Wiosenne trofea

Maj
się zaczął. Jeszcze kilka dni temu wiosna rozszalała się na
dobre, a tu co… śnieg i śnieżyca. To powspominajmy wiosnę
sprzed kilku dni…

Zaledwie
dwugodzinny wypad za miasto, całkiem niedaleko, gdzieś między Nową
Wsią Królewską a Grudzicami, a tyle wrażeń. I trofeów.

Słońce,
przestrzeń, zieleń, trochę wiatru. Gdzieś daleko bardzo odgłosy
miasta. Całkiem blisko za to, w jakichś niewidzialnych krzewach,
krzyk bażanta – trzeszczące, krótkie zawołanie niby odgłos
zardzewiałej klamki w wielkich, ciężkich, dawno nieotwieranych
drzwiach. Albo odgłos inny – nad chmurami, w pełnym słońcu,
grzmi, tak jak przed burzą, choć nic na jej nadejście nie
wskazuje. Grzmot taki jakiś bez kontekstu, jakby Bóg zahuczał ot
tak, dla zabawy, pogroził tym, co na dole, swoim boskim, niewidzialnym palcem. Coś dziwnego nieco…

A
trofea? Proszę bardzo:

kosz
mniszków lekarskich na miód mniszkowy, garść
łąkowego szczawiu na zupę szczawiową, majowy
bez, z nie całkiem jeszcze rozwiniętymi kwiatami, bukiet
polnych kwiatów, co przypominają mi rzepak, choć z pewnością nim
nie są (choćby ze względu na kolor) i co przypominają mi
maciejkę, choć z pewnością nią nie są (też choćby ze względu
na kolor).

Powyższe
trofea dokumentują poniższe zdjęcia

Mimo
dzisiejszego śniegu, pozdrawiam wiosennie 🙂


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kordonkowe pisanki

Nie
ma już świąt… Więc to będzie o nich wspomnienie. Na wiosennych
gałązkach wisiały sobie przez dni parę wielkanocne pisanki. To
dzieło moich własnych rąk

Zrobiłam je kilka lat temu i co roku stanowią wielkanocną
dekorację.

To
wydmuszki, oklejone kordonkiem, dość cienkimi nićmi do wyszywania.
To raczej nietrudna sztuka, chyba że trudna sztuka cierpliwości.
Choć czasem zastanawiam się, czy ta cierpliwość to nie upór
bardziej. A to już cecha raczej negatywna.

Ale
też myślę, że jeśli upór jest w dobrej sprawie, to staje się
cechą pozytywną. Również poza zdobieniem wielkanocnych jajeczek…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wielkanocne muzeum

Oglądając
wielkanocne pisanki, wyciągnięte na święta z głębokich pudeł, przypomniało mi się,
że w ubiegłym roku byłam latem na plenerze literacko-plastycznym w Ciechanowcu,
w województwie podlaskim. W Ciechanowcu jest Muzeum Rolnictwa, które zresztą
przypominało mi trochę nasz opolski skansen w Bierkowicach. A w tym Muzeum
Rolnictwa jest Muzeum Pisanki. Teraz przypominam sobie te piękności, które tam można
zobaczyć. Jajeczka z różnych materiałów i o różnych wielkościach, a jak
zdobione!

Setek pomysłów
na ozdobienie pisanek, setek technik, materiałów, nie wspominając o tematach,
którym są poświęcone – nie można sobie wyobrazić, dopóki się tego nie zobaczy
na własne oczy.

No właśnie, tego
to się chyba nie da opowiedzieć, to trzeba zobaczyć. (Ja wiem, że to truizm
setki razy powtarzany, ale to prawda!)

Akcent opolski też
tam znalazłam. To opolskie kroszonki, takie z drobnym wzorkiem. Nawet chciałam
podarować Muzeum moje, ale okazało się, że nie mogę tego zrobić, jeżeli nie
znam imienia i nazwiska twórcy. A nie znam. Moje kroszonki są anonimowe.

