Akwarele i poezja

Na tym zdjęciu znajdują się piękne, romantyczne akwarele Beaty Wepy, która namalowała je do moich wierszy – oktostychów, poświęconych latom trzydziestym XX wieku i szalonemu życiu kurortowemu w tamtych czasach. Ta wystawa w witrynie pracowni optycznej w Krefeld w Niemczech to super sprawa! Obrazy Beaty podbijają świat! 🙂

Książka z oktostychami i ilustracjami Beaty (za które jestem Jej niezmiernie wdzięczna) będzie wspaniała 🙂

Książka nosi tytuł „Sezon w kurorcie”. Kiedy Wojciech Ossoliński przeczytał o niej na Facebooku, napisał mi komentarz, który cytuję:

Pewnie niejeden/a krzyknie – oktostychy! Współcześnie?! Granda!! A ja autorce zazdroszczę. W zaledwie ośmiu wersach pokazuje świat, który możemy oglądać na starych fotografiach lub filmach. Wszystko w tych wierszach smaczne, pełne emocji z finezyjną nutką zadumy nad minionym. Wszystko zgodne z wymogami gatunku. Śpiewne, smaczne, nastrojowe. Aż chce się wejść w klimaty opisywane przez Renatę. I zostać w nich na chwil więcej niż parę. Zadać sobie pytanie czy ławeczka w zdrojowym parku nie zechce nam zdradzić kilku uzdrowiskowych tajemnic. A może przywoła nam te, które wciąż w sobie z pietyzmem przechowujemy.

Komentarz bardzo miły, więc z radością cytuję! I dziękuję 🙂

Akwarele Johna Lovetta

Przepiękne akwarele! Mistrzowskie! Pewność ręki i delikatność, współgra kreski i koloru, współgra kolorów i ich doskonałe przenikanie się, dokładny szczegół i rozmyty kontur, realność i bajkowość – to wszystko daje niesamowity efekt – jedyna w swoim rodzaju atmosferę obrazu…
Nie mogłam się oprzeć!
John Lovett to australijski artysta pracujący w olejach, akwarelach i mediach mieszanych. Miał on ponad trzydzieści pięć wystaw indywidualnych i brał udział w wielu zbiorowych. Prace Johna Lovetta znajdują się w kolekcjach prywatnych i korporacyjnych w Australii, Wielkiej Brytanii, Europie, Azji i USA. Pasja Johna do pracy i otwarte podejście do nauczania sprawiają, że jego książki, płyty DVD i warsztaty są wyjątkowo przyjemne, niezwykle pouczające i zawsze bardzo popularne. Jego artykuły są regularnie publikowane w czasopiśmie „International Artist”.
c3

Wystawa powoli się kończy

Jeszcze tydzień można oglądać wystawę grupy plastycznej Akwarele. Wiele ciekawych prac, wartych obejrzenia. Wielka różnorodność i piękno, jak napisała w księdze pamiątkowej Roma Więczaszek, z którą kilka dni temu odwiedziłam wystawę. Wybierzcie się i bez pośpiechu pospacerujcie sobie wśród obrazów, pozostawiając na chwilę codzienny pośpiech i tysiąc spraw do załatwienia. Tam w tej galerii panuje nie tyle cisza, ile spokój — tam panuje wyciszenie. A to wyciszenie tworzą obrazy, które można tam obejrzeć.

Tylko nie wolno wbiec i wybiec, bo wtedy ta wyciszona atmosfera Wam się nie objawi. Trzeba sobie pochodzić, i przystanąć przed każdym właściwie obrazem. Trzeba pospacerować, zrobić kilka kroków, zatrzymać się, wrócić, znowu zatrzymać, jeszcze raz podejść. I patrzeć. Nic więcej.

Przejdźcie się raz, drugi, trzeci, a za każdym razem odkryjecie coś nowego! Naprawdę! Naprawdę!

