Wiosenne trofea

Maj
się zaczął. Jeszcze kilka dni temu wiosna rozszalała się na
dobre, a tu co… śnieg i śnieżyca. To powspominajmy wiosnę
sprzed kilku dni…

Zaledwie
dwugodzinny wypad za miasto, całkiem niedaleko, gdzieś między Nową
Wsią Królewską a Grudzicami, a tyle wrażeń. I trofeów.

Słońce,
przestrzeń, zieleń, trochę wiatru. Gdzieś daleko bardzo odgłosy
miasta. Całkiem blisko za to, w jakichś niewidzialnych krzewach,
krzyk bażanta – trzeszczące, krótkie zawołanie niby odgłos
zardzewiałej klamki w wielkich, ciężkich, dawno nieotwieranych
drzwiach. Albo odgłos inny – nad chmurami, w pełnym słońcu,
grzmi, tak jak przed burzą, choć nic na jej nadejście nie
wskazuje. Grzmot taki jakiś bez kontekstu, jakby Bóg zahuczał ot
tak, dla zabawy, pogroził tym, co na dole, swoim boskim, niewidzialnym palcem. Coś dziwnego nieco…

A
trofea? Proszę bardzo:

kosz
mniszków lekarskich na miód mniszkowy, garść
łąkowego szczawiu na zupę szczawiową, majowy
bez, z nie całkiem jeszcze rozwiniętymi kwiatami, bukiet
polnych kwiatów, co przypominają mi rzepak, choć z pewnością nim
nie są (choćby ze względu na kolor) i co przypominają mi
maciejkę, choć z pewnością nią nie są (też choćby ze względu
na kolor).

Powyższe
trofea dokumentują poniższe zdjęcia

Mimo
dzisiejszego śniegu, pozdrawiam wiosennie 🙂


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz