Tak, tak, jesienny spacer, ostatnie promienie słońca, ostatnie kolory na liściach. Coraz więcej jednak drzew bez liści, coraz częściej niebo szarawe, a powietrze – nie z powietrza, tylko z mgły… Tak jak dzisiaj, zwłaszcza rano, kiedy nie było widać budynków po drugiej stronie ulicy.
Ale jeszcze niedawno chodziłam sobie, przechadzałam się nieśpiesznie, spacerowałam, zadzierałam głowę wysoko, wysoko, żeby zobaczyć skąd pospadały te szeleszczące pod nogami jesienne liście i patrzyłam na gałęzie, za którymi widać było jesienne niebo, które czasem bardzo jeszcze było podobne do pogodnego, letniego, sierpniowego. A potem przystawałam i tym gałęziom i temu niebu robiłam zdjęcie. Czułam się jak kropka, zawieruszona gdzieś na Ziemi, nad którą rozpostarły się wielkie drzewa z ich wieloletnimi tajemnicami, nad którymi z kolei zawisł jeszcze dalszy, większy i bardziej tajemniczy firmament niebieski. To był bardzo przyjemny spacer, do którego wracam jeszcze raz i zapraszam w tę podróż razem ze mną…
A na koniec jeszcze przypomnienie o „Damie”, czyli o jesiennych karminach na drzewach.
…i oto ona: Pani Jesień w swoich najpiękniejszych kolorach