I’m the ocean – jestem oceanem

 

Wczoraj obejrzałam film „Mój tydzień z Marylin”. Nie wiem, czy ciekawy, ale na pewno intrygujący. A najbardziej zaintrygował mnie Colin Clark.

Najpierw o filmie, i o Clarku – przyznają, idę na łatwiznę i przytaczam jako prawie cytat z Wikipedii: W 1957 r. Colin Clarka po ukończeniu studiów pracował jako asystent reżysera przy filmie „Książę i aktoreczka” w reżyserii Laurence’a Oliviera, w którym główne role zagrali Laurence Olivier i Marilyn Monroe. Doświadczenie to – pracę na planie i spotkanie z Monroe – Clark opisał później w dwóch książkach – w zbiorze pamiętników i we wspomnieniach jego rzekomego związku z Monroe. Czas, który Clark spędził z Monroe, stanowi podstawę filmu z 2011 r. „Mój tydzień z Marilyn”, w reżyserii Simona Curtisa, z Michelle Williams (Złoty Glob 2012, nominacja do Oscara 2012 za główną rolę żeńską).

Jak wyżej napisano, tak i w filmie rzekomy romans został pokazany tak, że rzeczywiście można go nazwać rzekomym. Czymkolwiek była ta znajomość, ten związek z MM, była to z pewnością wielka przygoda młodego człowieka z wielką gwiazdą.

Sam film zresztą przyjemny, choć mnie nie porwał. Podobały mi się natomiast słowa młodego Colina, który uspokaja Marylin, i mówi o nieumiejętności porozumienia się między Olivierem a Monroe: „…bo on jest wielkim aktorem, a chciałby być wielką gwiazdą, a pani jest wielką gwiazdą, a chciałaby być wielką aktorką”.

Kiedy szukałam informacji o Colinie Clarku, znalazłam film o Monroe, zatytułowany „Marilyn Monroe – At Santa Monica Beach 1962 RARE ( George Barris )”. Zaczęłam oglądać – to zdjęcia Monroe na plaży, i słuchać muzyki, podłożonej pod te zdjęcia na filmiku. Muzyka była bardzo wciągająca, piękna. Zaczęłam szukać tej muzyki.

Znalazłam – śpiewa tę piosenkę zespół 21 Love Hotel, a jej tytuł to „I’m the ocean”. Podobne w stylu są inne utwory tego zespołu, a ten „Jestem oceanem” – przejmujący, dramatyczny, głęboki, niepokojący.

Ale znalazłam też inne wykonanie tej piosenki, też bardzo ładne, choć bardziej spokojne i kojące, nie takie drapieżne. To drugie w wykonaniu Venus, i do tego w dodatku jest tu do muzyki cudny filmik.

Nie wiem, która interpretacja jest ciekawsza, słucham obu na przemian, nie mogę się zdecydować, obie są na swój sposób piękne.

Jest jeszcze jedno wykonanie, wykonawca to Scisma, chyba najbardziej „popularno-popowe”, że tak to określę; to akurat nie za bardzo mi się podoba, ale ma najbogatszą i całkiem ciekawą aranżację. Nie mówiąc o tym, że ocean jest inspiracją wielu różnych wykonawców, także mocno metalowych, ale to już inne kompozycje, choć tytuł mają taki sam – „Jestem oceanem”.

I ta piosenka „I’m the ocean” to moje ostatnie odkrycie muzyczne! Dawno nic mnie tak nie porwało, mówię oczywiście o  muzyce, i rzeczach dla mnie nowych. No tak, dobrze, że pamiętam, że istnieje coś takiego jak muzyka. Nie tylko książka i książka, i książka…

3 myśli na temat “I’m the ocean – jestem oceanem”

  1. Pani Renato, słowa piosenki, które zacytowała Pani pod poprzednim postem, napisał Adam Kreczmar, nie Agnieszka Osiecka.

    Wysyłam pozdrowienia.

    Polubienie

    1. Olu, ma Pani rację! To rzeczywiście Adam Kreczmar, a ja stereotypowo pomyślałam: skoro śpiewa Rodowicz, to śpiewa Osiecką! Ot i co – stereotyp ma siłę! Dobrze, że Pani zwróciła na to uwagę! Pani dziękuję, a pana Kreczmara powinnam przeprosić! Co czynię niniejszym wpisem!

      Polubienie

Dodaj komentarz