Artbook: wiersze i kolaże

Wydawnictwo NCK w swojej prezentacji na FB tak pisze o sobie: Wydajemy książki istotne, ciekawe, otwierające nowe perspektywy, książki czasem zaskakujące.

I taką książką, ciekawą i nietypowa jest artbook, złożony z wierszy W. Szymborskiej i ilustracji do nich Grażki Lange.

W artbooku znalazły się wybrane wiersze poetki. Są to:„Mapa”, „Vermeer”, „Utopia”, „Fotografia tłumu”, „Radość pisania”, „Miniatura średniowiecza”, „Dwie małpy Bruegla”, „Ludzie na moście”, „Muzeum”. Każdy z tych utworów został opatrzony oryginalną wizją graficzną Grażki Lange i w ten sposób powstała oryginalna książka złożona z dziewięciu zeszytów, każdy zawierający wiersz i jego malarską, plastyczną interpretację.

Wydawnictwo ogłosiło konkurs, w którym do wygrania były dwa egzemplarze artbooka z autografem Grażki Lange. Trzeba było odpowiedzieć na pytanie konkursowe, które brzmiało tak:

Jak myślicie, co łączy wybrane do artbooka wiersze i jakie wątki się w nich powtarzają? Pomysły klucza interpretacyjnego ze zwięzłym wytłumaczeniem, napiszcie w komentarzu pod tym postem.

Dwie najciekawsze odpowiedzi miały zostać nagrodzone artbookiem! Super, prawda?

Postanowiłam wygrać ten ciekawy zestaw. Przypomniałam sobie wiersze i napisałam, co moim zdaniem wiersze poetki łączy, co jest wspólnym mianownikiem tych dziewięciu utworów. Napisałam, wysłałam, zwyciężyłam – że tak opowiem, trawestując słowa Gajusza Juliusza Cezara – veni, vidi, vici – o moim małym zwycięstwie. Ale bardzo miłym.

Bardzo się cieszę, że mój tekst się spodobał i został wyróżniony taka piękną nagrodą. Bardzo jestem ciekawa, jak to wydawnictwo wygląda w realu, kiedy się je trzyma w ręce, przewraca kartki, czyta i ogląda. Kurier z książka powinien być już jutro! 🙂

To ciekawe, bo to już drugi konkurs związany z W. Szymborską, w którym wzięłam udział i druga nagroda, którą zostałam wyróżniona za moja pracę… A przecież… do trzech razy sztuka…

Nowy tom poezji „Ja, Śmierć”

Mój nowy tom poezji pod tytułem „Ja, Śmierć” ujrzał światło tego świata

1. września 2023 r.

To ważna data, bo kończy pewien etap – etap pracy nad książką. A etap ten też dzieli się na kilka okresów, bo jest to przede wszystkim praca nad tekstami – od samego początku, od pomysłu, jakiegoś błysku, idei, przez zapisanie szkicu, redagowanie, wykreślanie, korygowanie, aż po kształt ostateczny.

Potem jest praca nad układem tekstów, ich układem w książce, także ich selekcja. Z tym wszystkim wiąże się wybór „dodatków”, takich jak np. motto, biogram, zdjęcie. Ważną częścią pracy nad książką były prace „techniczne”, jak choćby wybór czcionki. A okładka… Ile rzeczy trzeba wybrać, przemyśleć, co na pierwszą stronę, co na ostatnią… To też znaczący etap w powstawaniu tego efektu końcowego w postaci tomiku.

Zresztą zobaczcie sami; oto mała pierwsza fotorelacja 🙂

Dwie Ofelie

 

Jedna Ofelia Wisławy Szymborskiej, druga – Renaty Blicharz, czyli moja! Hmmm, sama uważam to nieco za śmiałość, stawianie się w jednym rzędzie z tą wspaniałą poetką. Ale… Ale obie jesteśmy poetkami, obie poruszyłyśmy „ofeliowy” temat, obie napisałyśmy na tenże temat wiersz. Choć każda z nas inaczej popatrzyła na „sprawę Ofelii” – oczywiście, tu musi być cudzysłów, prawda, przecież mówimy o czymś wielkim, o wielowiekowej inspiracji dla artystów różnych dziedzin, o symbolu, którego znaczenie jest niezwykle szerokie i dotyczące wielu sfer naszego życia, wielu spraw istotnych, głębokich, ważnych. A tutaj tylko dwa przykłady jak różnie można „wykorzystać” ten szekspirowski motyw.

