Nagroda Nike dla Joanny Bator

Oglądałam uroczystość wręczenia nagród, nie całą, jakoś tak od połowy. Podobała mi się ta impreza, prowadzona przez Grażynę Torbicką, z właściwa jej elegancją, spokojem czy stonowaniem, perfekcją. Myślę, że jej osoba dodała imprezie jeszcze większego splendoru. Choć nie o tym chciałam.

Chciałam o Joannie Bator zwyciężczyni. Ona też mi się bardzo podobała. Podobało mi się to, jak wyglądała – elegancko i uroczyście, i co mówiła – bez wymądrzania i wywyższania. Ładnie, mądrze, niby dużo, ale w sam raz.

Rzeczywiście w jej przypadku to było do trzech razy sztuka, jak sama powiedziała, wcześniej dwie jej książki były nominowane, a ta – „Ciemno, prawie noc” była trzecią. Jakiś aktor czytał fragment, zanim ogłoszono wynik jury. Fragment bardzo „ciemny, prawie nocny”. Nie czytałam tej książki, ale już teraz mam jakieś opory, bo i z tego fragmentu i z tego, co o niej mówiono i pisano (że tak ogólnie powiem), to bardzo mroczna powieść, o złych rzeczach i złych wydarzeniach, które dzieją czy działy się bohaterce i członkom jej rodziny. Pojawiają się też sugestie, chyba nawet w laudacji członka jury, że to książka autobiograficzna, po części choćby, bo Wałbrzych, miejsce akcji, to miasto rodzinne Joanny Bator. I jeśli dobrze pamiętam, nazwisko bohaterki brzmi Tabor, co jest niczym innym jak anagramem, utworzonym z nazwiska autorki.

Trochę poczytałam o Joannie Bator; wykształcona, bogata w doświadczenia naukowo-wykładowe, autorka kilku książek, i naukowych właśnie, i beletrystycznych, i trochę jakby podróżniczych (Japonia), no i uhonorowana różnymi nagrodami i stypendiami.  Przeczytałam dawno jej pierwszą książkę, „Kobiety”, ale nie zrobiła na mnie większego wrażenia, późniejszych, pewnie i ciekawszych nie czytałam. No a teraz Nike! Ależ to musi być radość, zastrzyk wiary i chęci do pisania.

Jeszcze słowo o uroczystości i nominowanych, i o czytelnikach. Myślę tu o „Morfinie” Szczepana Twardocha, który opowiadał o swojej książce, pomyśle, powstawaniu, o tytule, o którym mówił, że jest „w takim razie udany” w odpowiedzi na pytanie Grażyny Torbickiej. Bo „Morfina” została nagrodzona przez czytelników jak najpopularniejsza książka spośród nominowanych. To chyba trochę przy pomocy tego tytułu, prawda? Taki tytuł zaciekawia, po taki tytuł się sięga. Drugą rzeczą dotyczącą czytelników był konkurs na najciekawszą recenzję, napisana przez czytelnika. Dostała jakaś pani te nagrodę, była to kwota 3000 złotych, Torbicka przeczytała bodajże dwa zdania z tej recenzji, ale teraz nie pamiętam już ani nazwiska tej czytelniczki, ani nawet książki, i myślę, że trochę szkoda. Myślę, że niczego nie ubyłoby szlachetnemu jury tudzież autorom, gdyby tę panią wyróżnić  wystąpieniem na scenie i wręczeniem dyplomu i czeku. Myślę, że taka scenka wręcz dodałaby jakiejś ważności czy wiarygodności tej imprezie, gdyby pojawił się na niej „normalny” człowiek, zwykły czytelnik. Ale – ważny czytelnik. Bez czytelnika autor nie jest nikomu potrzebny!

Pooglądałam sobie wcześniejszych laureatów Nike, pod kątem kobiet-zwyciężczyń, w tym roku była 17. edycja, a kobiet z główną nagrodą było …cztery!!! W 2002 r. „W ogrodzie pamięci” Joanny Olczak-Ronikier, w 2006 r. – „Paw królowej” Doroty Masłowskiej, w 2008 r. – „Bieguni” Olga Tokarczuk i teraz, 2013 r. – Joanna Bator. A więc ucieszyłam się, że do panteonu Nike dołączyła kolejna kobieta. Nominowanych przez te lata było więcej autorek, ale chodzi o ten „number one”.

Spośród nich przeczytałam tylko „Biegunów” i ta książka mną wstrząsnęła! Rewelacyjna była, jest! Obiecałam sobie, że kiedyś do niej wrócę.

A tymczasem gratuluję Joannie Bator nagrody! I cieszmy się razem z nią!