów ślady lata.
Lecz w ich liściach pierwszy smak goryczy.
Zżółkłych traw jesienna brzmi kantata.
Liście uwolnione z wiatru smyczy
tworzą dywan, co się z ziemią brata.
Soczyste w omdlałe wnet się zmieni.
Wszak jak umierać to na jesieni,
w wieńcu z mgły, dżdżu, w zgodzie z pulsem świata.