Ten wiersz Wisławy Szymborskiej przyszedł do mnie wraz z jej tomikiem „Miłość szczęśliwa i inne wiersze”, a właściwie z wyborem jej wierszy o miłości, wydanym przez Wydawnictwo A5 w 2007 r.

Ten wiersz przypomniał mi mój wiersz z tomiku „Kolekcjonerka” wydanego rok wcześniej, bo w 2006, w Wydawnictwie Antykwa z Kluczborka.

Ten wiersz zaczarował mnie ostatnim wersem i niesamowitym połączeniem – słów „Non omnis moriar” (pochodzących z pieśni Horacego „Exegi monumentum”, czyli „Wybudowałem pomnik”, gdzie non omnis moriar oznacza dzieło artysty, które pozostanie nawet po jego śmierci, kiedy już go nie będzie) z miłością. „Non omnis moriar” znaczy „nie wszystek umrę”.

No właśnie… Non omnis moriar z miłości…

 

Wisława Szymborska

Reszta
 
Ofelia odśpiewała szalone piosenki
i wybiegła ze sceny zaniepokojona,
czy suknia nie pomięła się, czy na ramiona
spływały włosy tak, jak trzeba.
 
Na domiar prawdziwego, brwi z czarnej rozpaczy
zmywa i – jak rodzona Poloniusza Córka –
liście wyjęte z włosów liczy dla pewności.
Ofelio, mnie i tobie niech Dania przebaczy:
zginę w skrzydłach, przeżyję w praktycznych pazurkach.
Non omnis moriar z miłości.
 
 
 
Renata Blicharz
Sen Ofelii
 
Ofelia niespełniona
zanurza ręce w wodzie
zanurza w wodzie
ciało po ramiona
oddala się odchodzi
 
ciemność do snu ją kołysze
już za nią orszak ciszy
i poetów
jak sępy
śpiewają pieśni
tworzą mity legendy
 
ach jacyż oni śmieszni
myśli
jest roztargniona lekko
jest noc
i życie wkrótce mi się przyśni
 
że jakieś serce bić przestało
śmieszni poeci
doprawdy
nic się takiego nie stało

 

Wisława Szymborska, Miłość szczęśliwa i inne wiersze, Wyd. A5, Kraków 2007, s. 19.

Renata Blicharz, Kolekcjonerka, Wyd. Antykwa, Kluczbork 2006, s. 24.

Zimny wiersz – ku pamięci i …przestrodze

 

Ten wiersz Wisławy Szymborskiej czytałam już dobrych kilka razy i wciąż czytam, odczytuję go tak samo. Porusza mnie za każdym razem, ale bardziej intelektualnie niż emocjonalnie, wstrząsa bardziej moją wyobraźnią umysłową aniżeli uczuciową, jeśli mogę użyć takich określeń. Mało w nim jakichś namiętności, za to chłodna kalkulacja, niezaprzeczalna logika, bezuczuciowy niemal opis, chłodny, dotykający ironii, do bólu zimny ogląd. Opis czegoś strasznego przecież, umierania.

I do tego jakie doskonałe wykorzystanie języka! Mistrzowskie, co tu dożo gadać!

Wisława Szymborska

Każdemu kiedyś

Każdemu kiedyś ktoś bliski umiera,
między być albo nie być
zmuszony wybrać to drugie.

Ciężko nam uznać, że to fakt banalny,
włączony w bieg wydarzeń,
zgodny z procedurą;

prędzej czy później na porządku dziennym,
wieczornym, nocnym, czy bladym porannym;

i oczywisty jak hasło w indeksie,
jak paragraf w kodeksie,
jak pierwsza lepsza
data w kalendarzu.

Ale takie jest prawo i lewo natury.
Taki, na chybił trafił, jej omen i amen.
Taka jej ewidencja i omnipotencja.

I tylko czasem
drobna uprzejmość z jej strony –
naszych bliskich umarłych
wrzuca nam do snu.

