Pretensje do marca

Marzec to miesiąc. Więc sama się zastanawiam, jak mogę mieć pretensje i o co – do miesiąca. Mądrzy ludzie od szczęśliwego, spokojnego życia, twierdzą, że jeśli masz pretensje, to możesz je mieć tylko do siebie. No niby słusznie… W końcu to ty podjęłaś taką czy inną decyzję, więc teraz… cierp ciało jak żeś chciało! Takeś wybrało i ponosisz tego konsekwencje. Nie do końca się z tym zgadzam, bo wtedy musielibyśmy zapomnieć o życiu, życiowym doświadczeniu, o życiowych koniecznościach, o tym, co mamy w głowie i w myśleniu. A to ostatnie to nie tylko nasza zasługa, lecz innych ludzi, z którymi się przez owo życie spotykamy i którzy jednak wpływ na nas mają…

A wracając do marca – do marca mam pretensje, że on już się kończy, że minął, a ja nie wiem nawet kiedy, a jak on mija, to mijać zaczyna pierwszy kwartał kolejnego roku. A ja z moimi wielkimi, wspaniałymi planami gdzieś na początku stycznia!… Styczeń też trochę za szybko minął, nie mówiąc o lutym, który tak przemknął, że go nawet nie zauważyłam… A w tym roku był dłuższy niż zazwyczaj, co napawa zdumieniem i poczuciem zaskoczenia!…

Mój Boże, mój Boże, i olaboga!…

Mijają sobie te miesiące, tygodnie i dni, na nic zaklinanie, czarowanie i tp. Czasem odnoszę wrażenie, ten czas miesięczny, tygodniowy, dzienny, a nawet i ten godzinowy przechodzi sobie tak obok mnie, czasem nawet szturchnie, czasem prychnie pogardliwie albo wzruszy ramieniem… I nic się nie poradzi, on jest ponad… On sobie fugit i już!

Ale marzec to też dobre wieści, przede wszystkim już tchnienie wiosny. To fajnie, że jej się chce, że znowu jej się chce.

Więc o marcu trochę poezji, czemu nie? I to będzie marcowy wiersz Adama Gwary z jego tomu „Kręgi na wodzie”. To właściwie sonet o marcu, poetycki, piękny, finezyjny, pięknie rymowany. Czytajmy marcowy wiersz. Marzec to całkiem fajny miesiąc!

Modlitwa o łaskę pogody ducha

Jakież to perełki znajduję czasem w głębokich czeluściach mojego komputera… Na które wpadam przypadkiem, niekiedy po latach, i którym dziwię się i dziwuję… A to takie piękne, wspaniałe rzeczy! Choćby ta modlitwa!… Nie wiem w tej chwili, skąd ona; pewnie natrafiłam na nią gdzieś kiedyś w internecie, zapisałam, zapewne miałam wrócić…

Więc wracam dzisiaj i w dodatku dzielę się moim znaleziskiem-odkryciem!!! Bo warte podzielenia, prawda? Prawda?

Modlitwa o łaskę pogody ducha
(Św. Tomasz More)

Zechciej mi dać, o Panie, zdrowie ciała
i umiejętność zachowania go.
Zechciej mi dać, o Panie,
świętą duszę,
która ma stale na oku
to, co jest dobre i czyste.
Spraw, abym w obliczu pokusy do grzechu
nie wpadał w strach,
ale umiał znaleźć sposób
przywrócenia wszystkim rzeczom
należytego porządku.
Zechciej, o Panie,
dać mi duszę, której
obca jest nuda,
i która nie zna szemrania,
wzdychań i utyskiwań.
Nie pozwól, żebym kłopotał się zbyt wiele
wokół tego panoszącego się czegoś,
co nazywa się moje „ja”.
Panie, obdarz mnie zmysłem humoru.
Daj mi łaskę rozumienia się na żartach,
ażebym zaznał w życiu trochę radości,
a i innych mógł nią obdarzyć.
Amen.