Zerknijcie na
stronę „wielkanocnego muzeum”. (http://www.muzeumrolnictwa.pl/)
A najlepiej wybierzcie się tam pooglądać, popodglądać i popodziwiać pisankowe
cudeńka.


święta wielkiejnocy

Wszystkim moim Kochanym
i wszystkim moim Nieznanym – miłych i radosnych Świąt Wielkanocnych życzę, dużo
radości i optymizmu, wesołych jajeczek, skikających zajączków, uśmiechniętych baranków,
kolorowych palemek i wielu wszelakich cudów wiosenno-świątecznych…

A życzenia z mojej
„Modlitwy wielkanocnej” niechaj trwają nie tylko przez święta, ale przez cały
rok…

 

 

 


Modlitwa Wielkanocna

 

Baranku Boży

który z lukru jesteś i
słodkiego ciasta

któryś ozdobiony gałązką
palmową z kropli czekolady

który stoisz w chwale
sztandaru z płatka marcepana

miej mnie w swojej opiece

 

który gładzisz grzechy
świata

nie zapomnij i o moich
grzechach

wybacz mi tych kilka
drobnych kłamstw

kilka przekleństw i
nieżyczliwych myśli

 

spraw by duma moja nie
stała się pychą

a sprawiedliwość
wywyższaniem

by pojednanie nie
przemieniało się w pokorę

a mądrość – w zarozumiałość

 

błogosław moje plany i
marzenia

niech moi przyjaciele
cieszą się moimi sukcesami

a wrogowie niechaj żałują

że nie są moimi
przyjaciółmi

spraw bym nie straciła
pracy

a moja praca niech przynosi
mi radość

i możliwość opłacenia
wszystkich rachunków

spraw by w chorobie działał
antybiotyk

i bym po utracie ukochanego
mężczyzny

szybko wróciła do siebie

 

Baranku Boży

który stoisz na moim
wielkanocnym stole

spraw bym nie zapomniała o
modlitwie

 

spraw

by moja modlitwa

trafiła do Twojego serca

 

Jak Grażyna Torbicka

Nie jestem taka
mądra, piękna, sławna i bogata jak Grażyna Torbicka, ale jak ona – kocham kino!
Właśnie niedawno przypomniałam sobie o tym. Brynia wyciągnęła mnie do kina (i
chwała jej za to!) na wielkiego Woody’ego Allena. „Poznasz przystojnego bruneta”.
Jakież było moje rozczarowanie! Film nudny i marudny. Niczego nowego w nim nie
znalazłam, wszystkie wątki ograne już, wyeksploatowane na setki sposobów i może
nawet sto razy ciekawiej. Wszystko przewidywalne.

Wątek starszego
faceta, który żeni się z wielokrotnie młodszą od niego kobietą, ta czyści mu
konto, w końcu zdradza; on potem chce wrócić do żony, bo „to był błąd” – to już
było. Wątek starszej kobiety, którą po wielu latach nudnego małżeństwa opuszcza
mąż, która nie może się odnaleźć w nowej sytuacji i wpada w ręce
jasnowidzki-oszustki – było. Mężczyzna podgląda w oknie z naprzeciwka młodą
kobietę, poznaje ją, zawraca jej w głowie, co doprowadza do zerwania przez nią
z narzeczonym – mój Boże, to stare jak świat. Albo to samo, tylko z drugiej
strony – młoda dziewczyna poznaje starszego nieco faceta, zakochuje się w nim,
zrywa ze swoim chłopakiem, z którym jest po tzw. słowie, idzie za głosem (raczej
chwilowego) zauroczenia – brrr, skądś to znam. Kolejny, powiedziałabym bardzo
amerykański, wątek – dziewczyna pracuje w galerii, jest dobra w tym co robi,
więc postanawia założyć – oczywiście! – własną galerię… Pisarz-nieudacznik
kradnie koledze jego świetną powieść i podaje jako swoją – no i oczywiście
związane z tym faktem perturbacje…

I to wszystko
wrzucone do jednego filmowego kotła i nie wiadomo po co. W tym nudnym,
natrętnie moralistycznym filmie nawet gwiazdy przygasają…

Może wielkim
wolno więcej, może wszystko co zrobią, jest wielkie, może ja się nie znam?

