Amerykańskie złote myśli

Uważam, że w większości filmów amerykańskich tzw. kategorii „b” scenariusze są naprawdę bardzo dopracowane, dialogi stoją na wysokim poziomie, a role drugoplanowe są właściwie zawsze ciekawe i wartościowe. Pomyślałam tak przy okazji tej złotej myśli, którą przytoczyłam w poprzednim wpisie, w „Liście do przyjaciela”. Czasami udawało mi się zapamiętać i zapisać taką myśl złotą, pozłacaną albo mądry 100-procentowy aforyzm. Choć nie zawsze pamiętam film, z którego słowa pochodzą. Kilka mam w moim zeszycie ze złotymi myślami, powiedzeniami i cytatami, które wywarły na mnie większe niż inne wrażenie. Oto kilka z takich filmowych sentencji, począwszy od tej z „Oszustów”, o którym wspomniałam przed chwilą.

Gdybyś chciał, zrobiłbyś to.    [TV, napis na kubku, serial „Oszuści”, s. I, odc. 3]

Łatwiej jest kogoś kochać niż z kimś żyć. Miłość to fantazja, a życie to praca. A jeżeli się nie pracuje, to miłość umiera.    [„Druga prawda”, reż. Barbet Schroeder]

Życie nie jest proste, jest pełne wątpliwości, cierpienia i ludzi, których trzeba tolerować.    [TV, nie pamiętam z jakiego to filmu]

Sukces odniesiemy wtedy, gdy zamkniemy nasze lęki na klucz.     [TV, nie pamiętam z jakiego filmu]

Bez zobowiązań? Zawsze są zobowiązania, tylko czasem ich nie widzimy, zwłaszcza na początku.    [TV, nie pamiętam z jakiego to filmu]

Kiedy od naszego lepszego ja zbyt długo oddziela nas świat, mamy dość spraw, przyjemności nas nudzą, pogrążamy się w samotności cudzie.    [To tekst wiersza, cytowany przez bohaterów, film oglądany na kasecie, nie pamiętam tytułu filmu]

Wypijmy za tych, którzy nas kochają i prośmy Boga, by odmienił serca tych tych, którzy nas nie kochają. A jeśli mu się to nie uda, niech skręcą nogę, żebyśmy mogli ich rozpoznać.   [toast barmana z filmu „Rozgrywka” z R. De Niro i Edwardem Nortonem]

– Jestem szczęśliwa w Nowym Jorku. Ale tu też jest moje miejsce. – Nie musisz wybierać. Można mieć korzenie i skrzydła.     [TV, „Dziewczyna z Alabamy”]

Każdy psuje sobie życie na własny sposób.   [TV, to też z filmu „Dziewczyna z Alabamy”]

100_4729

Na dworze dziś trochę szaro i smutno, ale to wcale nie znaczy, że nasz dzień też taki będzie, bo w dniu trochę szarym i smutnym, w naszym sercu i w myślach może być całkiem radośnie i kolorowo. A żeby tak było to też radośnie trzeba patrzeć na świat, a przede wszystkim na siebie. Więc na koniec jeszcze jedno, chyba moje ulubione, filmowe amerykańskie powiedzonko, niestety nie pamiętam, z jakiego filmu, choć pamiętam scenę: dziewczyna i mężczyzna jadą windą, ona narzeka na siebie, mówiąc, jaka to jest beznadziejna, a wtedy on mówi:

Nie mów o sobie źle. Inni cię w tym wyręczą!

Jasne, że czasem ciężko. Ale bądźmy, spróbujmy być, jak ten latawiec ze zdjęcia, choć zaplątany w gałęzie, choć potargany, to wciąż kolorowy…

 

Cytat na niedzielę…

 

…a także na kilka innych dni 🙂

„…niezależność. Chyba nie ma czegoś takiego. Jest tylko samotność.” Spodobał mi się ten cytat, wyjęty z książki „Emplarium”, choć jej nie czytałam.

To znowu efekt pobłądzenia na niezbadanych, nieprzebytych, krętych i ponętnych ścieżkach internetu… Cytat z książki, o której tyle superlatyw, że aż chce się czytać i aż nie chce się wierzyć! Więc chyba trzeba przeczytać, żeby się przekonać. Może… Kiedyś… Może kiedyś…

Zawiłe ścieżki internetu

Podtytułem tego wpisu powinno być:

Od korekty pracy historycznej po różę nazwaną imieniem polityka i zdjęć z bajkowej słowackiej posesji różanej.