Św. Tomasz Morus (1478-1535)

Obraz „Portrait of Sir Thomas More” w 1527 roku namalował Hans Holbein the Younger.

A tu mamy inne wersje tej modlitwy, nie mniej ciekawe, lecz nie znam tłumaczy.

Modlitwa o dobry humor

Panie, obdarz mnie dobrym trawieniem,
a również czymś, co mógłbym strawić.
Daj mi zdrowie ciała i dobry humor,
by móc je zachować.

Daj mi, Panie, duszę prostą, która potrafi
uznać za skarb wszystko, co jest dobre
i która nie zlęknie się widokiem zła,
ale raczej znajdzie sposób, by doprowadzić
wszystko na swoje miejsce.

Daj mi duszę, która nie zazna nudy,
zrzędzenia, westchnień, lamentów
i nie pozwól bym zbytnio martwił się zawalidrogą,
która nazywa się „ja”.

Daj mi, Panie, poczucie humoru.
Udziel mi łaski zrozumienia żartu,
by odkryć w życiu trochę radości
i by móc użyczyć jej innym.
Amen

MODLITWA ŚW. TOMASZA MORUSA O DOBRY HUMOR:

„Panie, daj mi dobre trawienie i także coś do przetrawienia. Daj mi zdrowie ciała i pogodę ducha, bym mógł je zachować. Panie, daj mi prosty umysł, bym umiał gromadzić skarby ze wszystkiego, co dobre, i abym się nie przerażał na widok zła, ale raczej bym potrafił wszystko dobrze zrozumieć. Daj mi takiego ducha, który by nie znał znużenia, szemrania, wzdychania, skargi, i nie pozwól, bym się zbytnio zadręczał tą rzeczą tak zawadzającą, która się nazywa moim „ja”. Panie, daj mi poczucie humoru. Udziel mi łaski rozumienia żartów, abym potrafił odkryć w życiu odrobinę radości i mógł sprawiać radość innym”.

Cóż można dodać? Po prostu: Amen.

Alda Merini w „Wiersze czytam po swojemu”

Alda Merini w mojej książce „Wiersze czytam po swojemu”. W jednym z moich szkiców literackich, zamieszczonych w tym zbiorze, który [szkic] nosi tytuł: „Bóg nie jest fajny” [w przeciwieństwie do szkicu innego, który nosił tytuł „Bóg jest fajny”].

Bóg nie jest fajny

Wiersz pod tytułem „Bóg nas zabije” to jeden z pięciu liryków miłosnych Macieja Woźniaka, które znalazły się w zestawie utworów nagrodzonym w 14. edycji Konkursu Literackiego im. Władysława Broniewskiego „O liść dębu” w Płocku w 2002 roku. Zestaw ten zdobył Nagrodę Specjalną Dyrektora Książnicy Płockiej im. W. Broniewskiego za najlepsze wiersze o tematyce miłosnej.

Przyznaję, że wszystkie pięć utworów to wspaniałe erotyki. To teksty pełne dotyków, zapachów i smaków, dźwięków i obrazów. A do tego mnóstwo tu wrażeń pozazmysłowych, nieopisywalnych, których dostarczyć nam mogą jedynie nasze sensualne odczucia.

Wszystkie wiersze w tym zestawie mi się podobają! Każdy ma jedyny w swoim rodzaju klimat, a same tytuły dają przedsmak tego, co znajdziemy w treści. Na początku mamy więc: „Bóg nas zabije”, dalej „Klepsydra”, „Którą ktoś kocha”, „Nić” i na końcu „Kiedy umrę, będziesz mi się śniła”.

Wybieram ten pierwszy. „Bóg nas zabije” to zachwycający utwór o wielkim zakochaniu, zmysłowym zauroczeniu. A jego piękno, przewrotność, niecodzienność, które takie normalne są w poezji, zaczynają się już od tytułu.