Plakat

20190806_122910

Wpis do księgi pamiętkowej

part000001

Zaproszenie na wernisaż

Zapraszam na otwarcie wystawy grupy malarskiej, która mnie przygarnęła. Nazywa się „Akwarele”, bo właśnie ta technika jest przodująca, jeśli mogę użyć takiego określenia, kojarzącego mi się z socrealizmem i przodownictwem pracy… Ale inne sposoby plastycznego się wyrażania też tam można spotkać. No i dzięki temu przygarnięciu, ja też mogę pokazać moja pracę.

Wernisaż – terminy, daty, miejsca – jak na plakacie.

I jak napisałam przy zaproszeniu na facebooku:

Przybywajcie, którzy chcecie nasycić oczy

pięknymi obrazami

 

wernisaż

Jak namalować zimowy pejzaż

To było ćwiczenie. Rysowanie tuszem. Ja nie mam tuszu, więc zamiast niego użyłam po prostu czarnej akwareli. Myślę, że zasady użycia obu tych mediów są podobne, i podejrzewam, że efekty chyba też.

Ćwiczenie polegało na narysowaniu z czarno-białego zdjęcia zimowego pejzażu. Już w trakcie malowania, kiedy z delikatnego szkicu, z kilku kresek-konturów zaczęły mi się wyłaniać jakieś kształty, podobne do tych na fotografii, pomyślałam sobie, że może robiłabym zdjęcia podczas malowania. Fajnie byłoby zobaczyć, jak na białej kartce pojawia się coraz więcej szczegółów, które powoli zaczynają tworzyć prawdziwy pejzaż, prawdziwy zimowy widoczek z domkiem na pierwszym planie i drzewami – jednymi bliżej, drugimi gdzieś w dali. No i zrobiłam parę zdjęć.

Na pierwszym widać początki domu. Na talerzu czarna akwarela, pomieszana z wodą, w jednym miejscu „gęstsza”, ciemniejsza, w innym miejscu bardziej rozcieńczona, więc bledsza, jaśniejsza, jakby mniej czarna.

Zimowy pejzaż 1

Na drugim zdjęciu cienkim pędzelkiem maluję domek.

Zimowy pejzaż 2

Teraz wygląda ten domek tak trochę blado, góra zostanie później przyczerniona, pojawią się ściana i okna na dole.

Zimowy pejzaż 3

A tu już prace sporo dalej posunięte! Dom ma już ściany i okna całkiem wyraźne, a obok niego pojawiła się już choinka całkiem dorodna, a nawet w dali jakieś zarysy dalszego drzewa, no i kawałek tła, nazywając tak nieco ogólnie te mazie nad domkiem.

Zimowy pejzaż 4

Kolejne zdjęcie to już wyłonione z owych mazi-pazi, czyli z tła, drzewa na dalszych planach za domem, można by się pokusić o nazwanie tych drzew choinek – lasem.

Zimowy pejzaż 5

Na kolejnym zdjęciu, dokumentującym moją dzielną pracę, bliższe i dalsze drzewa w tle otrzymały pnie i teraz las jest już prawdziwym lasem. A przed tym lasem stoi domek w pierzynce śniegu, że tak to romantycznie nazwę.

Zimowy pejzaż6

I teraz to już całość, praca skończona. Chyba – skończona. Może ktoś coś by tam jeszcze dorobił, „dobarwił”, ale ja się trochę boję, żeby nie przedobrzyć, czyli nie zepsuć. Oczywiście, nawet ja – mimo iż dumna jestem z tego czarnego akwarelkowego obrazu – widzę tu parę błędów czy rzeczy, które bym zmieniła (ale się nie da!), ale jak na pierwszy raz – myślę, że obrazek jest całkiem …niczego sobie 🙂 A poza tym – kurcze, ale się cieszę! No, cieszę się, że coś mi wyszło! Bardzo, strasznie i okropnie!

Poniżej więc mój zimowy pejzaż w pełnej krasie,

Zimowy pejzaż czarną akwarelą

choć w beznadziejnym wieczornym świetle…

Jak ten czas szybko leci!

 

Jak ten czas szybko leci! Nic nowego pod słońcem, żadne odkrycie, rzec można – banał czystej wody! A przecież ciągle zdarza mi się, i zapewne nie tylko mnie, wciąż na nowo tę starą prawdę „odkrywać”. Odkrywać oczywiście w bardzo dużym i mocnym cudzysłowie, bo mówić na serio o odkrywaniu prawdy w tym przypadku byłoby po prostu wyważaniem otwartych drzwi.

