Po oknach wieżowca, który widzę po drugiej stronie ulicy, poznaję, że zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Mija jeden tydzień grudnia, za chwilę drugi i już święta za pasem. Pierwsze znaki o tych choinkowych dniach pojawiają się na razie pojedynczo, dość nieśmiało, w nielicznych oknach. Już wczoraj wieczorem zauważyłam pierwsze świecące lampki w oknach. Jedne mrugają, inne gasną i rozbłyskują, jeszcze inne pulsują, albo zmieniają co chwile kolory albo nic nie robią, czyli po prostu świecą. Ładnie to wygląda, może i trochę pstrokato i jarmarcznie, ale jakoś nostalgicznie choinkowo ładnie…
No to zima. Pamiętamy puszysty śnieg, pokrywający białą pierzynką albo całunem białym cały świat. Ale teraz zima biała bywa tylko po nocy, od szronu, od mrozu. O mroźnej zimie pisze Leopold Staff, mówi, że że jaskółki zamarzły w chmurze i że pocałunki śpią, ścięte mrozem. Ładne, poetyckie obrazy. Oto fragment „Zimy”, wiersza Leopolda Staffa.
Zima
Leopold Staff
Całunem śniegu przysypany, biały
Park w szarą ciszę pogrążył się cały
I z jakichś głuchych tęsknot się spowiada.
Drzew nagich długa ciemna kolumnada
Wije się sennie i w dali gdzieś ginie,
Wije się cicho po białej równinie
I biegną ławki aleją szeregiem,
Samotne, puste, ubielone śniegiem.
Nic nie zostało z naszej złotej wiosny,
Gdy nas upajał pierwszy szał miłosny,
Gdyśmy uściskiem zaręczeni, sami
Mówili z sobą jeno całunkami
I razem duszę mieli tylko jedną,
I w jasne szczęścia lecieli bezedno,
A ponad nami lipa rozgwarzona
Błogosławiące wznosiła ramiona.
Tu była szczęścia świątynia. Pamiętasz?
A dzisiaj tu mój cichy, biały cmentarz…
Pod miękkim śniegiem, jak zwarzone róże
Lub jak jaskółki, co zamarzły w chmurze,
Śpią pocałunki nasze mrozem ścięte,
A w nagich drzewach sny nasze, zaklęte
W szare pnie, drzemią wśród cichej żałoby…
Choć nie ma krzyżów, wszędzie białe groby.
(…)