Miłość i zabójstwo, i to jeszcze Boga? To rzeczywiście zaskakujące, prawda? Przecież Bóg — ten, „który jest fajny” — sprzyja kochankom, patrzy na nich łaskawym okiem, jest dla nich taki pogłaskliwy (to mój neologizm, pochodzi od ‘pogłaskać’). A tu jest jakoś inaczej? Tu nie wybacza, jest zaborczy i pamiętliwy. Miłość pokazana w tym wierszu jest tak erotyczna, tak zmysłowa, tak wszechogarniająca, że nawet Pan Bóg jest o nią zazdrosny!

Popatrzcie sami:

Bóg nas zabije

Bóg czasem morduje kochanków

bo sam chce być mistrzem miłości.

Alda Merini

Zobaczysz, Bóg cię kiedyś zabije. Za to, że masz

skórę, której on nigdy nie dotknie, nie dowie się

jak smakuje. I za to, że to moja, nie jego twarz

odbija się w twoich oczach. A fioletowy blask,

gdy szepczesz, wtulona w moje ramiona, leciutko

tli się w powietrzu, zostawiając za sobą smugę

dymu, jak wąską ścieżkę przez mrok, po której

pełznie za nami jego zazdrosny wzrok. Mnie też

Bóg kiedyś zabije. Tak bardzo będzie mu żal,

że jest wszędzie, więc nigdzie. Że się nie dowie,

co znaczy całować twoją szyję. Tak bardzo by chciał,

żebym się tobą znudził, przesiadywał nad wódką

albo w pracy. Żebyś w łóżku wieczorem wolała

się odwracać, by jak najszybciej zasnąć. Żeby

wszystko to w porę wystygło i zgasło. A miłość

żeby się stała tylko kolejną rozpaczą. Po to, by on

mógł się czuć mistrzem i władcą świata. Więc kiedyś

Bóg nas zabije, zobaczysz. Za to, że moje palce

zanurzają się w tobie. W to miejsce, gdzie jesteś

tak miękko niedomknięta, tak ciepło uchylona,

jakbyś nosiła w sobie przejście na tamtą stronę,

ukrytą w równo przyciętym żywopłocie ciała,

jedyną furtkę na zewnątrz, do ogrodu, co zarósł

dzikim bzem i lawendą. Więc możesz być pewna,

Bóg ci nigdy tego nie wybaczy. Nigdy ci tego nie

zapomni. Bóg cię kiedyś zabije. Z zazdrości o mnie.

Pięknie opisuje swoje zauroczenie ukochaną podmiot liryczny, prawda? I już wiemy, dlaczego podejrzewa, że Bóg może chcieć śmierci zakochanych — bo Bóg nigdy nie zazna namiętnej miłości, mimo swojej boskości! O tym zresztą mówi też motto tego wiersza, słowa Aldy Merini, zgłaszanej do Nagrody Nobla i porównywanej do Wisławy Szymborskiej, włoskiej poetki i aforystki. To jasne, że Bóg chciałby być mistrzem miłości.

Una donna libera. Alda Merini, la poetessa della gioia – książka o życiu i twórczości Aldy Merini. Opis tej książki jest taki:

[tłumaczenie internetowego translatora, więc mogą się pojawić dziwne zwroty]

