Flanowanie według Zbigniewa Herberta

„Senlis jest miastem, przez które przeszła historia” – tak zaczyna Zbigniew Herbert swoją opowieść o tym mieście, która to opowieść jest częścią ostatniego eseju „Wspomnienia z Valois” z jedynej , niepowtarzalnej książki – „Barbarzyńcy w ogrodzie”. Poeta zwiedza Senlis, opisuje je i opiewa, podobnie jak inne miejsca, które przedstawia nam piórem, okiem, duszą, umysłem poety. Ale tutaj, właśnie w Senlis, pokazuje on jakby kawałek innej strony swoich podróży, jakby trochę prywatności. Bo mówi, że po części „oficjalnej” następuje część „prywatna”, kiedy przestaje „pracować”, a zaczyna oddawać się podróżniczemu dolce far niente.

Co opisuje w sposób następujący:

Zeszyt i szkicownik idą do kieszeni i zaczyna się najprzyjemniejsza część programu – flanowanie, to znaczy:

  • włóczenie się bez planu według perspektyw, a nie przewodników,
  • oglądanie egzotycznych warsztatów i sklepów: śluza, biura podróży, zakładu pogrzebowego,
  • gapienie się,
  • podnoszenie kamyków,
  • wyrzucanie kamyków,
  • picie wina w możliwie najciemniejszych kątach: „Chez Jean”, „Petit Vatel”,
  • zadawanie się z ludźmi,
  • uśmiechanie się do dziewcząt,
  • przytykanie twarzy do murów w celu łowienia zapachów,
  • zadawanie konwencjonalnych pytań tylko po to, aby sprawdzić, czy życzliwość ludzka nie wyschła,
  • przyglądanie się ludziom ironicznie, ale z miłością,
  • asystowanie przy grze w kości,
  • wstępowanie do antykwariatów z zapytaniem, ile kosztuje grające hebanowe pudełko i czy można posłuchać, jak gra; potem wychodzenie bez hebanowego pudełka,
  • studiowanie menu wytwornych restauracji, które zwykle wywieszone są na zewnątrz i pogrążanie się w lubieżnych rozważaniach: homar czy ostrygi na początek; kończy się na odwiedzeniu „patronki” zakładu „Au Bon Coin”; jest miła, cierpi na serce i częstuje trunkiem zwanym „Ricard”, o obrzydliwym anyżkowym smaku, który przełknąć można tylko z szacunku dla upodobań krajowców,
  • dokładne czytanie programu festynu i nagród, jakie można wygrać w Tomboli dla żołnierzy,
  • a także wszystkich innych ogłoszeń, zwłaszcza pisanych ręcznie.

Czy nie jest to rzeczywiście jeden z najprzyjemniejszych sposobów zwiedzania świata? Bo w tych punktach może się znaleźć także coś takiego: stanie w środku katedry wśród przechodzących tłumów, z podniesioną głową,  i gapienie się, i okręcanie wokół, i nawet oczu zamykanie – bo tyle wrażeń w nas, myśli, przemyśleń, skojarzeń i przeczuć. Rzecz nie do opisania, na pewno nie w kilku zdaniach. Oczywiście to nie wyklucza zapoznania się z informacjami z przewodników czy innych folderów, bez nich jednak bylibyśmy ubożsi i być może nie przeżylibyśmy tylu doznań.

Dodaj komentarz