Choinka i miłość

 

No to jeszcze raz choinka, też styczniowa i poświąteczna, bo „ledwo żywa”, i no cóż, wyniesiona, bidulka, na śmietnik. Ale autor znajduje jej, na szczęście, miejsce w niebie i zapala za nią świeczkę.

A do tego porównuje choineczkę do miłości, bo i jedna i druga spotyka na swojej życiowej drodze wiele zagrożeń, bo tak jak choinka, tak i „miłość cieszy, gdy jest żywa, gdy umiera – nie daj Boże”…

Ta „Choineczka” to taki ładny wiersz, ciepły i słodki, ale w pozytywnym znaczeniu. Jego autorem jest Walter Pyka, poeta spod Opola, z Popielowa, autor wielu tomików i wielu pięknych, mądrych, życiowych wierszy. Jak choćby „Choineczka”.

Porównanie choinki do miłości… Ciekawe, prawda? Może umarłe miłości tez trzeba ulokować gdzieś w niebie, znaleźć im tam właśnie miejsce, zapalić świeczkę? W ten sposób pożegnać? No właśnie, może właśnie tak…

 

Walter Pyka
 
              Choineczka
 
 
Najpierw nad tobą anioły
ze srebrną grzywą,
bombki, lampki, serca z pierników.
Potem cię wynoszą ledwo żywą,
zostawiają na śmietniku.
 
W życiu także różnie bywa,
lepiej lub gorzej,
miłość cieszy, gdy jest żywa,
gdy umiera – nie daj Boże.
 
Choineczko, choineczko,
miejsce twoje teraz w niebie.
Ja przychodzę tu ze świeczką,
by zapalić ją dla ciebie
 
Bo  z choinką jak z miłością,
tych zagrożeń nie policzę,
otaczajmy ją radością,
chrońmy zawsze jej płomyczek,
świeczki z wosku i koszyczek.
 
Nie ma czasu na przymiarki,
ustalono w notesiku,
wyszkolone już śmieciarki,
znają drogę do śmietników.
 
Choineczko, choineczko,
miejsce twoje teraz w niebie.
Ja przychodzę tu ze świeczką,
by zapalić ją dla ciebie

Porzuconym zakochanym

 

“Taka krótka jest miłość, a tak długie zapominanie.”

To fragment z wiersza „20” Pablo Nerudy, z tomu „Dwadzieścia jeden wierszy o miłości i jedna pieśń rozpaczy”.

Kiedy miłość się kończy, to wydaje się, że trwała tak krótko, jej czas przeminął tak szybko, kiedy!? – pytamy. Potem przychodzi czas wspominania, żalu, tęsknienia za nią, i to jest czas, który się dłuży. A kiedy miłość się kończy, bo on albo ona nas porzucili, jakoś tak się stało że się po prostu „odkochali”, to wtedy czas wspomnień o tej miłości dłuży się szczególnie i inaczej, bo dochodzi jeszcze zapominanie, a to właśnie zapominanie trwa naprawdę długo…

A kiedy ukochana osoba odchodzi, w sensie – na zawsze, bezpowrotnie, do innego świata, umiera – wtedy wspominanie-zapominanie też może być długie i jakże bolesne…

Czy jest „długie zapominanie” lepsze czy gorsze, mniejsze czy większe? Każde na swój sposób okrutne.

A tu Madonna recytuje P. Nerudę, jego wiersz „Jeżeli mnie zapomnisz”. Nie wiedziałam, ale przecież Madonna tyle różnych rzeczy robiła, więc dlaczego nie recytacja wiersza noblisty?

http://www.popscreen.com/v/6Ts32/Pablo-Neruda-If-You-Forget-Me

 

„Czarownica w sypialni. Wiersze miłosne i inne” – tomik już wydrukowany!

„Czarownica w sypialni” istnieje już nie tylko w wyobrażeniach, planach i marzeniach. Jest. Jak najbardziej prawdziwa. Realna i dotykalna.

Bardzo się cieszę, że po wielu trudach twórczych i innych, takich technicznych, została wydawana, wydrukowana, ujrzało światło dzienne! Mam nadzieję, że ta książeczka będzie się podobać nie tylko mnie, ale także wszystkim, którzy zechcą ja przeczytać. Wygląda tak, jak na zdjęciach ; musiałam ją obfotografować na różne sposoby, musiałam…

A tak wygląda z tyłu:

Liczę, że tak jak w notce na okładce książki, „Czarownica w sypialni” dostarczy czytelnikom wielu wzruszeń, cudownych emocji, ciekawych refleksji, miłosnych odlotów w dalekie czarowne krainy, pobudzi do marzeń i wspomnień… Zachęcam więc do jej kupowania, nabywania, czytania – sobie albo może …komuś albo może …z kimś! Możliwości jest wiele. Tak jak wiele twarzy ma miłość.

