Spotkanie autorskie Wojciecha Ossolińskiego

 

We wtorek, 27 września 2016 r. spotkanie autorskie Wojciecha Ossolińskiego w bibliotece wojewódzkiej. W ramach cyklicznych spotkań nauczycielskiego klubu literackiego, które w WBP przy Piastowskiej odbywają się już chyba dwa lata, jeśli nie więcej. Dla mnie Wojtek jest przede wszystkim poetą, choć wiem, że wieloma innymi pozapoetyckimi sprawami też się zajmuje, zresztą biogram jego na zaproszeniu pokazuje wielość jego działań i zainteresowań.

Na spotkaniu przeczytał całkiem sporo nowych wierszy, wśród których wyróżniłabym wiersze poświęcone żonie oraz przyjaciołom. Wiersze te były tak charakterystyczne dla twórczości Wojciecha, z dużą dozą dystansu do rzeczy, często ironii i drwiny; z jednej strony bardzo „nowoczesne”, z drugiej – bardzo klasyczne.

Jeden z erotyków chciałabym przytoczyć, to wiersz z tomiku „Żyzny żywioł”, dwujęzycznego, w którym obok wierszy po polsku pojawiają się one w tłumaczeniu Franciszka Wszeticzki na język czeski.

Trochę za mało było mi rozmowy ze słuchaczami po prezentacji wierszy, ale wynagrodziła to niespodzianka, jaką autor przygotował większości osobom zebranym z pałacyku biblioteki. Wielu bowiem z nas nie wiedziało, że Wojtek wymyśla muzykę do swoich tekstów i sam je śpiewa, czy też raczej melorecytuje. Kilka takich melorecytacji zaprezentował z podkładem muzycznym i przyznaję, że te śpiewo-recytacje były bardzo przyjemnym doznaniem dla ucha.

Nie rozumiałam za bardzo potrzeby na tym spotkaniu autorskim osoby prowadzącej. Prowadził je Krzysztof Konarski, kolega po piórze Wojciecha, chociaż „prowadził” to za wiele powiedziane, bo prowadzący tam po prostu był. Oprócz kilku słów na początku otwierających spotkanie i później krótkiej wypowiedzi o sobie samym zakończonej jakimś niby dowcipnym wierszykiem o lokomotywie, niewiele się wypowiadał czy udzielał. Właściwie nawet prośby bohatera wieczoru: „Krzysiu, ratuj!”, „Krzysiu, gdzie jest ten wiersz?”, „Krzysiu, zginęła mi ta kartka!”, wydawałoby się nie na wiele się zdawały, bo prowadzący jakby z musu pomagał. A ja zawsze uważałam i uważam, że prowadzący ma być „zapleczem” dla bohatera spotkania, ma mu pomagać, być podporą i jednocześnie „dyrygować” spotkaniem, pilnować jego rytmu i kierunku. Tu muszę wspomnieć o moim doświadczeniu, kiedy to ja występowałam, czytałam wiersze, już jakiś czas spotkanie trwało i nagle pada pytanie mniej więcej takie: „No dobrze, ale gdzie jest poezja!? ale ja czekam na poezję!” Jakaś konsternacja się zrobiła na sali, cisza, zaskoczenie, zaskoczeni słuchacze, ja też, i tylko moja prowadząca nie straciła zimnej krwi i stanęła na wysokości zadania, zaczęła mówić, pokazywać czarno na białym, gdzie tu jest poezja. Za co jestem jej bardzo wdzięczna! Później pojawiły się głosy, że moje wiersze to sama poezja, ale w tej pierwszej chwili to właśnie prowadząca przyszła mi w sukurs; czyż nie od tego są prowadzący? Ale to tak na marginesie. Teraz będzie „Przyszłaś do mnie”

Wojciech Ossoliński
 
Przyszłaś do mnie
 
Przyszłaś do mnie rojem wieczorów
Biegłaś do mnie w sukni jesiennej
Wiodłaś w park za rękę mnie biorąc
W oczach niosłaś mi samo szczęście
 
Cicho weszłaś do mnie nad ranem
Okno spało na drugiej poduszce
A ja budząc się z tobą kochanie
Ciągle nie wiem czy robisz słusznie
 

 