Ale nie, nie. Znam
się – na swój własny, prywatny sposób!


Zimowe słońce

A propos
oksymoronu – zimny ogień to oksymoron, zestawienie dwóch słów o wykluczających się
znaczeniach. A takie właśnie było hasło przewodnie tegorocznego Zimowego Lasu
Sztuki. Pokazałam tam mój wiersz, zatytułowany „Zimowe słońce”. Wiersz w formie
graficznej.

 

 

Takie Zimowe słońceto moje pierwsze
dzieło w dziedzinie poezji konkretnej, i moje słońce „namalowane” słowem „słońce”
jest dość proste, żeby nie powiedzieć prymitywne. Przepiękne słońce narysował
słowem Krzysztof Szatrowski w wierszu „To piękno” z tomiku „Wiersze graficzne”.
Wizualnie to prawdziwe zachodzące słońce…

Zachwycam się zresztą
wszelaką poezją konkretną jako połączniem poezji i plastyki. Słowo i jego
znaczenie, a do tego plastyczny układ słów, dają czasem naprawdę niesamowity
efekt.


Rozmowa z Ernestem Bryllem

Dostałam właśnie
zdjęcia moje i Ernesta Brylla, podczas naszej rozmowy. Ich autorką jest Paulina
Bilińska. Poeta poświęcił mi trochę swojego czasu, a z rozmowy wyszedł mi
ciekawy, mam nadzieję, wywiad, który będzie można przeczytać na łamach
kolejnego numery „Prowincji”. Rozmawialiśmy o twórczości autora „Kubka
tajemnego”, odbiorcach jego poezji i w ogóle o poezji i jej przesłaniu. Poeta
przedstawił mi również swoją wizję prowincji.

 

 

Rozmowa z
Ernestem Bryllem

 

 

Ernest Bryll z
opolską „Prowincją”

 


Z młodą poetką
Beatą Jasińską

Ernest Bryll wśród jurorów konkursu

 

Nasza rozmowa
odbyła się po uroczystości wręczenia nagród laureatom konkursu poetyckiego, ale
wcześniej byłam też na spotkaniu Ernesta Brylla na Uniwersytecie. Tutaj poeta ponad
godzinę opowiadał, był więc to raczej wykład, niż zwykłe, typowe spotkanie
autorskie. Czytał też swoje wiersze. W Auli Błękitnej spotkał się Ernest Bryll
z młodzieżą akademicką, przede wszystkim polonistami, ale pojawił się także
znamienity gość, w postaci znanego opolskiego poety Tomasza Różyckiego, który
jednak po chwili wyszedł.

O czym poeta
opowiadał? Między innymi o czasach dawnych, czasach jego młodości, tych
socjalistycznych, PRL-owskich, i tych obecnych.

I zwrócił uwagę,
że zniewolenie panoszy i teraz, w okresie zdawać by się mogło totalnej
wolności. Ale dziś ludzie, szczególnie młodzi są zniewalani przez korporacje, w
których codziennością jest pisanie raportów o pracy kolegów (co kojarzy mi się
automatycznie z donosami, niestety) czy wspólne zabawy i przyjęcia, podczas
których psycholog obserwuje, który to wykazuje w zabawie cechy lidera, a który
się podporządkowuje…

Zwrócił uwagę na
współczesne tzw. stosunki międzyludzkie. Na przykładzie swojej córki, bo córka
poety biegle włada trzema językami i w tych trzech językach porozumiewa się
świetnie z ludźmi z całego świata. Oczywiście za pośrednictwem internetu. Bo w
kontaktach bezpośrednich już tak świetnie sobie nie radzi… Skąd my to znamy?…

Zwrócił uwagę na
jego zdaniem najpiękniejszy w polskiej poezji oksymoron. Oksymoron to
zestawienie dwóch przeciwieństw, np. gorący lód czy zimny ogień. Tym
oksymoronem jest „Bóg się rodzi”, początek kolędy, autorem słów której jest
poeta Franciszek Karpiński. Bo Bóg, czyli
nieskończoność, byt, co nie ma początku ni końca, tak po prostu, jak człowiek,
się rodzi…

Wspominał także
swoich kolegów po piórze, z których wielu już nie żyje.

