Jeszcze o teorii spiskowej (czasowej)

 

Kilka dni temu zmieniono czas, przestawiono go o godzinę. Mam tu zegar ścienny, który nastawia się sam, bo jest regulowany satelitarnie, cokolwiek to znaczy. Czyli jak podejrzewam, gdzieś z jakiegoś kosmosu, z jakichś zaświatów, ktoś nim dyryguje, mówi mu: „przyśpiesz minutę” albo: „zastopuj, znowu wybiegłeś o minutę do przodu”!…

Ale mój zegar nawet nie drgnął, kiedy przyszła pora cofnąć się o godzinę. Kilka dni przeliczałam: jest dziesięć po piątej, aha, to znaczy, że jest dziesięć po czwartej. I tak co chwilę, czyli co każdy „rzut oka” na zegar.  Zaczęło  mnie to trochę denerwować. Pierwsze, co zrobiłam, to zdjęłam zegar ze ściany, żeby sprawdzić, czy może ma jednak z tyłu jakieś pokrętło, którym można by wskazówki przestawić. Nie ma! Tylko jakieś drobne guziczki-przyciski, z niezrozumiałymi dla mnie napisami.  A więc do niczego nieprzydatne. Po pewnym czasie, czyli kolejnych „rzutach okiem” i przeliczeniach, pomyślałam, że guziczki-przyciski to coś w rodzaju reset w różnych tego typu urządzeniach, trzeba tylko ponaciskać, poresetować, i zegarek zrozumie, co ma zrobić, zresetuje godzinę, którą wskazuje i zmieni wskazania na czas prawdziwy; no, jeśli nie prawdziwy, to przynajmniej pożądany.  Wiadomo, ani drgnął! Znowu minęło trochę czasu, paręnaście „rzutów okiem”, dodawania i odejmowania godzin, bo zaczęło mi się w końcu mylić, czy liczyć do przodu czy do tyłu, ale wtedy już zaczął mnie zegar mój na ścianie coraz bardziej denerwować: no nie, to przecież nie może tak być! I wtedy doznałam malutkiego olśnienia: mam cię!, wiem, jak cię załatwię! Wymyśliłam, że przeczekam tę godzinę, to znaczy, że on przeczeka, ten zegar! Ja po prostu „wyłączę go z prądu”, czyli wyciągnę baterię, wtedy on się zatrzyma na godzinie czwarta pięć, przez godzinę będzie stał, i jak go włączę, czyli włożę baterię, godzinę później, to on znowu zacznie chodzić, i zacznie od czwarta pięć! Skoro jest taki głupi, że nie wie, że się trzeba przestawić, nie reaguje na żadne prośby ani groźby, ani inne moje zabiegi, to po prostu, pięć po czwartej pójdzie sobie dalej jakby nigdy nic, no i już! Będę miała wreszcie dobrą godzinę. Przeczekałam godzinę, przypilnowałam, żeby nie przegapić, żeby było dokładnie pięć po czwartej. Włożyłam baterię…

Najpierw nic! Kurczę, co za zegarzysko! A po chwili…Trrrrr, wskazówki zaczęły obracać się jak szalone! Trrrr, jeden obrót, trrrr, kolejny, trrrr, kolejna godzina! O rany, chyba go nie zepsułam?! Doleciał do dwunasta zoro zero, stanął. Stanął i stoi. On stoi, i ja stoję (przed nim).  Już się załamałam. Bo mija dłuższa chwila i nic. On stoi, wisząc na ścianie, ja stoję, stojąc pod ścianą! I ciągle nic. „Klapa!”, myślę sobie, „coś ponarabiałam, a on zgłupiał totalnie, ani od czwartej pięć, ani od zero zero, od żadnej nie idzie…”

Machnęłam wewnętrznie ręką, trudno, nie będę w jego stronę „rzucać okiem”, mam zegarek w komórce! Poszłam do kuchni zrobić sobie kawę, wróciłam do pokoju, poprzerzucałam jakieś gazety, wzięłam jakąś książkę, pokręciłam się kilka minut. Odruchowo spojrzałam na zegar, a tam ……… za piętnaście piąta!!! Prawidłowa godzina! Czyli mój zegar taki głupi nie jest. Albo ci tam, w tym kosmosie, na tym satelicie, znaleźli do niego drogę, wydali mu odpowiednią komendę, przemówili do rozumu! Szkoda tylko, że zabrakło mi cierpliwości, że nie poczekałam jeszcze chwili, żeby zobaczyć, jak wskazówki „dogalopowują” do prawidłowego ustawienia.

Zegar to jednak mądre urządzenie, prawda? Każdy zegar. Może dlatego, że tylko on umie mierzyć na swój sposób niezmierzalne i w jedyny sposób fenomenalne, czyli – czas. A jakim wobec tego mądrym urządzeniem jest człowiek, który zegar wymyślił?!

Napisałam kiedyś wiersz o zegarze, wiersz dla dzieci, taki rymowany wierszyk; przeczytajcie.

 Stary zegar

 Zegar – dziwne urządzenie…
Czasu wcale się nie boi
i choć chodzi niestrudzenie,
to wciąż w miejscu stoi.
 
Bardzo dzielny z niego piechur.
Już tak chodzi od lat stu.
Spacerować bez pośpiechu
bardzo chciałby tam i tu.
 
Zegar – dziwne urządzenie
Marzy – gdybym chodzić mógł…
Czy się spełni to marzenie?
Nie – on przecież nie ma nóg!

 

Poza tym, kiedy myślę o tym regulowaniu zegara tą dziwną drogą radiowo-satelitarną, to przypomina mi się film „Wróg publiczny”, w którym mnóstwo było takich satelitarnych sztuczek, związanych tam oczywiście z inwigilacją i podglądaniem za pomocą satelitów; to film już leciwy, ale z wciągającą akcją, z pomysłem, zrobiony z amerykańską wiarygodnością, nawet w momentach mało wiarygodnych i nieprawdopodobnych. Inwigilacja, szpiegowanie, podsłuchy. I tu z kolei przypomina mi się zdjęcie, które znalazłam na jakiejś niemieckiej stronie, nie pamiętam gdzie i przy jakiej okazji, przy którym śmieję się w głos. Przedstawia prezydenta Stanów Zjednoczonych prawdopodobnie podczas wizyty w jakimś szpitalu, przedszkolu, może w stołówce czy restauracji, gdzie Barack Obama rozmawia z jakimś dzieckiem. Rozmowa odbywa się w „dymkach”. Chłopczyk mówi: „Mój tatuś mówi, że szpiegujesz nas online”, a Obama odpowiada mu z niewinną miną: „To nie jest twój tatuś”, ot tak sobie, jak gdyby nigdy nic. Takie zabawne zdjęcie.

Dodaj komentarz