Wilhelma Sasnala sposób na chandrę (już niepotrzebny)

Wczoraj w środku dnia zaczęłam tak:

Niby zima dawno minęła, ale wiosny ani widu, ani słychu… Czyli słońca i energii z kosmosu płynącej też nie widać, to można oklapnąć totalnie, no więc pomyślałam: trzeba sobie samemu pomóc 🙂 Skoro słońce i kosmiczna energia nie chcą! Przypomniało mi się, że kiedyś na poprawę kiepskiego nastroju miałam na lodówce magnesikami przyklejony rysunek wycięty z jakiejś gazety, na który patrząc zawsze się uśmiechałam.

Tu przerwałam pisanie.

A kiedy wróciłam do pisania, to popatrzyłam w okno balkonowe. A za nim … jakoby jaśniej … A po chwili… za nim … tym oknem… jakaś jasność… po prostu jasność … a po chwili … po prostu … czy to możliwe … tak! … słońce… za tym oknem na balkonie – normalne, najnormalniejsze słońce!

I co tu robić z rysunkiem anty-chandrowym, wyciętym z jakiejś gazety, który jest – jak się okazuje – rysunkiem Wilhelma Sasnala? No cóż, pokażę go po prostu, a potem opowiem już o rzeczach ciepłych, słonecznych, dobrych, czyli anty-dołkowych samych z siebie, z samej swej istoty, z rzeczy samej, z istoty rzeczy samej…

Oto Sasnal:

A tu rzeczy dobre i ciepłe same z siebie i z dziś:

Dziś od rana jest pięknie. Słonecznie, ciepło do np. leżakowania na leżaku albo do np. siedzenia przy stoliku pod parasolkami, z fajnymi ludźmi. Miałam dzisiaj taki dobry ranek. Kawa moja ulubiona  irlandzka z moją ulubioną Brynią. A w wazonie kawowym „Pożegnania z Afryką” wiosenne stokrotki. Ładna kompozycja, prawda?

A wieczór na dziś też mi szykuje dobry i ciepły czas, bo wernisaż fotografii w herbaciarni „Jasminum”, czyli spotkanie w fajnym miejscu ze sztuką i miłymi memu sercu ludźmi. Ale o tym później.