Czasami biegam po internecie, zaczynam od czegoś konkretnego, od konkretnej potrzebnej mi w danym momencie informacji –  szukam, znajduję, czytam, dowiaduję się. I wszystko byłoby ok, ale…

Nagle widzę w rogu jakąś informację, jakieś zdjęcie, jakieś słowo – o, ciekawe!, więc klik, już jestem w zupełnie innym skrzydle magicznego zamku, zwanego internetem, a tu – o, to gdzieś słyszałam, i klik, i już jestem na innym piętrze tego magicznego zamku, już coś sprawdzam, podczytuję, a tam – zdjęcie, cudne! – no cóż, to trzeba zobaczyć w powiększeniu, i klik, a ten tu rysunek, kto go zrobił?, i klik, a to już drugie piętro tego zamku, super!, no to muszę obejrzeć inne prace tego autora, i klik, o, jest!, piękne!, a co to za podróż opisuje, i klik, aaa, to tu był, a to stolica i jaki piękny kościół, i klik, i już jestem na strychu tego magicznego zamku, tak, ktoś mi o tym kościele mówił, rzeczywiście, piękne wnętrza, i klik, to ten sam architekt zrobił co tamten ogród przy pałacu, i klik….

I tak dalej i tak dalej… i to chyba tak się odbywa, a często nie jestem w stanie przypomnieć sobie czy uzmysłowić, skąd ja się nagle wzięłam, po tej dziwnej wędrówce, na dachu albo na kominie tego magicznego zamku zwanego internetem???!!!! Ta strona jest ciekawa, no tak, ale …czy ja tu chciałam????

I co najgorsze, to trwa dłużej, niż czytanie tego tekstu! Ba, to trwa dłużej niż pisanie tego tekstu! To trwa o wiele, wiele dłużej!!! To może trwać nawet gooodziiiinaaaaami!!!

A więc pierwsze –  już wiemy, jak można zatracić się w siedzeniu przed kompem, w internecie.

A więc drugie i ponadto – nie wiem, dlaczego porównałam błądzenie po różnych stronach, portalach, blogach, do błądzenia po zamku, a nie np. po labiryncie? Może labirynt byłby bardziej odpowiedni?

A więc trzecie – często po tym błądzeniu, np. na drugi dzień, nie mogę już trafić do tych miejsc, co mnie kiedyś tak zafrapowały, bo nie wiem jakaż to kręta ścieżka mnie do nich doprowadziła…

A teraz się przyłapałam! Pamiętam drogę, przynajmniej w przybliżeniu, jaką doszłam do tego przepięknego domu i jego różanego otoczenia.

 

Zajmuję się korektą pewnego tekstu historycznego. Pojawiło się w nim nazwisko czechosłowackiego polityka Aleksandra Dubčeka. Od razu wyjaśniam, że to nie pomyłka – w latach jego działalności nie było Słowacji ani Czech, była natomiast Czechosłowacji, stąd mówię o nim jako polityku czechosłowackim. Ponieważ miałam jakieś wątpliwości co do pisowni jego nazwiska, postanowiłam sprawdzić je w internecie. I widzę, że na blogu „moje róże – moja pasja” znajduje się Aleksander Dubček. Co polityk robi wśród róż? Oczywiście – weszłam, żeby sprawdzić! Stamtąd znowu przekierowanie na jakąś podstronę, gdzie się dowiedziałam, że Aleksander Dubček to nie polityk, tylko: „mieszaniec herbatni wyhodowany przez słowackiego rosarianina  Františka  Glváča w roku 2005”, czyli róża! A to ci historia! No i stamtąd musiałam popatrzeć na podany link do znanego w świecie róż hodowcy, Františka Glváča, który wyhodował różne odmiany, poświęcając je różnym osobistościom, i do jego przepięknego rosarium. A potem jeszcze do strony czy facebooka Słowackiego Stowarzyszenia Różanego (tłumaczenie dowolne, zaznaczam!), którego F. Glváč jest prezesem, i gdzie króluje królowa kwiatów, i gdzie różane jest wszystko, i gdzie… oczu oderwać nie można!

Pójdźcie zatem moimi śladami! (Choć nie wiem, czy nie jest to czasem namawianie do złego!Uśmiech) Ale te róże są chyba warte grzechu!

Moje róże – moja pasja » Blog Archive » Aleksander Dubcek

http://www.roses.webhost.pl/2011/11/aleksander-dubcek/

http://www.glvac.szm.com/

http://www.glvac.szm.com/texty%20k%20ruziam.pdf

http://www.facebook.com/pages/Slovensk%C3%A1-n%C3%A1rodn%C3%A1-ru%C5%BEiarska-spolo%C4%8Dnos%C5%A5Slovak-National-Roses-Society/106647926079050