I tylko po ostatniej strofie jakoś mocniej bije mi serce. Wielka to pointa tego wiersza, ta „uprzejmość z jej strony”. Czyjej – „jej”? Wszyscy wiemy, to jasne, choć, spójrzcie, „jej” nazwa, „jej” imię nie padło w wierszu ani razu… A co z tej uprzejmości „ona” robi? – wrzuca nam naszych bliskich do naszych snów! Wrzuca, widzicie to, wrzuca!

Zimny wiersz, a przecież ku pamięci, ku przestrodze, ku refleksji.

 

Róża jest różą. Czy tylko?

Sto lat temu napisałam taki czterowiersz o róży: ja jestem tą różą, którą mi darujesz, jestem ..coś tam, coś tam … jak ona, i jak ona kłuję. I gdzieś mi się to kolebało po głowie, kilkadziesiąt lat, no tak, jakieś kilkanaście, kilkadziesiąt lat. A teraz nagle, skądś ten wierszyk-czterowierszyk przyleciał do mnie, przyfrunął, wychynął z zakamarków pamięci.  I zrobiłam z tego ten wiersz, który niżej, z myślą też, że byłby on całkiem fajną, ciekawą ilustracją do jednego z moich kolorowych kolażyków. Jako że bawię się od czasu do czasu w robienie kolaży 🙂

Róża

Ja jestem tą różą,
którą mi kupiłeś.
Delikatność mam w płatkach,
ale w kolcach – siłę.
 
Ja jestem tą różą,
którą mi darujesz.
Widzisz – płonę jak ona
I jak ona – kłuję.
 
Ja jestem tą różą,
która mi została.
Wielka w niej obietnica.
Miłość twa – za mała.
 

 A potem przypomniały mi się słowa Gertrudy Stein: „rose is a rose, is a rose, is a rose”, czyli „róża jest różą, jest różą, jest różą”, czyli że rzeczy są rzeczami, że należy je interpretować, widzieć takimi, jakie są.

Ale czy na pewno? Czy róża jest rzeczywiście tylko różą? Niczym więcej? W moim wierszu liryczne „ja”, kobieta, jest różą, a róża jest nią… Bohaterka wiersza przejmuje cechy róży: jest piękna, tajemnicza, delikatna, silna, namiętna i wręcz agresywna, bo kłująca.

Róża przekroczyła czy wykroczyła poza granice, wyznaczone jej przez naturę, stała się czymś więcej niż tylko kwiatem, krzewem, rośliną. Stała się symbolem, obiektem symbolicznym, przez co znalazła „zastosowanie” (brr, co za określenie!) w wielu legendach, mitach, opowieściach, powiedzeniach, przysłowiach, baśniach, pieśniach i piosenkach, w sztuce i – wreszcie – w poezji!

Nie wiem, czy znalazłby się poeta, który by gdzieś w swojej twórczości nie „potknął się” o różę.  Może by się i znalazł, ale większość o róży pisała. Róża w poezji jest jednym z symboli nieśmiertelnych, do których zaliczyłabym np. księżyc, lustro czy kamień, dlatego i ona miała złe i dobre okresy, w tych złych bywała wyszydzana jako symbol wyeksploatowany, „oklepany”, by można było coś świeżego z nim czy dzięki niemu stworzyć. Ale królowa kwiatów trwa, ma się dobrze mimo wszystko i ciągle zachwyca, w ogrodach, w bukietach, w poezjach.

O róży i różach można wiele w wielu miejscach znaleźć, a jeszcze więcej – książki i tomy można napisać, a ja znalazłam i polecam, polecam świetny artykuł Alicji Nowakowskiej, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, w którym znajdziemy o róży niemal wszystko, przekrojowo; ten artykuł daje nam wiedzę o tym, jak wiele ról i znaczeń przypisujemy tej królowej kwiatów, a jednocześnie jest początkiem – przynajmniej dla mnie – do dalszych poszukiwań róży w twórczości wielu poetów czy pisarzy. Ja pozwolę sobie zacytować dwa fragmenty artykułu A. Nowakowskiej, który w całości można przeczytać na stronie pani profesor: http://www.ifp.uni.wroc.pl/pracownik/alicja-nowakowska

To są fragmenty mówiące o tym, co pisałam wcześniej, o symbolice i losach róży w poezji.