Wolna kobieta. Alda Merini, poetka radości

Wolna kobieta. Alda Merini, poetka radości. Jest to tytuł pracy eksperymentalnej dr Teresy Carmine Romeo, o największym poetce z ‚900, Alda Merini. Chęć pisania o niej zmaterializowała się, dbając o pracę badawczą, śledząc świadectwa krewnych i przyjaciół bliżej Poety, zaczynając od jej córki, Barbary Carniti i jej brata Ezio Merini, kontynuując z oficjalnym fotografem poety, Giuliano Grittini, rzeźbiarzem Giovannim Battisistą Mondinim, pisarzem Aldo Colonnello, a także bratem jedynego włoskiego tłumacza Foniego., współczesny poeta i reżyser teatralny, który wnosi do włoskich scen teatralnych spektaklu, który Bóg nadejdzie o świcie; prawdziwy hołd dla życia Aldy Merini. Z ich zeznań istnieje humanizowany obraz Aldy Merini i nie tylko osadzony w ciągu dziesięciu lat hospitalizacji w szpitalu psychiatrycznym Paolo Pini. Mówi się o Aldzie Merini, która przybywa prosto do serca, matczyny, kobieca kobieta, wolna od konwencjonalnej, autentycznej, ilare, głębokości, jak jej własne wersety są świadectwem i radosnym. Sama chciała być zapamiętana przez przyszłą pamięć jako poetka radości, pomimo tego szaleństwa, które zawsze uwarunkowało historię jej życia. Miała na myśli radość jako przeznaczenie człowieka i kochała życie właśnie dlatego, że zapłacił drogo. Znajdują przestrzeń nie tylko bezpośrednie świadectwa, ale także kulturę obszaru grecofona w znakomitej Kalabrii.

Okładka jednej z książek Merini, zatytułowana „Szalona z miłości do ciebie”.

Świerszczyk na wiosnę

W ramach akcji „zrób sobie prezent” zrobiłam sobie prezent. I kupiłam sobie „Świerszczyk”, czyli czasopismo, miesięcznik dla dzieci. Kiedy byłam mała, kiedy byłam kilkuletnim dzieckiem mama kupowała mi tę gazetkę dziecięcą. Pamiętam, że czytałam od deski do deski, wycinałam, co mi się podobało, gdzieś to potem, te obrazki czy te teksty – bo opowiadania i wierszyki też wycinałam – pieczołowicie wklejałam, chyba do jakichś zeszytów ze skarbami.

Tak więc w sklepie Dino Świerszczyk zobaczyłam, przemożną chęć posiadania poczułam i kupiłam. I mam!

A tam różne piękne rzeczy, zagadki, zgadywanki, opowiadania, wiersze, wykreślanki, szalone jakieś od czapy zupełnie historyjki, układanki, rysowanki…

A także kilka rzeczy mojej ulubionej autorki wierszy dla dzieci, czyli Małgorzaty Strzałkowskiej! No i dwa jej utwory rymowane dziecięce muszę Wam pokazać! Są cudne, jak wszystkie właściwie wiersze tej autorki, szczególnie jej wiersze do powyłamania języka i wyszeleszczenia ust! (pośród chaszczy taszczy w paszczy – oto przykład!) 🙂

Czytajcie Małgorzatę Strzałkowską – cudowna zabawa również dla większych dzieci. O czym piszę z podziwem, tudzież… zazdrością… że ja tak raczej nie umiem… 🙂 🙂

Aukcja charytatywna

Dzisiaj zobaczyłam, jak mój obraz został wystawiony na aukcji charytatywnej, organizowanej przez Stowarzyszenie Hospicjum Opolskie  Centrum Opieki Paliatywnej „Betania”  w Opolu na rzecz opolskiego hospicjum. Fajnie, że mogę w ten sposób pomóc.

Ja wiedziałam, że on tam się znajdzie, ale nie wiedziałam, w jaki sposób: czy jako odrębny przedmiot poddany pod „kto da więcej”, czy jako jeden z elementów zestawu. Więc on stoi na sztaludze, to mogę przypuszczać, że jest obiektem samodzielnym. Więc radość i trochę i duma moja tym większa.

Oprócz obrazu dałam też pod młotek książkę „189 dwójek” z dedykacją dla przyjaciół Betanii, i wiem od organizatorki, że podobała się, wzbudziła zainteresowanie i została sprzedana. Też fajnie.

