Recenzja

Dostałam właśnie recenzję mojego tomiku „Kołderka z białego marmuru”, napisaną przez prof. Ignacego Stanisława Fiuta, krakowskiego krytyka literackiego, filozofa, a także poety. Poniżej zamieszczam tę część tego tekstu, która dotyczy „Kołderki”. Recenzja ma piękny, poetycki tytuł: „Śpiew i lament poetek”; o ile śpiew odnosi się do pierwszego z omawianych tomików, to lament – do mojego. Skoro bohaterka tych wierszy opłakuje śmierć dziecka, to i lament jest słowem wspaniale oddającym całość sytuacji, w której taka kobieta się znajduje.

Lament – to słowo ma takie szerokie znaczenie, tyle w sobie zawiera… Teraz tak się zastanawiam… Bo wchodzi weń i płacz, i szloch, i bolesne zawodzenie, i cichy jęk; zawiera w sobie cały ból, wyrażany nawet słowami i gestami i mimiką – bo to może być szept albo krzyk, to mogą być przekleństwa albo całkowity brak słów, dojmujące milczenie. To może być posypywanie głowy popiołem, a także zaciskanie pięści, składanie dłoni jak do modlitwy, i trzymanie ich w bezruchu aż do białości palców albo bezładne rozbieganie, albo bezsilność objawiająca się w nagłym stuporze. To może być sama twarz, oczy, usta, które pokazują więcej, niż najlepsze, najdłuższe opowiadania… Rozgadałam się nagle o lamencie, a nie o tym chciałam. Ale to uzmysłowienie sobie teraz takiego obrazu człowieka cierpiącego po stracie bliskiego, już nie tylko dziecka – bo rodzica, małżonka, przyjaciela, kuzyna – poraził mnie swoją niesamowitością, swoim dramatem.

Już nie gadam. Którzy przeczytają recenzję, mogą się zgodzić z nią, mogą się nie zgodzić z nią, mogą się zgodzić częściowo. Bo nie ma tylko czerni i bieli. Szczególnie w poezji, której odczytywanie jest ponoć jedną z najbardziej subiektywnych rzeczy na tej ziemi.

Śpiew i lament poetek

Postaramy się przybliżyć w tym omówieniu dwie poetyki kobiece inspirowane głębokim namysłem nad sensem życia człowieka, jego bezwzględnym przemijaniem, ale i w pewnym sensie pogodzeniem się z jego dramatyczną logiką.

(…)

Drugi tomik – to zbiorek wierszy opolskiej poetki, noszący tytuł „Kołderka z białego marmuru”, autorstwa Renaty Blicharz. Wydaje się, że głębokim źródłem inspiracji tej małej książeczki jest głębokie doświadczenie i przeżycie autorki, związane z utratą tego, co dla kobiety jest najwyższą wartością, jakim jest własne dziecko. Ten dramat i towarzysząca mu trauma jest szczególnie mocny wtedy, kiedy jest to wynikiem tragicznego wypadku, po którym przez pewien czas doświadczenie powstałej pustki jest nie do zniesienia i może przyczynić się do utraty na stałe sensu własnego istnienia. W takich sytuacja ludzie szukają, co ma i miejsce w tym przypadku, pomocy i nadziei w transcendencji, a mocna wiara religijna pozwala im ten traumatyczny stan przezwyciężyć, a nawet pogodzić się z nim. Blicharz otwiera swój tomik wierszem pt. „Zamiast” rozpoczynającym się mottem z poezji Józefa Barana: „Niepojęte jest/marnotrawstwo śmierci”, by następnie napisać: „Musiała ją upatrzyć/to ją musiała wybrać/coś sobie w niej/upodobać/ bo nie może być innej przyczyny//(…)/A może to tylko zazdrość/o siłę życia – mimo wszystko – /o marzenia i plany/o studia i powrocie do matki/i czasem o szalona zabawę/ (…)//I omamiła – /i dała jej fałszywe skrzydła/na desperacki skok/w swoje chłodne objęcia”. W taki zatem sposób zarysowuje autorka sytuacje kontekstu swych inspiracji twórczych, które w kolejnych odsłonach przybierają formę jakby trenów opłakujących to rozwijające się życie młodej osoby. Blicharz więc zwraca się poprzez wiarę do Boga, modli się do Niego, prosi, a nawet żebrze, by dał wieczny żywot tej w sumie mało doświadczonej i niewinnej duszy; by przyjął ją w „grono aniołków”. Dokonuje rozliczenia z własnym sumieniem, bo czuje się poniekąd winna, że nie była w stanie ochronić to młode życie przed tragiczną katastrofą. Jej wspomnienie pozwala autorce choćby na chwile rozjaśnić twarz i ukoić ból. W wierszu pt. „Zapomnienie” konkluduje: „(…)/Tylko w pamięci pozwól zachować/moją dawną twarz/tę uśmiechniętą/bo teraz na niej tylko ból”. Widać więc, że w pewnym sensie poetka czuje jakby powoli umierała z rozpaczy, choć czuje i żyje, a wyłoniony obraz jej ukochanego dziecka i nadziei, że ono żyje w porządku transcendentalnym, koi jej doczesne istnienie. Z drugiej strony pociesza się cytatem z Tadeusza Różewicza, który napisał przecież: „ Nie bój się jesteś w ziemi mówiłem/nikt ci już krzywdy nie zrobi nie zrani nie dotknie”. Zarówno sny, przeplatane bezsennością, jak i nadwrażliwe zmysły powodują, że życie autorki jakby dokonuje się pomiędzy jawą i snem, ale i między doczesnością i wiecznością. I z tym ciężarem stara się również uporać, bo jakoś ufa woli Najwyższego i jest z nią poniekąd pogodzona. W wierszu pt. „Gniazdo” tak oto opisuje owo drastyczne doświadczenie nieobecności dziecka: „Ból cierpienie i żal/umościły sobie we mnie gniazdo/Trawki szmatki i nitki/gałązki i patyczki/taka misterna robota/aż trudno oderwać oczy/(…)/Nawet nie muszę patrzeć w górę//Wiem że to stamtąd/do mojego gniazda/spada lekko piórko/z twojego anielskiego skrzydła”.

Jak widać – dwie utalentowane i życiowo doświadczone kobiety, którym doświadczenie doczesności, ale i transcendencji nie są obce, jednak diametralnie różnie puentują fakt przemijania życia. Obie niewątpliwie tęsknią nie tyle za pełnią piękna i dobra, ale bardziej przez pryzmat własnego ciała doświadczają przemijania i dramatu istnienia. O ich pewności rozstrzyga zdaje się bezpośrednie bezpieczeństwo wynikające z bliskości ukochanego człowieka.

Ignacy S. Fiut