O czytaniu, oglądaniu, poezji, spoilerach, psach tropiących, złotych myślach itp. …

 

Kiedy tylko pojawia się potrzeba oderwania się od rzeczywistości, potrzeba ucieczki choćby na chwilę – od codzienności, od małych czy dużych problemów i kłopotów, od własnego życia; kiedy czujemy jakąś nieodpartą konieczność, by się zatrzymać i odwrócić od tego tak zwanego wszystkiego i po prostu pobyć trochę bez siebie, bez swojego życia i tego, co się w tym życiu dzieje lub nie – wtedy na ratunek przychodzi nam książka.

Bierzemy do ręki powieść, zaczynamy czytać i wchodzimy w inny świat, nawet – w inny kosmos. Wtedy zapominamy o swoich biedach i niedolach, o kłopotach, spędzających nam sen z powiek i uśmiech z ust, pochłaniających jak gąbka codzienną radość i energię, albo energię i radość z codzienności, zatruwających nasze myśli, gaszących nasz chęci i ochoty… Wtedy wchodzimy w świat bohaterów książki, najczęściej tak różny od naszego, że gdyby tak spojrzeć z boku zdawać by się mogło, że istnieje on w innym wszechświecie, na innej planecie. Najczęściej dzieje bohaterowie i ich sprawy są tak niebywałe, że muszą być wymyślone, nie mogą przydarzać się „normalnym” ludziom, bo przydarzają się, owszem, ale niezmiernie rzadko. Bo większości z nas pozornie nic ciekawego, nic wielkiego się przydarza. Czasem jest to prawda, czasem nie, ale przeważnie trudno nam samym to ocenić…

Są autorzy powieści, którzy zapewniają nam takie wyjście z życia naszego i zanurzenie w życiu innych. Myślę, że jednym z nich jest Jodi Picoult. Sięgnęłam tym razem po trzecią jej książkę (trzecią dla mnie), „Zagubiona przeszłość”. Mamy tu kilkoro bohaterów, którzy w poszczególnych fragmentach, rozdziałach, opowiadają historię ze swojego punktu widzenia. Ciekawy zabieg. Jest tu oczywiście „najgłówniejsza” bohaterka, zaś pozostali to związani z nią bardzo mocno bohaterowie drugoplanowi. Ale to ważna drugoplanowość, która  sama w sobie mogłaby stanowić odrębną powieść.

Trudno opisywać książkę bez spoilerów, wyjawiania szczegółów nie tylko zakończenia, ale i samej akcji, powieściowego pomysłu, losów bohaterów, bo zawsze ktoś może posądzić o spojlerstwo właśnie, nie mówiąc o tym, jak to nieładnie odbierać komuś przyjemność z czytania takiej książki.

Więc napisze tylko, że rozdziały są opatrzone mottami, co zawsze mnie ujmuje. Te motta to fragmenty innych utworów, książek, to fragmenty wierszy, aforyzmy, cytaty z wielkich. I w „Zagubionej przeszłości” też znalazłam poezje i złote myśli, i te pozwalam sobie przytoczyć. Oto one:

Kłamca powinien mieć dobrą pamięć.

Kwintylian, O kształceniu mówcy [rzymski retor i pedagog]

 
Cóż ci też pozostało po mnie?
Wspomnienie moich kości, wzlatujących, aby spocząć
w twych dłoniach

                                              Anne Sexton, Chirurg [amerykańska poetka 20wieku]

 

W ciemności niósł się jakoby
Żałobny szelest listowia pamięci

                                        Henry Wadsworth Longfellow, Żagwie z drewna wyrzuconego na brzeg [poeta amerykański 19 wieku]

 

Czasem zachodzi konieczność
Aby jakiejś rzeczy na nowo ukazać jej własny urok

                                     Galway Kinnell, Święty Franciszek i maciora [poeta amerykański z przełomów 19 i 20 wieku]

 

Tak się książka zaczyna: Nie ma sposobu, aby żyć na tym świecie, nie pozostawiając niczego po sobie.

Autorka wypisuje tu – jako nic po sobie – karty kredytowe,  terminarze spotkań, złożone obietnice. To mogą być odcisku palców. Ale jest jeszcze coś:

Każdy z nas stanowi centrum niewidzialnej chmury, która przemieszcza się razem z nim, gdy idzie sprawdzić e-mail, wychodzi pobiegać, kiedy na zmianę z kimś używa tego samego samochodu. Za każdym z nas nieustannie sypia się złuszczone komórki skóry, czterdzieści tysięcy na minutę, tworząc tropy zapachowe…

Bo główna bohaterka ma psa tropiącego, znajdującego osoby zaginione, który nazywa się Greta. To jeden z pomniejszych wątków w tej książce. A przypomniał mi się, kiedy obejrzałam program o psie tropiącym  z OSP w Lipkach, przesympatycznym i mądrym psiaku o imieniu Buddy, którego opiekunem i treserem jest Szymon Oparowski. Buddy jest psem dyplomowanym, bo zdobywa kolejne certyfikaty uprawniające go do akcji poszukiwawczych i szukania ludzi. Na Opolszczyźnie to chyba jedyny taki piesek, jeśli się nie mylę.

Jak to dobrze, że można czytać książki i oglądać filmy!