Aukcja się działa podczas balu. W tym roku 11. Karnawałowy Bal Charytatywny dla Betanii na 200 osób odbył się w restauracji Opolanka w Bierkowicach. To była wspaniała zabawa, ale też wsparcie dla Hospicjum. Wsparcia udzielili darczyńcy z firm i instytucji oraz osoby prywatne. Prawie wszystkie  prezenty wzięły udział w aukcji na rzecz opolskiej Betanii.

Mój obraz przedstawia cykorię podróżnik, te cudne zioło-chwast, które porasta łąki i rowy, i pobocza, i ścieżki różne. To ten pierwszy od prawej strony, w błękitach, zielonościach, i innych brzaskowych kolorach świata.

Powtórzę wcześniejsze zdanie: Fajnie, że mogę w ten sposób pomóc. Ono przywołuje mi na myśl inne, które zapisałam sobie podczas jakiegoś warsztatu: Hojność tworzy obfitość.

Coś w tym jest, prawda? 🙂

Konflikt wewnętrzny

Konfliktowi wewnętrznemu, który gości w każdym z nas, choć objawia się na różne sposoby, występuje w różnym natężeniu i dotyczy różnych spraw, były poświęcone warsztaty. Warsztaty, podczas których próbowaliśmy (jako że brałam w nich udział 🙂 ) uzmysłowić sobie jakie to są konflikty i jak, czy raczej poprzez jakie części ciała nam się manifestują. Może trochę spłycam cały przekaz tego spotkania z prowadzącym, ale mniej więcej o to w tym wszystkim chodziło.

Jak na warsztaty przystało, obok wykładu i opowiadania, było tam kilka ćwiczeń praktycznych, a także – to też typowe dla tego rodzaju spotkań, jedne osoby brały udział czynny, inne w ogóle się nie odzywały.

Mnie zaintrygowało jedno ćwiczenie. Spośród wielu rozrzuconych na podłodze kart, trzeba było wybrać sobie jedną, która… tu wariantów może być dużo: jakoś nas przyciągnęła, wybrała nas, spodobała nam się, odpowiadała nam z różnych względów.

Wybrałam kartę chyba trochę na chybił trafił, jej intensywny kolor mnie przyciągnął, do tego mały, dość niewyraźny rysunek, który z góry, podczas wyboru był trudny do dokładnego zobaczenia i zrozumienia, czyli raczej minimalistyczna kompozycja.

Trzymałam potem tę karteczkę na kolanach, przed sobą i coraz bardziej się jej się przyglądałam i coraz bardziej zadziwiał mnie rysunek na niej. Ta łódka z żaglami-skrzydłami, przedmioty w tej łódce, niebo w pomarańczowym, energetyzującym kolorze, chmurki. W pewien sposób ta karta przedstawia moje obecne życie…

To był rysunek, który był o mnie i był mną…

A może ten rysunek jest też o Was?

Artbook: wiersze i kolaże

Wydawnictwo NCK w swojej prezentacji na FB tak pisze o sobie: Wydajemy książki istotne, ciekawe, otwierające nowe perspektywy, książki czasem zaskakujące.

I taką książką, ciekawą i nietypowa jest artbook, złożony z wierszy W. Szymborskiej i ilustracji do nich Grażki Lange.

W artbooku znalazły się wybrane wiersze poetki. Są to:„Mapa”, „Vermeer”, „Utopia”, „Fotografia tłumu”, „Radość pisania”, „Miniatura średniowiecza”, „Dwie małpy Bruegla”, „Ludzie na moście”, „Muzeum”. Każdy z tych utworów został opatrzony oryginalną wizją graficzną Grażki Lange i w ten sposób powstała oryginalna książka złożona z dziewięciu zeszytów, każdy zawierający wiersz i jego malarską, plastyczną interpretację.

Wydawnictwo ogłosiło konkurs, w którym do wygrania były dwa egzemplarze artbooka z autografem Grażki Lange. Trzeba było odpowiedzieć na pytanie konkursowe, które brzmiało tak:

Jak myślicie, co łączy wybrane do artbooka wiersze i jakie wątki się w nich powtarzają? Pomysły klucza interpretacyjnego ze zwięzłym wytłumaczeniem, napiszcie w komentarzu pod tym postem.

