Cieszę się, ale tak naprawdę to chwalę się ma tu znaczenie dzielenia się swoim cieszeniem a nie zwykłe chwalipięctwo, czyli chwalenie się jak chwalipięta!
Zrobiłam sobie prezent. Kupiłam sobie panienkę w zielonej sukience. Krążyłam jako niej niczym „chodzi lisek koło drogi”, przyglądałam się jej ze stron wszystkich, coraz bardziej zakochiwałam w delikatnej figurce, aż…
aż w końcu postanowiłam kupić! Sobie i dla siebie!
Od czasu do czasu jakiś prezencik można przecież sobie zrobić, trochę się pohołubić, porozpieścić, ponagrodzić – za nic. Za wszystko. Za życie. Za dzień i za noc. Za każdy oddech. Za całokształt.
I mam, stoi niedaleko, obok komputera, i ją sobie oglądam, dotykam, przestawiam, głaszczę zieloną sukienkę, długie nogi, smukła plecy. Jest śliczna i nawet nie przeszkadza mi to, że to Chinka…
Tak wiec cieszę się i dzielę moim cieszeniem i obfotografowuję ze wszystkich stron.
Nie mogę sobie darować nawet zdjęcia, które nazywam artystycznym. Artyzm jego nie jest zamierzony, cóż, „samo tak wyszło”! A więc artystyczne drgnięcie ręki :).
A „chodzi lisek koło drogi” przypomniał mi ten stary dziecięcy wierszyk, który wersji ma dość sporo, a mnie najbardziej podoba się chyba ta:
Chodzi lisek koło drogi
Cichuteńko stawia nogi,
Cichuteńko się zakrada,
Nic nikomu nie powiada.
Bo też tak zrobiłam: nic nikomu nie powiedziałam i kupiłam.