Cieszę się więc moją „Czarownicą…” i nie zapominam o tych, którzy wspierali mnie podczas pracy nad nią, pozostaje im wdzięczna i serdecznie dziękuję!

I już tak nieco na marginesie, dla tych, którzy chcieliby tę książkę poczytać albo komuś podarować, w tej chwili jest ona dostępna w Wydawnictwie Nowik, gdzie ją wydałam, i w księgarni internetowej tropy.pl.

O jesieni, o poezji, o pisaniu wierszy

Konstanty Ildefons Gałczyński

List z fiołkiem

Do tygodnika „Przekrój”

Obywatelu Redaktorze!
Poezja to jest złoty szerszeń,
co kąsa, więc się pisze wiersze –
cóż, człowiek pisze tak, jak może,
Obywatelu Redaktorze.

Jesień jest na Krakowie dzisiaj
i tyle kwiatów! tyle brzoskwiń!
Wiaterek dmucha, słonko skrzy się,
więc chodzę śliczny i beztroski
cóż, człowiek chodzi tak, jak może,
Obywatelu Redaktorze.

Czy mam zmartwienia? Tak, czasami,
niewielkie, tak jak w niebie gwiazdy
właściwie jedno (między nami),
że życie ukochałem nazbyt –
cóż, człowiek kocha tak, jak może,
Obywatelu Redaktorze.

Wiec kiedy przyjdzie dzień przeklęty,
że śmierć utopi w czarnym winie
wszystkie muzyczne instrumenty,
kwiaty i wiersze, i brzoskwinie,
to przykro, lecz cóż płacz pomoże,
Obywatelu Redaktorze.

A jednak żal. Odejść niełatwo.
Taak. Kończę wiersz ten ze łzą w oku.
Lecz może, dzięki mym kontaktom,
będę aniołkiem na obłoku?
Cóż, człowiek fruwa tak, jak może,
Obywatelu Redaktorze.

1946

 I jako post scriptum jeszcze jedna zwrotka, którą udało mi się znaleźć tylko w jednym miejscu w wielkim niezmierzonym oceanie internetu. I to jest rzeczywiście wspaniałe podsumowanie: kto musi pisać – ten musi pisać! Pozdrawiamy Cię, Mistrzu Konstanty, gdziekolwiek jesteś!

Bo gdy dolecę tam, do nieba

Lub w niezgłębioną otchłań burą,

to zrobię znowu to co trzeba.

Chwycę za papier i za pióro.

Człek może nawet gdy nie może,

Obywatelu Redaktorze.

Miłość w górach

Zobaczyłam w bibliotecznym katalogu tytuł tomiku Jerzego Harasymowicza. Miłość w górach… To ładne. Ładny tytuł na książeczkę poetycką, na książeczkę z wierszami miłosnymi. Kiedyś, trochę lat temu czytałam go, podziwiałam wiersze, sposób mówienia o ukochanej, o cerkwiach, sarmatach, warkoczu dziewczyny, jej piersiach i o poezji, cerkiewnych kopułkach, leśnych ptakach, górach, madonnach, dziewannach, sannach, o kontuszach, szabelkach, szlachcicach, szlachciankach.

Poczytałam te wiersze, poczytałam i te, które mam w swoich książkowych zbiorach, a mam i „Wiersze sarmackie (Wydawnictwo Literackie 1983), dwutomowy „Wybór wierszy” (Wydawnictwo Literackie 1986), i „Wiesz wszystko. Wiersze miłosne” (też Wydawnictwo Literackie 1986). Sama się zdziwiłam przeglądając półki.

No i poczytałam, i trochę się zasmuciłam. Te wiersze już nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, jak kiedyś. Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że się zestarzały, chyba nie, przecież one wciąż są bardzo poetyckie, malarskie, ciepłe, a jednak jakby zetlałe, przysypane popiołem, nie tak wyraziste, nie tak mocne, jakby niedzisiejsze, niewspółczesne.