Dwie najciekawsze odpowiedzi miały zostać nagrodzone artbookiem! Super, prawda?

Postanowiłam wygrać ten ciekawy zestaw. Przypomniałam sobie wiersze i napisałam, co moim zdaniem wiersze poetki łączy, co jest wspólnym mianownikiem tych dziewięciu utworów. Napisałam, wysłałam, zwyciężyłam – że tak opowiem, trawestując słowa Gajusza Juliusza Cezara – veni, vidi, vici – o moim małym zwycięstwie. Ale bardzo miłym.

Bardzo się cieszę, że mój tekst się spodobał i został wyróżniony taka piękną nagrodą. Bardzo jestem ciekawa, jak to wydawnictwo wygląda w realu, kiedy się je trzyma w ręce, przewraca kartki, czyta i ogląda. Kurier z książka powinien być już jutro! 🙂

To ciekawe, bo to już drugi konkurs związany z W. Szymborską, w którym wzięłam udział i druga nagroda, którą zostałam wyróżniona za moja pracę… A przecież… do trzech razy sztuka…

Wspomnienie o Bolku Polnarze

Dzisiaj powtarzam wpis sprzed 10. lat! Wydaje się, że to było niedawno, a minęła dekada! Dopiero dziesięć lat czy już dziesięć lat? Trudno powiedzieć. Możemy tylko powspominać…

Światy do oglądania

Nazbierało mi się kilka „światów do oglądania”, czyli wystaw, które aktualnie w Opolu się odbywają. A ponieważ każda wystawa to coś innego, odrębnego, tworzącego własny odrębny świat, stąd i tytuł mojej notki. Każda z ekspozycji, o których chciałabym opowiedzieć, bardzo od siebie się różni, jedna o drugiej nic nie wie, nie ma z sobą nic wspólnego, każda dotyka innego tematu, dotyczy innego czasu, innych ludzi, innych dziedzin, innych sposobów, motywów, celów, przeznaczeń… I tak dalej, i tak dalej… wielu różnych inności…

Więc są one, te wystawy-światy, strasznie od siebie różne, a każda warta zobaczenia – i to jest niesamowite, że istnieją obok siebie i że w każdy z tych światów możemy zajrzeć! A zatem zaglądajmy!

Wystawa Mickiewiczowska.

Galeria MBP Zamostek, ul. Minorytów 4. Ekspozycja czynna do 29.02.2024

Adam Mickiewicz był nie tylko poetą doby romantyzmu, ale również publicystą, nauczycielem, wykładowcą akademickim, działaczem emigracyjnym i wizjonerem. Badacze jego twórczości porównują go do Tyrteusza – greckiego poety, od którego imienia wywodzi się nazwa poezji patriotycznej wzywającej do walki.

Mickiewicza dwa oblicza to literacka wystawa prezentująca najstarsze wydania ze zbiorów Miejskiej Biblioteki Publicznej w Opolu. Będzie okazja by zobaczyć tom Poezje z 1929 roku w opracowaniu Stanisława Pigonia oraz Dziady wileńsko-kowieńskie w opracowaniu Henryka Szypra z 1948 roku. Zaprezentowane zostaną również reprinty pocztówek z krakowskiej inscenizacji Dziadów z 1901 roku.

Ponadto obejrzeć będzie można Pana Tadeusza z ilustracjami  Michała Elwiro Andriollego (Lwów 1939) oraz nowsze wydania z pracami Jana Marcina Szancera, Janusza Stannego, Józefa Wilkonia czy Stanisława Masłowskiego.

