Przysłowia ludowe

Przysłowia są mądrością narodów – mówi stare, powszechnie znane porzekadło. Wydawać by się mogło, że owo porzekadło to takie sobie, gdzieś tam w zamierzchłych czasach, powiedzenie, które powstało i potem skrystalizowało się dzięki jakimś ustnym ludowym przekazom. A tymczasem okazuje się, że powiedzenie to ma swego autora i to nie byle jakiego!

Otóż jego autorem jest poeta Antoni Słonimski, który użył go w tomie „Jedna strona medalu” z 1971 r. Tom zawiera „Niektóre felietony, artykuły, recenzje, utwory poważne i niepoważne, publikowane w latach 1918-1968”. Książka w płóciennej oprawie i sporych rozmiarów, bo licząca 590 stron, została wydana przez warszawskie wydawnictwo Czytelnik. To z niej właśnie, ze strony 112, pochodzi to zdanie o przysłowiach, które weszło na stałe do powszechnego użycia.

Przysłowia wywodzą się zresztą z tradycji ludowej i jako owa „mądrość narodów” są ważnym przekazem o obyczajach i tradycjach, i doświadczeniach danych społeczeństw, czasem są sposobem zachowania pamięci o pewnych wydarzeniach lub też zachowania języka. Przez to też wykorzystuje się je przy badaniach np. językowych czy etnograficznych.

Samą nazwę zaś „przysłowie” wprowadził do języka polskiego Andrzej Maksymilian Fredro, nazywany polskim Tacytem. Był to barokowy pisarz, sarmacki filozof i polityk, podejmujący tematykę polityczną, gospodarczą i wojskową. W 1658 roku wydał „Przysłowia mów potocznych, obyczajowe, radne, wojenne”. Był to zbiór sentencji, przy czym było to też jedyne jego dzieło napisane w języku polskim; pozostałe pisał po łacinie. W dziele tym użył właśnie słowa „przysłowie” jako tłumaczenie łacińskiego słowa „proverbium”.

Określenia „przysłowie” użył także w podobnym znaczeniu jak Antoni Słonimski, lecz dużo wcześniej przed nim, Samuel Adalbert w „Księdze przysłów polskich”. Tam nazwał on przysłowia „filozofia i mądrością ludów”. Było w roku 1894.

Plik:Samuel - Adalberg - Księga przysłów.djvu

Oto i karta tytułowa „Księgi przysłów polskich” Samuela Adalberga z końca XIX wieku, uznanej za jedno z najważniejszych dzieł polskiej paremiologii, dyscypliny badającej przysłowia polskie.

Wiosna w dom, Bóg w dom

Taka drobna parafraza przysłowia „gość w dom, Bóg w dom”. Bo w mój dom przyniosłam sobie z przedwczorajszego spaceru wiosnę. Bo tak naprawdę to przyniosłam kilka gałązek, nieopierzonych jeszcze, nieśmiałych, z zapowiedzią dopiero listków i kwiatów, gałązek nieświadomych tej pełni, która może się wydarzyć, tych zielono-żółtych cudeniek, które pojawiają się jakby znikąd. Ze środka patyka?! Cud natury.

I ten cud natury pojawił się na moim parapecie, przynosząc z sobą wiosnę. I patrząc teraz na te rozkwitnięte forsycje, przypomniała mi się inna wiosna, którą widziałam na fotografii Zdenka Bartaka na wystawie fotograficznej w Dusznikach Zdroju. To było zdjęcie kobiecej figury, rzeźby, stającej nad jakąś wodą, może nad stawem, w którym odbija się błękitne niebo i na tle ledwo rozwijających się listków drzew i krzewów, więc to musi być jakaś wczesna wiosna, bo te listki jeszcze nie zielone, tylko wczesno-zielone (jeśli jest taki kolor), żółtawo-zielone. A dziewczyna – żółtowłosa i bosonoga – jakby chciała ulecieć nad ten wiosenny widok. Bardzo ładne zdjęcie. Bardzo ładne miejsce.

Wiosna w dom, Bóg w dom. Chwila radości, nadziei w paru patyczkach i już można wierzyć, że będzie lepiej i cieplej.