Może te sarmackie bardziej „się trzymają”, język wierszy sarmackich, słowa i ich wydźwięk bardziej jest spójny z tematyką.

W „Miłości w górach” spodobał mi się bardzo jeden wiersz, króciutki, lecz jakże wymowny. Kochać może i kobieta, i mężczyzna, tak samo złamać serce można i jej, i jemu. I mimo tych wszystkich różnic, tych wszystkich „z Marsów i z Wenusów” – i na jej, i na jego sercu blizny mogą być tak samo głębokie i bolące.

 

Jerzy Harasymowicz

Stwierdzenie

 

Takie są delikatne i słabe

potrafiły jednak paznokciami

porysować mu

całe serce

 

Super, prawda?

A przy okazji i à propos blizny, mały aforyzm Sidonie-Gabrielle Colette                                            Serce nigdy nie ma zmarszczek. Ono ma blizny.

Też super, prawda?

Bez tytułu

Marna ze mnie czarownica! Bo ja tu abrzę-kadabrzę, czaruję-maruję, wysyłam zimę na bieguny wszelakie, gdzie dobrze być jej powinno, pożegnania niemal uroczyste jej robię, niech sobie pójdzie, nas już zostawi, a ona nic – trochę odpuściła, dała nieco liznąć wiosennego powietrza i znowu jest, śnieży i bieli, mrozi i lodzi.

Wybrałam się dziś rano na pocztę. Kawałek tylko przeszłam, a już czerwona kurtka była biała, tak śnieg padał. I tak jakoś chłodnawo, wilgotnie, nieprzyjemnie. Pełnia zimy, trudno, w końcu to przecież luty, na ciepełko trzeba jeszcze poczekać…

No to zamiast, a raczej wbrew chłodowi i zimnu – coś gorącego. Jak serce, jak miłość, jak uczucie, jak namiętność. Chcę wrócić do wiersza bez tytułu, zaczynającego się od słów „Mówisz, że jeszcze nieraz”. No właśnie, tak trzeba o tym wierszu powiedzieć, tak „opisowo”, bo on nie ma tytułu, nie ma nazwy, nie ma imienia i nazwiska. Ale kiedy mówię, że dziś nadałabym temu tekstowi tytuł, to nie z powodu niechęci do opisowego przedstawiania wiersza. Tytuł to coś o wiele więcej niż tylko wygoda przy przywołaniu czy omawianiu wiersza. Tytuł jest integralną częścią wiersza, ale jednocześnie jest odrębną, samodzielną całością. On rozszerza „pole” wiersza, nadaje jego treści dodatkowych znaczeń, pokazuje, że w wierszu jest podwójne dno.

Nie wiem, jak mogłabym zatytułować akurat ten wiersz, więc teraz wymyślam na poczekaniu, na gorąco… np. „Miłość”. To zwykły, popularny tytuł, ale chyba i tak jest lepiej niż „x x x”. Więc może „Pożegnanie” albo „Rozmowa”  – tu już trochę lepiej, to też nic szczególnie oryginalnego, ale tu już widzimy jakąś sytuację, te tytuły już coś sugerują, prawda, już coś podpowiadają, choć dość jednostronnie, wskazując na koniec miłości. Więc zróbmy „Ona i on” – to ci tytuł, jest chyba szerszy niż poprzednie, daje więcej możliwości naszej wyobraźni; okoliczności, w których rozgrywa się „akcja” wiersza może być o wiele więcej, bo: mówi ona czy on, to wspomnienie czy strach przed przyszłością, jest jednak jakiś w tych słowach optymizm czy tylko tragizm, kiedy padają te słowa on i ona są przytuleni czy też stoją obok siebie, sztywni, znieruchomiali, nie mogący się dotknąć.

Albo polećmy jeszcze dalej: zróbmy tytuł „Bieguny” – dziwne, prawda, ale i ciekawe. Albo „Spacer” – też dziwne, niby w ogóle nie pasuje, tytuł ni z gruszki, ni z pietruszki, ale… gdy pomyśleć, to czemu nie? I tak dalej, i tak dalej. Właśnie o to mi chodzi – gdyby ten krótki wiersz o miłości zobaczyć od razu z tytułem, miałby inny wydźwięk, prawda? I chyba, tak myślę, bogatszy.

Krótki wiersz o miłości

A właściwie dwa krótkie wiersze o miłości.