Jako ciekawostki zaprezentowane zostaną trzy nietypowe publikacje. Adam Mickiewicz: bryk bardzo niekonwencjonalny Łukasza Radeckiego, w której utwory poetyckie wieszcza po raz pierwszy możemy przeczytać prozą, Pan Tadeusz w XXI wieku Joanny Pawłowskiej, która zaproponowała w ułatwionej formie zrozumienie i przeczytanie epopei młodym odbiorcom, a także Mickiewiczowskie Dziady. Sceny dramatyczne: tak jak były grane w Teatrze Krakowskim z dnia 31 października 1901 w wydaniu Stanisława Wyspiańskiego.

W jedne z gablot zdziwiła mnie encyklopedia, poświęcona Mickiewiczowi! Nie wiedziałam, że taka istnieje. I kto jest jej autorem, jednym z autorów – poeta, a jakże, Jarosław Marek Rymkiewicz.

I nie wiedziałam też, że Jarosław Marek Rymkiewicz, czyli poeta od zachodu słońca w Milanówku, zajmował się czymś takim, jak tworzenie kompendium wiedzy o Wieszczu! Ale też poeci różni różne rzeczy robią! Ja sama dziwię się czasem, że byłam korektorką i robiłam redakcję książki o smarach technicznych, co swoją drogą podobało mi się i było fascynujące.

I jeszcze spodobała mi się na wystawie Mickiewiczowskiej „książka o książce”, czyli Małgorzaty Komzy „Mickiewicz ilustrowany”, książka o ilustracjach do dzieł Adama Mickiewicza. Ale do niej chyba jeszcze wrócę.

Część wystawy poświęcona „Dziadom” szczególnie mnie zainteresowała, bo przypomniała mi wspaniałe przedstawienia teatralne przygotowane przez uczniów klas trzecich LO w Głubczycach w teatralnym Konkursie Mickiewiczowskim, który odbył się w grudniu ubiegłego roku i w którym byłam jurorem. Byłam zachwycona tymi spektaklami przygotowanymi przez uczniów! A czy ja może pisałam o tym już wcześniej?

Ryszard z Bieszczad i Maria Magdalena

Ryszard z Bieszczad i Maria Magdalena – to dość dziwne zestawienie, prawda? Ona – wiadomo – odniesienie do Biblii, Drogi Krzyżowej, męki Chrystusa, ale i grzesznica, a potem kobieta nawrócona. Upraszczam, oczywiście, ale chodzi tylko o hasłowość dwu zestawionych określeń, w tym przypadku dwu osób. On, czyli pierwsza osoba w moim tytule, kojarzy się z określaniem kogoś w sposób raczej ironiczny, prześmiewczy, niepoważny, taki kabaretowy (Ryszard z Bieszczad to tak jak Jożin z Bażin, tak mi się kojarzy…). Tak więc zestawienie nietypowe.

A skąd ono się wzięło? Idę sobie po sklepie jakimś, po jego części kosmetycznej, oglądam piękne opakowania, bo opakowania artykułów kosmetycznych są piękne, kolorowe, artystyczne, treściowe itd., i nagle wzrok mój trafia na… Ryszarda z Bieszczad. Nieco się wyróżnia, bo dość mało barwny, przez to jakby ekologiczny, taki monochromatyczny, a treść, którą reklamuje tekst na jego froncie… jest szalona.

Więc cały projekt mydełkowy tego Ryszarda jest szalony, i trudno się nie śmiać lub choćby nie uśmiechnąć! 🙂 Szalony, czyli jakiś niezbyt współczesny, niezbyt nowoczesny i nieprzystający do aktualnej, modnej i koniecznej, wielofunkcyjności i wielozadaniowości. I jeszcze przedstawiony w dość przewrotny sposób!

Bo to mydło. I ono robi tylko to, co ma robić mydło!

I tu przypomina mi się mój wiersz z tomu „Czarna aureola” pod tytułem „Przed sądem”, w którym wspomniana jest Maria Magdalena właśnie. I wspomniane też tam są różne współczesne nowoczesne i nęcące niebywale artykuły kosmetyczne i inne nęcące niebywale pułapki kosmetologii… 🙂

Oto dowody…