Bardzo ciekawe
spotkanie, pełne erudycji, refleksji i poezji.


Opolski Kwartalnik „Prowincja”

Zapraszam do
zajrzenia do dwóch podwójnych, teraz już ubiegłorocznych, numerów naszego Opolskiego
Kwartalnika Kulturalnego „Prowincja”.

Osoby, którym
bliskie są kino, plastyka, literatura, muzyka, poezja i wiele innych dziedzin
szeroko rozumianej kultury i sztuki, z pewnością znajdą tam coś dla siebie. Myślę,
że przedstawione w obu „Prowincjach” wypowiedzi różnych osób, artykuły,
wiersze, wywiady są naprawdę ciekawe.

W numerze
1-2/2010, tym „luksusowym” można przeczytać recenzję mojego ostatniego tomiku „Czarna
aureola” autorstwa Sabiny Skowron.

W numerze 3-4/2010,
tym z ośmiorniczką, są też moje teksty: jeden to artykuł „Bruderszaft albo >Pije
Kuba do Jakuba…<”. Rzecz druga to wywiad z opolskim plastykiem, autorem
okładkowej ośmiorniczki, Bartkiem Posackim. Mówią, że
wywiad ciekawy… 🙂

„Prowincję”
można czytać! „Prowincję”  trzeba czytać!!
„Prowincję” warto czytać!!!

           


A
to starsze numery „Prowincji”

Spotkanie z Ernestem Bryllem

W
czwartek, 17. marca 2011 r. w Opolu będzie gościł Ernest Bryll. Byłam na
spotkaniu z nim w Bibliotece Wojewódzkiej, już chyba kilka lat temu, związanym bodajże
z promocją książki „Doire aniołów pełne”. To poezja staroirlandzka w
tłumaczeniu Ernesta Brylla i jego żony Małgorzaty Goraj-Bryll. A Doire to
miasto, w którym zgodnie z legendami Bóg dokonał wielu „zdumiewających dziwów i
cudów”, że pozwolę zacytować sobie autorów, więc aniołów musiało być tam rzeczywiście
pełno…

Ernest
Bryll to znany poeta, tłumacz, dyplomata, a jaki gawędziarz! Jak on opowiadał o
swoim pobycie w Irlandii! Z jaką swadą i z jakim poczuciem humoru!
Niezapomniane spotkanie.Warto
spotkać się z nim i jego poezją.

A
teraz, w ten czwartek będzie taka możliwość aż trzykrotnie!
Spotkania z Ernestem Bryllem odbędą się o godz.
13.00 w Auli Błękitnej Collegium Maius Uniwersytetu Opolskiego przy pl.
Kopernika 11 oraz o godz. 20.30 w Xaverianum przy ul. Czaplaka 1a.

Głównym
jednak powodem pobytu Ernesta Brylla w Opolu jest uroczyste zakończenie Konkursu
Poetyckiego im. Jana Pawła II, w
składzie jury którego zasiada
on, a także Jan Goczoł i Franciszek Marek.
Zakończenie Konkursu będzie miało
miejsce o godz. 17.00, w klubie-kawiarni Musiałówka, a organizatorzy
zapowiadają wiele atrakcji. Wstęp
wolny na wszystkie trzy spotkania z poetą.

 


Wiosna na parapecie

A
więc wiosna pełną gębą. I jest też na moim parapecie. Bo żeby ją przywołać, a
potem jakoś
udokumentować, utwierdzić i już nie wypuścić, kupiłam sobie
wiosnę w doniczce, czyli narcyzy. A kiedy zakwitły, okazało się, że mam wiosnę podwójną,
bo jeden z kwiatów zakwitł podwójnie – na jednej łodyżce dwa kwiaty.

To
raczej nie zdarza się zbyt często.

Natura,
choć tak ujarzmiana przez człowieka, wciąż zaskakuje i zachwyca.