Wiersz bez tytułu jest mój, pochodzi z tomiku „Pocztówka z bajki”. (tak na marginesie  – dzisiaj nadałabym mu tytuł, nie zostawiłabym taki tekst bez tytułu, ale wrócę jeszcze do tego tematu.)

Drugi pod tytułem „Korespondencja” to wiersz Waltera Pyki, z tomu „Dogonić miłość”, poety spod Opola, piszącego piękne wiersze nie tylko o miłości.

Dlaczego akurat te dwa? Bo one właśnie skojarzyły mi się z walentynkami, a właściwie z tym odwiecznym uczuciem, opiewanym przez poetów, roztrząsanych przez filozofów i przeżywanym przez wszystkich ludzi. I one są moją odpowiedzią na wspaniałe listy-wpisy powalentynkowe, które dostałam i za które dziękuję.

Te wiersze dedykuję nam wszystkim, dziewczynom i kobietom; tym, które miłość uskrzydla i tym, które miłość potrafi tak łatwo zranić; które na miłość czekają albo już się jej doczekały i są szczęśliwe; które o miłość walczą albo przed nią się bronią; wszystkim silnym słabym kobietom – bo życie, czy to w miłości czy w bezmiłości – przeważnie bywa trudnym egzaminem z wewnętrznej naszej siły ducha…

 

xxx

 

Mówisz, ze jeszcze nieraz,

że nieraz…

Jak wyrok brzmią twoje słowa:

Z miłości nie można umrzeć,

z miłości można –

umierać.

 

Korespondencja

 

Czasami nie mogę zasnąć,

wtedy myślę o Tobie – napisał.

Czasami myślę o Tobie,

wtedy nie mogę zasnąć – napisała.

… i po Walentynkach

Walentynki kojarzą mi się z mocno czerwonym, nadmuchanym niczym balonik, okrąglutkim i gładkim sercem na patyku. Takim (+ patyk):

I chyba dlatego dostałam takie serce – lizaka w kształcie serca na patyku, zapakowane w folię z serduszkami. Śliczny i słodki prezent.

A ja zrobiłam sobie przedwalentynkowy prezent w postaci …wykładu filozoficznego pod tytułem: „Miłość – od Platona do Fromma”. Profesor filozofii wygłosił taki właśnie wykład. Zrodził on wiele ciekawych pytań wśród niezbyt licznie zgromadzonej publiczności. Na przykład na temat przysięgi małżeńskiej: o ile można ślubować sobie wierność i bycie z sobą, nie opuszczenie w zdrowiu czy chorobie do grobowej deski, to jak można i czy można ślubować sobie miłość do grobowej deski? To w kontekście tego, że nie mamy wpływu na miłość, czego nie można powiedzieć o sytuacji odwrotnej – bo miłość ma na nas wpływa i to czasem w nieprzewidywalny sposób! Ale też Fromm robił jakieś ćwiczenia i  zadania, przeprowadzał jakieś wyliczenia i obliczenia, żebyśmy mogli zapanować nad miłością, być jej bardziej świadomi, by nie była tylko jakimś uczuciem, robiącym z nami to, co chce, tylko odpowiedzialnością. Ciekawe, prawda?

Bo miłość to może być szalone, najczęściej w młodości, uczucie albo coś dojrzałego, jakaś odpowiedzialność wobec drugiej osoby. I w małżeństwie miłość się zmienia, ludzie mogą się kochać do późnej starości, są z sobą, wspierają się, jakoś uzupełniają. To idealna sytuacja. Ale zrodziła we mnie wątpliwość, a mianowicie: a gdzie jest granica, gdzie kończy się miłość, a zaczyna przyzwyczajenie, jakieś pójście na łatwiznę, konformizm, lenistwo, własna wygoda, żeby nie powiedzieć wygodnictwo?

Profesor zakończył swoją prelekcję cytatem z Seneki: „Chcesz być kochanym? Kochaj!”. To mnie sprowokowało do zadania pytania: Więc jeśli to takie proste, to co wtedy, kiedy ktoś kogoś kocha, a ten drugi – nic! Czyli co w miłością bez wzajemności?

W dzisiejszych czasach rozmawiamy i się kochamy przez telefon (czasem komputer), oto więc walentynka mojej produkcji.  Z życzeniami zaznawania wszelakiego rodzaju miłości do… i miłości od…

Walentynka

Kilka liter i serduszko na ekranie.

To w wielkim skrócie

wielkie wyznanie,

że … aj lawiu Cię!