Wiosenna bujność traw

 

Obejrzałam kilka dni temu film pod tytułem „Wiosenna bujność traw”.

Był w tym filmie przytoczony wiersz jako tło do dziejących się obrazów. Kiedy lektor czyta jakieś wiersze, choćby ich fragmenty, a „z przodu” coś się dzieje, pokazywani są bohaterowie czy jakieś wydarzenia, jakieś obrazki, kadry z nimi, czy pokazywane jest na ekranie cokolwiek, co związane jest z filmem i jego akcją – wtedy ta poezja czytana gdzieś „z tyłu” zyskuje jakiś drugi wymiar, staje się tajemniczo piękna i głęboka. Najczęściej zresztą taka jest – tajemniczo piękna i głęboka, bo też najczęściej wybierane są wiersze takie właśnie – mądre i ładne, a więc niezwykłej urody, jeśli tak o wierszach powiedzieć można. Znam też inne przykłady, może kiedyś o nich napiszę.

A w „Wiosennej bujności traw” został wykorzystany wiersz „Wiosenna bujność traw” autorstwa Williama Wordswortha, poety z przełomu 18. i 19. wieku. William Wordsworth  to jeden z tzw. angielskich poetów jezior, zwanych też Lakistami (od angielskiego lakejezioro) (swoją drogą jaka to ładna nazwa). I ci angielscy poeci jezior to prekursorzy romantyzmu w Anglii.

Oto ten malutki, a mądrutki przecież, wiersz.

William Wordsworth

Wiosenna bujność traw

Choć z oczu mych nie bije już ten dawny, radosny blask,
Choć nic już nie zdoła przywrócić wiosennej bujności traw,
Ni kwiatów minionej świetności,
Nie smućmy się,
Lecz czerpmy siłę z okruchów codzienności.
 

 

Niestety, nie znam tłumacza, choć wiem, że między innymi i Czesław Miłosz tłumaczył wiersze Wordswortha na język polski. Widziałam zresztą też inne tłumaczenie „Wiosennej…”, tez bez tłumacza, muszę gdzieś głębiej poszukać czegoś więcej na temat oryginału, jak i tłumaczeń tego wiersza. A teraz …czerpmy siłę z …okruchów …poezji!