„Symbolika róży jest bardzo rozbudowana, choć niekiedy nawet w obrębie jednej kultury skupia w sobie treści przeciwstawne. Róża jest na przykład symbolem wieczności i przemijania, śmierci i zmartwychwstania, niezniszczalności i kruchości życia, cnoty i rozpusty, miłości duchowej i miłości seksualnej, uduchowienia i próżności, doskonałości, piękna, radości, a także związku mistycznego, mistycznego koła, Graala, duszy, modlitwy, tajemnicy.”

„Powojenna poezja polska również wykorzystuje motyw róży. Wystarczy przywołać tu znane, a bardzo się różniące teksty Tadeusza Różewicza („Róża”) i Zbigniewa Herberta („O róży”). Jednak jej pozycja królowej kwiatów jest mocno nadwerężona. Jak zauważa współczesna badaczka, generalną tendencją poezji współczesnej jest nieskrywana niechęć poetów do róży. Ewa Nawrocka wyodrębnia trzy jej postaci: 1. róża rugowana jest z pejzażu poetyckiego, zastępowana przez inne kwiaty, zioła, chwasty; 2. róża ujmowana w znaczeniach alegorycznych czy symbolicznych […] staje się przedmiotem gwałtownego ataku, odtrącenia, spostponowania; 3. dokonuje się przewartościowanie znaczeniowe róży przez wprowadzenie słowa róża jako składnika metafory w zaskakujące, szokujące i niebotaniczne konteksty. Jednak mimo tych zmasowanych ataków róża jak pisze E. Nawrocka zostaje ocalona. Jako metafora poezji, sztuki całkowicie autonomicznej, kreacyjnej, niemimetycznej. Tak ujmuje ją Jarosław Marek Rymkiewicz w sonecie „Na różę”:

Wszystko jest różą gdy nic nie jest różą
Na nic me słowa niech niczemu służą.”

 

P.S. A pamiętacie album „Róża” Maanam i Kory? Albo śpiewany też przez Korę wiersz Wisławy Szymborskiej „Nic dwa razy się nie zdarza”? Tam też jest o róży…

 

Źródło zdjęcia: http://kora.org.pl/blog/dyskografia-maanam/maanam-%E2%80%93-roza/

Cytuję za: A. Nowakowska, Róża w języku i kulturze, [w:] A. Dąbrowska, I. Kamińska-Szmaj [red.], Świat roślin w języku i kulturze, [Język a Kultura 16], Wrocław 2001, 17-25; http://www.ifp.uni.wroc.pl/pracownik/alicja-nowakowska

Podglądanie przyrody

Ostatnia niedziela w TVP Kultura to był „Dzień z…”. Tym razem w miejsce trzech kropek trzeba było wstawić „Wisława Szymborska”. Jakimś przypadkiem włączyłam telewizor i jakimś przypadkiem trafiłam na ten kanał i na fragment filmu o Szymborskiej. Udało mi się zobaczyć kilka scen z filmów, pokazujących Szymborską, i kilka wypowiedzi o niej różnych ludzi bliżej lub dalej z nią związanych.

Któryś z opowiadających mówił o tym, że i Szymborska i Miłosz byli świetnymi obserwatorami przyrody. Że potrafili się sprzeczać o to, jakim lotem lata jakiś ptak, jedno z nich twierdziło, że jakimś powiedzmy, zygzakowatym, drugie, że lotem prostym. Ta rozmowa musiała być dość ciekawa, znamienna, bo już kiedyś słyszałam o niej w czyichś wspomnieniach. Chodziło bodajże o zimorodka. Miłosz gdzieś lot tego ptaka opisywał. Ja się jeszcze na ten opis nie natknęłam.

Drugą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, było opowiadanie o innej rozmowie dwójki wielkich poetów, kiedy Miłosz pytał, czy jego nowy tomik może nosić tytuł „To”, a Szymborska uznała, że tak, że to tytuł świetny, idealny, jedyny.