Czarownica w sypialni – tomik i okładka

Wbrew moim nadziejom o wydaniu nowej mojej książeczki poetyckiej w połowie września, termin się przesunął i to dość znacznie. Jeszcze trochę i będzie to połowa października. Jak dobrze pójdzie! Winić mogę przede wszystkim siebie, tudzież kilka moich sławetnych cech, z którymi często nie mogę się pogodzić, na które często narzekam, przeklinam je i wyklinam, ale – cóż – żyć z nimi muszę, nie umiejąc się od nich uwolnić. No i zaczęłam oto niezauważalnie malować jakiś portret swój własny charakterologiczny czy coś w tym stylu. A nie o tym chciałam! Tylko o tym, że prace nad tomikiem przeciągają się z powodu przede wszystkim mojego „odwlekactwa” i niewiarygodnej umiejętności (super)długotrwałego rozmyślania nad każdą wątpliwością, których to miliony – owych wątpliwości – rodzą się we mnie każdej sekundy… Przy takich zdolnościach trudno efektywnie działać, prawda? Ale idziemy do przodu, idziemy…

Dzisiaj chciałabym powiedzieć, czyli pochwalić się, że na okładce mojej książki znajdzie się obraz Rafała Olbińskiego, którego dziełami od dawna jestem zachwycona. Mam nadzieję, że nie tylko ja. Już dawno wymarzyłam sobie, że jego praca mogłaby stanowić okładkę jakiegoś mojego tomiku, a teraz, kiedy postanowiłam wydać wiersze miłosne, erotyki to te prace Rafała Olbińskiego wydały mi się idealną ilustracją dla nich. Są piękne, metaforyczne, przepojone erotyzmem i poezją. Ponieważ nie wybrałam żadnej konkretnej pracy, którą chciałabym wykorzystać do mojej książki, więc napisałam do autora ilustracji na mojej okładce: „Nie mam konkretnego obrazu, bo co drugi zapiera mi dech w piersiach, i co drugi to jest to!, więc nie mogę nic wybrać. Najbardziej jednak podobają mi się Pana granatowe nocne nieba, z gwiazdami, z księżycem, z wysmukłymi oknami albo zasłonami, z rozmarzonymi kobietami w czerwonych sukienkach… bajka. (pewnie dlatego, że w tym tomiku „noc to most zwodzony między nami” i dużo tam nocy, gwiazd, księżyców). Ale zdam się na Pana, proszę coś zasugerować.”

Poza tym jestem zafascynowana nie tylko ilustracjami czy plakatami R. Olbińskiego, ale i nim samym, jego drogą artystyczną, „geograficzną”, także życiową; przeczytałam wiele wywiadów z nim i artykułów o nim. Z jednego z wywiadów cytują fragment na temat sztuki. Na pytanie „A czym jest dobre dzieło sztuki?” daje on taką odpowiedź:

„Musi spełniać kilka warunków. Jeden z nich dotyczy łatwości zapamiętania. To, co tworzymy, musi być głęboko niepokojące. Zapadające w człowieka. Pożądany jest element niespodzianki. Poza tym to, co tworzymy, musi być wykonane mistrzowsko, najlepiej jak potrafimy. I powinno posiadać przesłanie moralne, zmuszać do refleksji. A refleksja jest wrogiem popkultury, która kokietuje prymitywa. Jest ich niestety coraz więcej.”

To wielki skrót, esencja, ale czyż nie jest tak właśnie? Myślę, że to nie dotyczy tylko obrazu, rysunku, ale i dzieł innych sztuk, więc rzeźby czy utworu muzycznego, dzieła literackiego, nawet biżuterii czy patchworku. Ja oczywiście od razu zastanawiam się nad moja poezją. Czy mój wiersz zawiera w sobie te elementy? Czy można nazwać go dziełem sztuki czy to tylko jakimś … no nie wiem… wierszyczkiem czy innym pisanym dziwadełkiem?…

Ten cytat, który przytoczyłam, pochodzi z wywiadu Iwony Rojek i jest zamieszczony w całości pod adresem:

http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20140419/POWIAT0104/140418615

A podaję jeszcze adres do innego wywiadu, który jest bardzo podobny do tego wcześniejszego, ale który jest jakby tamtego rozszerzoną wersją. To wywiad z Rafałem Olbińskim pod tytułem: Przestajemy z gorszymi więc jesteśmy coraz gorsi, głupsi, mniej wrażliwi?, przeprowadzony przez Tomasza Kina. Znajduje się tu:

http://natemat.pl/56501,przystajemy-z-gorszymi-wiec-jestesmy-coraz-gorsi-glupsi-mniej-wrazliwi-wywiad-z-rafalem-olbinskim

Myślę, że dzięki ilustracji Rafała Olbińskiego ta książeczka, ta „Czarownica w sypialni” będzie jeszcze ładniejsza! Chciałabym już jej fizyczność (niemal jak: jej wysokość! od: jej wysokość książka!) trzymać w rękach!

