Niedawno narzekałam, że czytając wiersze Jerzego Harasymowicza, nie mogłam odnaleźć w nich dawnej mojej nimi fascynacji. Znalazłam jeden wiersz, który jakoś mnie zafascynował, a inne, choć dużo w nich było wspaniałych, poetyckich tropów, już do takiego zachłyśnięcia, takiego zachwytu nie doprowadzały.
A tu biorę do ręki kolejny almanach krakowskiej Konfraterni Poetów, tym razem pod tytułem „Pejzaż intymny”, który to almanach poświęcony jest miłości, górom, Jerzemu Harasymowiczowi. Na początku almanachu znajduje się kilka wierszy Harasymowicza, wśród nich „Grzech”. Też tam miałam coś swojego pokazać, ale nie zdążyłam napisać, poprawić, wydrukować, przesłać… Zawsze jakieś pokrętne wytłumaczenie się znajdzie!
Ale nie o tym chciałam. Chciałam o tym, że Bóg jest fajny. Bo jak można o nim powiedzieć inaczej, skoro czytamy u Jerzego Harasymowicza takie coś:
Grzech
Taki zrobiliśmy grzech że
Grzech wołający
o pomstę do nieba
wszystkimi jej włosami
Taki wspaniały
fruwający po niebie
i skrzydlaty w dodatku
grzech
że Bóg rzekł
ee no
niech
Cudowne, prawda? I ten grzech cudowny, bo „zrobiony”, wołający o pomstę, a w dodatku – taki skrzydlaty, fruwa sobie po niebie, no i Bóg cudowny – patrzy na tych dwoje, co ten grzech zrobili, no i powinien być srogi, w końcu to grzech, coś złego, nagannego, ale on w końcu macha ręką, no dobra, mówi, niech wam będzie, no, niech tam…
Śliczne!
Kiedyś też coś pisałam o patrzeniu przez Boga na ziemskich „grzeszników”, na kiedyś zakochanych, chłopaka i dziewczynę, teraz kobietę i mężczyznę. Ale chyba było to boskie patrzenie w trochę innym kontekście, i Bóg z mojego wiersza chyba taki fajny nie był. Chociaż może też był fajny, bo przecież kiedyś – pamiętali to – patrzył z uśmiechem, przychylnie, a teraz też przychylnie, tylko jest smutny, raczej przerażony tym, co się stało, czy też– że tak się stało. Więc chyba – mówiąc „współczesnym” językiem – jest w porzo Bóg w moim wierszu, hmm, nie wiem.
Za szybą
Nasze dłonie gładziły wysmukłe nóżki
kieliszków z czerwonym winem
pozwalaliśmy mu buszować po naszych żyłach
myślach i wspomnieniach
więc dowcipnie i lekko o życiu i śmierci
trochę bez sensu o sensie i trochę o poezji
broń Boże nie o sobie i o smutku co w nas
i Bóg patrzył na nas – byliśmy tego pewni – jak dawniej
nie wiedzieliśmy tylko – patrzy z uśmiechem czy z przerażeniem
wszyscy troje wiedzieliśmy że jest już za późno
że było minęło że wszystko w porządku
że nawet co słychać jest już niepotrzebne
że jakoś że świetnie że leci
więc trochę jeszcze o ostatnim kinowym hicie
o jakiejś zapomnianej imprezie o Wojtku starym kumplu
który dosyć dawno jakoś zniknął nam z oczu
i o zmowie deszczu i wiatru który nas tu przygnał
i teraz naszym wspomnieniom i drzewom na ulicy
łamał bezgłośne skrzydła