No więc postanowiłam przeczytać „To” Miłosza, tomik z 2000 roku. No i jak tylko zaczęłam czytać, to zaraz też zaczęłam zazdrościć – czego? – wszystkiego! Wszystkich tych miłoszowych umiejętności, a właściwie talentów.  Ale nie o tym chciałam pisać, nie o zazdroszczeniu Miłoszowi.

Chciałam pisać o „obserwatorstwie” przyrody w tomiku „To”. I tu muszę przytoczyć wiersz pt. „Nad strumieniem”.

Nad strumieniem

Szmer przezroczystej wody na kamieniach
w jarze pośrodku wysokiego lasu.
Jaśnieją w słońcu paprocie na brzegu,
piętrzy się niogarniona forma liści
lancetowatych, mieczykowatych,
sercowych, łopatowatych,
językowatych, pierzastych,
karbowanych, ząbkowanych,
piłkowanych – i kto to wypowie.
I kwiaty! Białawe baldachy,
modre kielichy, jaskrawożółte gwiazdy,
różyczki, grona.
Siedzieć i patrzeć
na ujawnianie się trzmieli, loty ważek,
podrywanie się muchołówki,
w plątaninie łodyg pośpiech czarnego żuka.
Wydaje mi się, że słyszę głos demiurga:
,,Albo nieme skały jak w pierwszym dniu stworzenia,
albo życie, którego warunkiem śmierć,
i to upadające ciebie piękno”.

Zaczyna się jakby nigdy nic, zwykły opis przyrody, widoczku pośrodku lasu, gdzie rzeka. Ale już za chwilę te wszystkie liście, takie, siakie, owakie, przeróżne… Potem znowu trochę „zwykłego” opisu, ach, te kwiatuszki!, rzec by się chciało. No i mamy – liście, kwiaty, łodygi i do tego (trochę niepojęta dla nas) krzątanina w trawie robaczków i muszek – obraz łączki nad strumieniem. Trochę taki mini-makroświat. A tu nagle – taka pointa! Widzę niemal, jak jakiś Stwórca pyta, rozkazuje: no to, człowieczku, wybieraj! Widzicie ten dylemat?

Taki wiersz! Może nie powinnam go opisywać, bo to, bo tamto, bo coś tam jeszcze innego. Ale… nie mogłam się powstrzymać!!!

I takie liście…

narodziny i śmierć

Najpierw są narodziny, potem urodziny, potem śmierć…
Jeszcze raz wracam do Wisławy Szymborskiej.
Znalazłam w moich bogatych zasobach archiwalnych jej wiersz, zamieszczony w „Przekroju” kilka dobrych lat temu, nie pamiętam w którym roku. Wiersz nosi tytuł „Urodziny”. Został zamieszczony z okazji jej urodzin, redakcja składa jej życzenia urodzinowe, a rysunki, będące tłem tego wiersza, są Andrzeja Dudzińskiego; świetnie zresztą do jego treści pasują.
A sam wiersz – no cóż, można powiedzieć: cała Szymborska – dowcip i lekkość, szokujące, brawurowe czasem zestawienia słów, pojęć, znaczeń, ironia przemieszana z zadumą, uśmiech ze smuteczkiem, i ta lekkość, i ta lekkośc pióra, i ta – rzec by można –  „nieznośna lekkość bytu”.
Zreszą zobaczcie sami.

Wisława Szymborska

Umiera wielka poetka, a oprócz tego, że smutek, jak zawsze, kiedy śmierć kogoś zabiera, nie wiem, co z tym faktem zrobić… Wprawiła mnie ta śmierć w jakiś – nie tylko poetycki, literacki – stupor.

Wiem tylko, że
już nigdy nie napisze wiersza,
nigdy nie napisze listu,
nie zapali papierosa, nie wypije kawy,
nie zarekomenduje jakiegoś nowego poetyckiego telentu
i nigdy nie wyśle kartki z dziwną wycinanką z gazety,
już nie spotka się z przyjaciółką poetką
i nigdy nie urządzi kolacyjki,
nie wyjdzie kolejny raz za mąż
ani nie zrobi kolejnego słynnego kolażu,
ani nie napisze kolejnego „lepieja”,
a Jej ostani limeryk
na zawsze pozostanie Jej ostatnim limerykiem
Śmierc jest jednym wielkim zaprzeczeniem wszystkiego.