Wracam do tego wiersza, bo wciąż we mnie tkwi. Bo to jest największy wiersz w tym tomiku. W tomiku po tytułem „Zapisane” Julii Hartwig. Bo chcę o nim opowiedzieć.
Bo to wiersz pełen poezji i mądrości. Takie wiersze są niezwykłe, przemawiające, dotykające, wstrząsające, zachwycające, olśniewające, zastanawiające, nietuzinkowe, zadziwiające, zdumiewające, niesamowite, dające do myślenia, wywołujące refleksje i skojarzenia, mówiące tak oczywistością, jak i wysublimowaną metaforą………. (niepotrzebne skreślić lub – podkreślić, lub – wybrać najbardziej „nasze” cechy)
Taki jest ten wiersz. Wszystkie te określenia zawiera w sobie w mniejszym lub większym stopniu, w tym lub innym miejscu, słowie, wersie, symbolu.
Mówię o wierszu „Życie o życie”.
Życie to chyba największa miłość człowieka. Pewnie dlatego chwali je i chwalbę tę uzasadnia konkretnymi argumentami. Chwali, i to mimo tego że wie, że życie go w końcu oszuka, porzuci jak niepotrzebną rzecz, wykorzystaną i wyeksploatowaną, nikomu niepotrzebny śmieć, zwłaszcza życiu. Czyż nie stajemy się z biegiem lat coraz bardziej zbędni i niezrozumiali dla tych, którzy życie budują? Ale człowiek wychwala życie, tego symbolicznego potwora trzymającego w symbolicznej ręce symboliczny nóż…
Dlaczego to robi? Dlaczego jest tak przywiązany do śmiercionośnego życia; przecież wiemy, jaka jest jego natura, wiemy, że z natury swej jest zdradliwe, perfidne, nielojalne, wręcz skrytobójcze i zabójcze… A jednak, kochamy, chcemy, chwalimy, ach, wielbimy nawet…
Dlaczego? Bohater liryczny tego wiersza jest bardzo świadomy swojego miejsca w życiu, w tym zjawisku cudownym i okrutnym zarazem. Pyta sam siebie: „robię to z przymusu czy dla wygody i uspokojenia”? I wie, że chwalenie życia nie wynika ze strachu, lecz swoistego męstwa. Zaś męstwo to nie jest jego zasługą, tylko zasługą „tej niewiadomej siły”. Siły – co za przewrotność – życia?, chęci życia?, trzymania się życia?, tworzenia, przekazywania życia? To ta siła czyni go bojownikiem w straconej sprawie. Przecież wiemy, jaki charakter ma to nasze ukochane życia…
Życie to chyba największa miłość człowieka. Wracam do tego zdania z początku mojego opisu. Miłość pojawia się w ostatniej strofie wiersza. „Miłości moja” tak zwraca się podmiot liryczny do… – i tu, myślę, jest pole na szeroką i bardzo dowolną interpretację przez czytelnika. Ale jakakolwiek by to miłość nie była, to zawsze jest ona związana z życiem, z tym, że możemy żyć, że możemy być żywi, możemy z życia korzystać. Czy to miłość do życia ogólnie, czy do mężczyzny/kobiety, czy do dziecka, czy do muzyki bądź poezji, czy do ojczyzny, czy rodzica czy jakaś inna – by o nią się starać, pielęgnować ją i chcieć dla niej ukojenia, to zawsze musimy być przy życiu, mieć życie.
A my wiemy, jakie ono jest. I nasze argumenty na jego obronę zbieramy skwapliwie. Skwapliwie! Bo może inaczej nie dalibyśmy rady?
A widzicie ten obrazek, tę scenę: „czy chwalę jak się chwali dziecko / oczekując że pochwalone / odłoży trzymany w ręce nóż”? Scena bardzo konkretna, a jednocześnie stanowiąca wielką metaforę.
Wiemy, że jesteśmy życia poddanymi. Pozornie nim władamy, bo naprawdę to jesteśmy jego sługą, rabem, tylko częściowo samodzielnym i samowładnym mieszkańcem. Może tak wygląda życie według Julii Hartwig, a może według mnie. Może takie będzie według czytelnika tego wiersza. Ale może też – całkiem, całkiem inne. Ale chyba każdy z nas może westchnąć tak, jak w tytule wiersza. Życie, o, życie!…
Julia Hartwig, Zapisane, Wyd. a5, 2013. Tomik otrzymał Nagrodę Poetycką im. W. Szymborskiej 2014.