Ale rzeczywiście co chwilę przyłapuję się na tym, że z westchnieniem mówię czy myślę: to już tyle czasu upłynęło?!, jak to?!, kiedy?!, tak szybko?! jak ten czas szybko leci!

A ponieważ szybko lecą dni, tygodnie, miesiące, tym samym i lata (na marginesie – tygodnie to już w ogóle jeden za drugim mijają prawie niezauważenie!), to ja zaczynam wymyślać jakąś wielką spiskową teorią o skurczeniu się czasu! Bo kiedyś jakoś bardziej pojemne były dni czy tygodnie… Więc myślę sobie, może doba nie ma już dwadzieścia cztery, tylko dwadzieścia trzy godziny, ale oficjalnie się tego nie ogłasza, bo przecież cały świat stanąłby na głowie?! Może godzina to teraz tak naprawdę nie sześćdziesiąt minut, tylko pięćdziesiąt osiem?! Może Ziemia szybciej albo inaczej się kręci, może inaczej kręci się w ogóle Wszechświat? A wiedzą o tym tylko geografowie, astronomowie, naukowcy od fizyki i innych sztuk tajemnych, ale nie wolno im zdradzić tej tajemnicy. A my, maluczcy, nieświadomi niczego, wciąż coraz bardziej się śpieszymy i mimo tego wciąż coraz mniej mamy czasu…

No, zabrnęłam w szalone teorie, choć hmmm, kto wie, co dzieje się tam, gdzie nas nie ma…

A chciałam tylko kilka słów o moim spotkaniu autorskim, które miało miejsce w Fili numer 17 opolskiej Biblioteki Miejskiej. Bo wydawało mi się, że to było tak niedawno, a tymczasem jak spojrzałam w kalendarz, to minęło już – niemal wierzyć się nie chce (czyli …jak ten czas szybko leci!) – prawie miesiąc!

Byłam tam i podczas sympatycznego, kameralnego popołudnia przedstawiałam „Czarownicę w sypialni”, przede wszystkim ten tomik właśnie, choć inne także, na zaproszenie pani Anny Chrostowskiej, kierownika tego oddziału biblioteki. Ta filia znajduje się na ZWM-ie, w tym samym budynku co centrum kultury, i choć nie zajmuje hektarów powierzchni, jest bardzo przyjemnym, przyjaznym miejscem – z książkami, czasopismami, miejscem do poczytania, jeśli ktoś potrzebuje dostępem do internetu, ale też zawsze z jakąś ciekawą wystawą czy ekspozycją.

Kiedy ustalałam termin spotkania autorskiego, w bibliotece prezentowała swoje przepiękne akwarele na wystawie  zatytułowanej „Na pograniczu jawy i snu” Maria Krystyna Pierszkała, nie tylko plastyk, ale i poetka; najpierw zresztą poznałam Krysię jako autorkę wierszy. Kiedy już czytałam moje wiersze podczas wieczoru poetyckiego, w bibliotece była inna wystawa; pokazywał swoje prace kolejny plastyk, Jarosław Michał Chyc, tym razem były to rzeźby w metalu. Tytuł tej wystawy to „Dusza metalu”, a tytuł ten, bardzo zresztą poetycki, współgrał z lekkimi wizerunkami z ciężkiego niby metalu.

A teraz kilka zdjęć i z mojego spotkania, na których jak zwykle, czytam, opowiadam, odpowiadam na pytania, szukam czegoś w tekście… i z wystaw obu plastyków. Ich prace pełne artystycznej, plastycznej wyobraźni i fantazji trzeba koniecznie zobaczyć!

https://c2.staticflickr.com/6/5800/22099782289_d9850764b0.jpg

https://i0.wp.com/mbp.opole.pl/cache/05f3d69adbfc60f8365124d144ec1ea8.JPG

https://i0.wp.com/mbp.opole.pl/uploads/events/event_77/images/anioy_.jpg

 

Źródło zdjęć: Filia nr 17 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Opolu