Koniec lata na zdziczałym balkonie to oczywiście parafraza tytułu tomiku Jarosława Marka Rymkiewicza „Koniec lata w zdziczałym ogrodzie”. Ogrody to temat wracający w twórczości J. Rymkiewicza, czy to w poezji, czy w esejach; jeśli się mylę , jego praca dyplomowa (magisterska ? doktorska?) też była poświęcona ogrodom, nie pamiętam teraz dokładnie, chyba w czyjejś twórczości. Ale nie o tym chciałam. Chciałam o końcu lata, powolnym przybliżaniu się jesieni, o moim ogrodzie, dość szczątkowym, bo ogrodzie balkonowym, który zaczyna już teraz, na początku września jesiennieć, i oczywiście o oktostychach, które zawiera książka Rymkiewicza. Ten tomik to zbiór wierszy dotykających tak różnych spraw, osób, zjawisk, że aż niewiarygodne, że może stanowić całość, a do tego – jedność! Ale łączy je sposób patrzenia autora na te wszystkie rzeczy , sposób widzenia przez niego świata i jego „zimnego piękna”, jak to określił kiedyś Eustachy Rylski, no i oczywiście sposób – bardzo specyficzny i powtarzający się we wszystkich tomikach Jarosława Rymkiewicza – opisywania tego świata. I nie chodzi mi tu tylko o rymowaną, tradycyjną formę wiersza, lecz mieszankę swoistą piękna i brzydoty życia, które składają się na nie, na to nasze życie i na życie w ogóle, składają się jednocześnie i nierozłącznie.
I ta nieuchronna wielka niewiadoma, która towarzyszy nam za życia, przez całe nasze życie, a nawet po nim, ta mglistość i mgła, ta nicość i Bóg za nią czy w niej, niebyt, ale i wieczność, powstawanie i znikanie, tu marcinki i stokrotki, tu gnój…
Ale ja chyba też nie o tym chciałam!… Chciałam o jesiennieniu, o końcu lata. W ogrodach poetyckich J. M. Rymkiewicza i w ogrodzie moim, na balkonie moim, w kilku skrzynkach kwiatowych, w których już żółcieją, brązowieją liście, jak na koniec lata przystało.
Poeta tak opisuje kończące się lato w jednym z oktostychów:
Koniec lata w zdziczałym ogrodzie
Vissi d’arte, vissi d’amore
Giacomo Puccini, Tosca, akt II
Białe kwiaty hortensji upadły na trawę I teraz nie są białe lecz trochę żółtawe Na prawo jest czeremcha na lewo w zieleni Norweska jarzębina jeszcze się czerwieni Dalej winorośl – w sukni czerwonej jak Tosca Będzie naga i czarna po pierwszych przymrozkach To co zjawia się wiosną – jesienią gdzieś znika I jest cała moja tu problematyka
A ja się cieszę, że to pojawianie się i znikanie to nie tylko moja „problematyka”, bo ja nie tylko ja, ale też inni ja mają. To niby lżej. Niby. I to odchodzenie lata w jesień, koniec tej „szczytowej” części roku, zawsze wzbudza we mnie smutek i nostalgię jakąś, choć wiem, że w przyszłym roku znowu nowe zjawi się wiosną.
A mój balkonowy ogródek tez już się trochę zmienia. Wieloletni rojnik zakwitł (jak prawie każdego roku) i w środku lata tak wyglądały jego kwiaty.
Ale teraz, kiedy rozbujały się powoje-samosiejki, prawie go pod nimi nie widać.
Komarzyca – to taka brzydka nazwa, wolę już kadzidełko, bo zapach tej rośliny, która nota bene ma odganiać komary i muchy, nawet przy muśnięciu wydziela zapach podobny kościelnemu kadzidłu; tak więc ta komarzyca rozrosła się bardzo, z malutkiej sadzonki, kupionej na rynku.
A tu posiałam z nasionek aksamitki, które z kolei nazwę mają ładną, a zapach niezbyt przyjemny… Jak to dziwnie w życiu się składa. Późno je posiałam i niezbyt one dorodne, ale moje własne, więc – też ładne… I obok nich już bardzo jesienne, z pożółkłymi liśćmi powoje… I jest, jak mówi J. Rymkiewicz w wierszu „Afonia”:
(…) Liście spadają lecą na jesiennym wietrze Szeptem mówi do ciebie poranne powietrze Oraz martwa jabłonka – ta przy dzikim winie I tak świat się tłumaczy w ostatniej godzinie
Ps. A jak tam Wasze ogrody działkowe i balkonowe? Duże i małe? Zdziczałe i wypielęgnowane? Czy też wiatr nie tylko szumi w liściach, ale już w tych jesienniejących szeleści?
Wiersze J. M. Rymkiewicza pochodzą z tomiku „Koniec lata w zdziczałym ogrodzie”, Wyd. Sic!, Warszawa 2015; ss. 14, 16.