Wiersze miłosne

A więc czuwa nade mną mój poetycki anioł stróż! Bo to dzięki niemu już wkrótce ukaże się – mam nadzieję – moja nowa książka. Oczywiście poetycka. Ale jaka! Wiersze miłosne, właśnie! Bo mój poetycki anioł mówił do mnie: Pisz! Rób coś! Działaj! Wydawaj! Masz tyle różnych pięknych rzeczy pochowanych po szufladach! Rób coś z tym!

Pisz! – to nie takie proste, nie umiem po prostu usiąść i pisać wiersze na zawołanie; jednak kawałek chociaż, kawalątek tego tradycyjnego natchnienia czy inspiracji, choćby w szerokim sensie rozumianych, ja wciąż potrzebuję, a poza tym, nie zawsze to, co napiszę uznaję za nadające się do „puszczenia w świat”, do pokazania. No i mam sporo takich ni to wierszy, ni to fragmentów wierszy, ni to prozy poetyckiej, ni to aforyzmów, ni to jakichś pojedynczych wersów czy metafor, które mogłyby ewentualnie stać się początkiem wiersza albo jego zakończeniem, jego pointą. Ale też to nie tylko moja przypadłość, zbieranie takich , jak je nazywam, skrawków poetyckich. Opowiadał o nich też, o całych zbiorach takowych „skrawków poetyckich”, Adam Zagajewski podczas spotkania autorskiego, o którym niedawno pisałam.

Rób coś! Działaj! Wydawaj! – to natomiast wydaje się prostsze, trzeba tylko – jak na początku zdania – nic więcej – naprawdę – coś robić, zacząć działać, dążyć do wydania książki… Więc rozejrzałam się w moich poetyckich „zasobach”, które jak się okazuje są dość zasobne (jak to często zasoby) i pomyślałam sobie tak: mam tyle wierszy miłosnych, erotyków, wierszy poświęconych miłości, rozproszonych po różnych miejscach, teczkach, papierach i plikach; jedne są drukowane, inne nigdy nie wystawiły głowy z komody z poezją, niektóre zostały nagrodzone w jakichś konkursach poetyckich, niektóre były prezentowane na spotkaniach autorskich albo warsztatowych… może więc warto zebrać je i zrobić z nich tomik z poezją miłosną, z poezją, której motywem przewodnim będzie właśnie miłość… szkoda, żeby część z tych wierszy przepadła gdzieś w niebytach, bo niektóre, sądzę, naprawdę mogą wielu osobom przynieść sporo radości, wspomnień, przypomnień, zamyśleń…

Jak pomyślałam, tak też uczyniłam! Wiersze pozbierane, wybrane, robię ostatnie poprawki, coś wyrzucam, coś dodaję, właściwie środek niemal gotowy.

Bardzo się cieszę i …bardzo się chwalę! I bardzo się chwalę, bo …bardzo się cieszę!

Chciałabym, żeby cały świat – albo chociaż pół – cieszył się ze mną.

A jak wszystko dobrze pójdzie, to może jeszcze we wrześniu będziemy mieć nowy tomik: „Czarownica w sypialni. Wiersze miłosne i inne”. Taki wymyśliłam sobie tytuł tej książeczki.

Oto jeden z wierszy z tego przyszłego tomiku, o którym jeszcze kilka słów napiszę, jak tylko coś nowego na drodze jego wydawania się pojawi. I ciekawego.

 

Zapomnienie o świcie

 

 Tej nocy
śpiewały gwiazdy
to zdarza się tak rzadko
 
Teraz nie wiem czy w twoich budzę się ramionach
czy to świt otula mnie w mleczne etole
oczy przesłania woalką z mgły i rosy
 
W twoich jestem ramionach
czy to muzyka odurza serce i zmysły
myśli przystraja w ciepłe leniwe jeszcze marzenia
 
Czy twój oddech słyszę
czy to świat cały podchodzi do mnie
mami wiecznością
kusi by mu wykraść jej choćby kawałek
 
Odpoczywam na brzegu twojego snu
patrzę na czas który przysiadł na twoich rzęsach
Twoje imię jest dzisiaj moją poranną modlitwą
 
Jesteś obietnicą na jeszcze jeden dobry dzień
i wiem że w takiej chwili
niepotrzebna jest poezja