W piwnicy Biblioteki Miejskiej przy Minorytów można obejrzeć wystawę Tomasza Brody zatytułowaną „Od Rubęsa do Pikasa”. To nie błędy w nazwiskach artystów, ale zapowiedź tego, co pokazuje autor na wystawie. Prace tam pokazane to część cyklu „Historia sztuki według Tomasza Brody” , w której przedstawia on własne wersje najbardziej znanych prac Van Gogha, Warhola, Picassa, Velazqueza czy El Greca. Przyznaję, że to specyficzna trawestacja. Przyznaję, że kilka razy zaśmiałam się w głos, tak zabawnie, dowcipnie i z poczuciem humoru są „zrobione” prace Tomasza Brody.
Wykorzystuje specyficzne środki – przedmioty codziennego użytku, rzeczy niepotrzebne, wyrzucone albo kupione na jakichś wyprzedażach czy w innych sklepach; nie brakuje wśród nich butów, klapek, piłeczek pingpongowych, gąbek, grzebieni, opakowań po lekach, płynach do prania, różnego rodzaju kabli, wszelkiej maści zakrętek (do słoików, butelek, pojemników itd.), plastykowych folii. Ach, mnóstwo przedmiotów, które w zestawieniu z innymi i – co najważniejsze – w rękach autora zaczynają tworzyć obraz – z jednej strony znanego artysty, z drugiej – całkiem nowy.
Jest to swoista mieszanka: zabawa uznanym dziełem, kanonem i szacunek wobec niego; jest ukłon w stronę dzieła, kanonu, a jednocześnie próba zdjęcia z niego korony. Jest też tam trochę motywu edukacyjnego. (Co widzę po sobie – już zaczęłam szukać czegoś o Velazquezie, przy czym natrafiłam na ciekawe informacje o Picassie i paru wspaniałych wystawach.)
Oczywiście, trzeba wspomnieć, że wykorzystywanie materiałów wtórnych, tak je nazwijmy, do tworzenia dzieł artystycznych nie jest czymś absolutnie nowym, ale tutaj i materiały i cykliczność prac, i tematyka, i – w końcu – efekt końcowy są charakterystyczne i jedyne w swoim rodzaju.
Mamy tu Marylin Monroe – najpierw „przerobioną” przez Warhola, a potem i Warhola i Marylin Monroe przerobionych przez Brodę, nazwałabym sztukę Tomasza Brody jeszcze bardziej nowoczesno-współczesną – postpopkulturową!
Oczywiście, samo się nasuwa, że i my możemy stać się artystą postpopkulturowym, choć nie tylko, możemy sięgać i do antyku, chodzi o to, że sami możemy stworzyć sobie swój własny ulubiony obraz jakiegokolwiek ulubionego malarza, do czego zresztą autor wystawy namawia, prowadząc warsztaty. Aha, i jest też autorem paru bardzo fajnych książek, ale ich na wystawie nie było, szkoda.
A tutaj parę zdjęć z wystawy, zwrócić trzeba uwagę na tę damę w błękicie – jej dekolt jest zrobiony z szufelki na śmieci, niebieska suknia z jakiegoś worka foliowego, podobnie nakrycie głowy, głowa z butelki po płynie do mycia naczyń, wstążka na szyi z kabla ładowarki, usta kupione w sklepie wszystko za 5 złotych. Na innym obrazie słoneczniki z druciaków kuchennych, a kapelusz muszkietera z dwóch gumiaków.
No to …to trzeba zobaczyć!
Ps. Wystawa trwa do 6 marca 2017 roku.
Zapisz